Artykuły

TANGO wśród mieszczan

"TANGO" SŁAWOMIRA MROŻKA na gnieźnieńskiej scenie jest dla mnie zaskoczeniem, także artystycznym. Można oczywiście dyskutować z ogólną koncepcją jednej czy drugiej roli, można kwestionować niektóre konkretne już propozycje aktorskie, interpretacje pewnych scen, można sprzeczać się o to lub owo, o takie czy inne pomysły scenografa lub reżysera, ale nie sposób zaprzeczyć, że jest to jeden z najlepszych spektakli (na pewno najlepszy w okresie trzech ostatnich dyrekcji), jakie zrealizowano na scenie gnieźnieńskiej.

Przedstawienie to można wartościować w kontekście dokonań innych teatrów, w kontekście różnych przedstawień Mrożka, a także dotychczasowych realizacji "Tanga" (jednej z najwybitniejszych polskich sztuk powojennych), nie stosując bynajmniej taryfy ulgowej. Tą inscenizacją teatr w Gnieźnie przekroczył barierę własnych ograniczeń wyzbył się kompleksu "sceny prowincjonalnej", działającej w najmniejszym, spośród wszystkich teatrów polskich, ośrodku miejskim.

Reżyser Wojciech Boratyński wybrał jedynie słuszną drogę: zawierzył autorowi tekstu, zagrał tak. jak sobie Mrożek w didaskaliach życzył, podporządkował się wizji teatralnej wpisanej w sztukę, ukrył się za aktorem, uwypuklając nade wszystko dialog i sytuacje jakie on narzuca. Wystawił Mrożka oczywiście tak, jak czynią to rozsądni inscenizatorzy: bez udziwnień. Wpadł jednak w pewną skrajność, jego "Tango" bowiem oscyluje zanadto w stronę dramatu w stylu Zapolskiej. Nic dziwnego, że finał wypaść musiał trochę jak z innej sztuki. A zagrać "Tango" "po bożemu", bez udziwnień to znaczy wyjść z przesłanek realistycznych, ale eliminując jednak rodzajowość i psychologizowanie.

Oczywiście koncepcja reżyserska ma swoją motywację. Boratyński rozgrywa sztukę w salonie, w którym dominują akcesoria mieszczańskiego stylu: makatki z łabędziami i jeleniami. Jego "Tango" jest bowiem wielką rozprawą z mieszczańską mentalnością, z mieszczańskim ethosem. Mieszczańska etyka nie jest przecież reliktem, nie przestała istnieć wraz z nastaniem nowej formacji społeczno-politycznej. Jest wciąż jeszcze silnie zakorzeniona w naszym społeczeństwie a takie kryteria, jak pochodzenie i wykształcenie poszczególnych jednostek nie mają tu nic do rzeczy. Boratyńskiemu nie idzie - rzecz jasna - o konkretne, historyczne treści, które kryją się pod pojęciem mieszczańskości, ale o ogólne zasady, które od dziesiątków lat są takie same. Kompromitacji ulega więc świat ludzi biernych, oswojonych z rzeczywistością, która jest na miarę ich aspiracji i potrzeb, ludzi idealnie z nią zespolonych, pogodzonych, skrępowanych brakiem woli, znudzonych, świat ludzi bez celów istotniejszych i bez umiejętności dokonywania wyboru sensownych idei, świat pełen kompromisów i działań pozornych.

Boratyński realizując "Tango" odwołał się do znanych stereotypów mieszczańskości, zwłaszcza do sfery obyczajowej, licząc - słusznie zresztą - że taka strategia ułatwi widzowi percepcję. Mieszczańscy są więc Stomil i Eleonora (choć pozornie znajdują się na pozycjach krańcowo różnych), mieszczański jest Edek - arywista, jest Ala, jest Eugeniusz, i jest nawet Artur. "Tango" to utwór wieloznaczeniowy, ale właściwie nie tyle od teatru, ile od widza samego zależy jakie myśli zdoła on w nim odnaleźć. W recenzji tej ograniczam się też do zaznaczenia tego tylko co teatr sam wyakcentował.

W spektaklu gnieźnieńskim, jak nigdy dotąd, zwraca uwagę wyrównany poziom wszystkich niemal wykonawców (mam tylko pretensje do roli Edka). Gościnne występy Danuty Szaflarskiej w roli Eleonory stanowią zapewne nie lada bodziec dla zespołu występujących aktorów. Szaflarska gra pewnie, spokojnie, bez potknięć i załamań. Sama jej obecność na scenie mobilizuje - jak sadzę - partnerów. Leon Łabędzki nadał Wujowi Eugeniuszowi cechy głupiego i tępego drobnomieszczanina, groźnego w swej fascynacji różnymi formami przemocy. Młoda absolwentka poznańskiej polonistyki -Maria Skowrońska (Ala) kreuje dziewczynę, którą bawi i fascynuje erotyczna gra, przy czym cel swój realizuje w sposób tak niewinny, że niemal perwersyjny.

"Tango" gnieźnieńskie cieszy się ogromnym powodzeniem. Jest w tym zasługa i Mrożka i samego odbiorcy (i oczywiście teatru także). Mrożka - że napisał tak wspaniałą sztukę, która daje pełną satysfakcję nawet w sytuacjach dla wielu osób niekorzystnych (np. brak odpowiednich kompetencji odbiorczych), widza zaś - że podejmuje pełny wysiłek zrozumienia utworu bez wątpienia niełatwego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji