Artykuły

Poszukiwanie epifanii piękna

O poszukiwaniach prawdy, dziedzictwie Jana Pawła II i tegorocznej edycji festiwalu "Nowe Epifanie" opowiada aktor Redbad Klijnstra-Komarnicki.

Tegoroczny repertuar festiwalu przedstawia najważniejsze teksty kultury - Słowacki, Różewicz, Biblia. To bardzo odważna decyzja...

- Wybieranie repertuaru to praca zespołowa. Jest kilku kuratorów i przyjaciół festiwalu, w gronie których podejmujemy te decyzje. W zeszłym roku motywem przewodnim była "matka", w tym roku - "król". Za każdym razem hasło zawiera aspekt doczesny i duchowy. Jak w wypadku rozmowy Jezusa z Piłatem, gdzie władza świecka spotyka się z Królem nie z tego świata. Dużym wyzwaniem inscenizatorskim jest oczywiście Biblia, tajemnicza księga, która nie ma końca, kipi od energii i natychmiast "narzuca się", żeby ją uwspółcześniać. Tekstem, który łączy w sobie wszystkie wątki tegorocznego festiwalu, taką soczewką, w której festiwal się przegląda, jest "Król Duch", niedokończony dramat Słowackiego - ulubiony utwór Piłsudskiego. A Karol Wojtyła całe życie nosił w sobie jego treść. Wystawił go w mieszkaniu w czasie okupacji. Jest w tym tekście zawarta pewna tajemnica dotycząca nas, współczesnych Polaków. Reżyser tego spektaklu, Łukasz Kos, podejmuje się wystawienia "Króla Ducha" nomen omen w Teatrze Polskim. Za pomocą tego tekstu spotyka się z Janem Pawłem II i odkrywa go dla siebie na nowo. Już wiadomo, że nie będziemy mogli obejrzeć tego przedstawienia na scenie teatru bezpiecznie w fotelu z widowni. Będziemy szukać "Króla Ducha" po budynku, spotykając się z treścią tekstu niekiedy "sam na sam".

Czyli jest to takie "sprawdzam" dla Słowackiego?

- Nie tyle dla Słowackiego, ile dla nas, Polaków. Łukasz Kos ma nadzieję, że uda mu się sprawdzić, co się stało z nadziejami, które pokładali w tym teście Piłsudski i Wojtyła, i nadziejami, jakie pokładali w Polakach. On zadaje pytanie: Co zostało do tej pory osiągnięte i gdzie jesteśmy? Papież przemawiając słowami "Króla Ducha" na Błoniach w Krakowie, dał nam pewne zobowiązanie. Zjednoczył nas, żeby nas poprowadzić do wolności, i obarczył nas jednocześnie odpowiedzialnością za tę wolność.

Czy tak jak w poprzednich latach podczas festiwalu pragniesz jednoczyć tę różnorodną widownię zainteresowaną teatrem?

- Mam nadzieję na dalszy rozwój i wykorzystanie tej szansy, którą daje charakter tego festiwalu. To już się dzieje. "Nowe Epifanie" to jedno z nielicznych miejsc, gdzie ludzie z obu stron naszego "głównego sporu" zasiadają na jednej widowni. I potrafią wspólnie odebrać wypowiedź artysty. Mogą się potem spierać o to, co widzieli, ale już wtedy "rozmawiają". Mam wrażenie, że w Polsce przekonani mówią tylko do przekonanych. Ten rów między nami jest tak głęboki, że żyjemy w dwóch równoległych światach. Nasz festiwal okazuje się takim miejscem, gdzie przychodzą ludzie z obu stron. Trwa - tak jak post -40 dni i już na początku tworzy się pewna grupa osób, która przechodzi z nami przez ten cały Wielki Post. To są ludzie tak bardzo mocno osadzeni w swoich światopoglądach, że nie boją się otworzyć na inną perspektywę. Jan Paweł II mówił, że dialog jest podstawą i że nie da się rozmawiać, jeżeli się nie pozna i dogłębnie nie zrozumie tej drugiej strony. Polska jako kraj, w którym wiara jest elementem codzienności, zasługuje na tego rodzaju festiwal - może nie tyle ekumeniczny, ile oparty na dialogu katolików z innymi.

Czy uważasz, że ten konflikt dotyczy całego społeczeństwa?

- Uważam, że przynajmniej częściowo ten konflikt jest sztucznie wygenerowany i ma w sobie jednocześnie jakiś samonapędzający się mechanizm, który funkcjonuje na poziomie mediów i polityki. Na pewno części tego konfliktu doświadczam sam w teatrze, gdzie po jednej stronie stoi Ewa Dałkowska i ja, a po drugiej cała reszta. Ale konflikt, czyli pewna niezgoda co do kształtu pewnej rzeczy, musi w końcu doprowadzić do jakiegoś nowego poukładania tego, jak się daną rzecz widzi, bo skutki konfliktu "przenoszonego" mogą stać się o wiele bardziej szkodliwe niż jego źródło.

Ale zaprosiłeś na festiwal Michała Zadarę, który jednak posługuje się zupełnie inną nomenklaturą...

- Tak, rzeczywiście bardzo się z Michałem różnimy, ale mimo że chodzimy innymi ścieżkami, jest coś, co nas łączy. Oboje jesteśmy po stronie teatru obywatelskiego, społecznego. Teatru antysystemowego, osadzonego gdzieś głęboko w rzeczywistości społecznej. Nie podczepiamy się na siłę pod jakieś subwencje, zawsze staramy się robić swoje. W jego twórczości podoba mi się to, że choć dla niego Biblia nie jest świętą księgą, to traktuje ją poważnie. Uważam, że to sedno rzeczy. Jan Paweł II mówi w swoim liście do artystów, że za każdym razem, kiedy ktoś w sposób szczery i autentyczny dąży do prawdy, to ma prawo zaglądać w różne zakamarki ludzkiej duszy. Może to robić po to, żeby w końcu dojść do światła. Dla mnie artyści dzielą się na dwie grupy: na tych, którzy autentycznie poszukują jakiejś prawdy na dany czas czy też formy na te odwieczne treści, oraz tych, którzy zajmują się sztuką dla sztuki, dla rozrywki, taniej prowokacji.

Współczesny teatr w Polsce raczej prowokuje widownię do pewnych określonych reakcji.

- Nie lubię taniej prowokacji, takiej jak na przykład w "Klątwie". Choć sprawnie zrobiona, były w niej próby dochodzenia do prawdy, tutaj sama prowokacja stała się tematem sztuki. Olivera Frljića bawią reakcje na jego sztuki, protesty przed teatrem. Wszyscy, którzy poczują jakieś emocje, stają się aktorami jego show. Myślę, że sam jest straumatyzowanym człowiekiem z byłej powojennej Jugosławii, i nie przychodzi do nas z dobrymi intencjami. Podejrzewam go o nihilizm wyniesiony z doświadczenia wojny, który nie przynosi niczego dobrego. Chciał się tylko na nas, za przeproszeniem, wyrzygać, wzmacniając tym samym stereotyp cudzoziemca pozbawionego szacunku dla gospodarza. Tym bardziej mam mu za złe to, że robiąc spektakl o Polakach, jako cudzoziemiec, nie zagłębił się w temat. Nie otworzył się na naszą rzeczywistość. Zabawił się swoim talentem i pojechał dalej. Dowodem jest fakt, że pozwolił sobie na coś takiego w takim momencie. Uważam, że to było bardzo niebezpieczne. Ten "eksperyment" mógł się źle skończyć i znowu bylibyśmy mądrzy po szkodzie.

Sama idea "festiwalu wielkopostnego" jest też pewnego rodzaju prowokacją, także wobec teatralnego mainstreamu, przekonanego o zaściankowości polskiej kultury i katolicyzmu.

- Z tego co wiem, Centrum Myśli Jana Pawła II zostało wymyślone w tym samym momencie przez tę samą grupę ludzi, co Muzeum Powstania Warszawskiego, w tym śp. prof. Lecha Kaczyńskiego. To jest ten sam koncept, to samo myślenie i dłuższy proces wywodzący się z przekonania, że Jan Paweł II jest "instytucją" nadal żywą. Jego przesłanie wciąż jest aktualizowane, ciągle dostarcza nam nowych treści. My nie zdążyliśmy wszystkiego przetrawić, więc on nie skończył do nas mówić. Z jakichś względów teatr był jego ulubioną sztuką. Uznał, że teatr jest dla Polaków tym miejscem, gdzie mogą sami siebie najlepiej zobaczyć i zrozumieć. Dowodem na potrzebę teatru niech będzie to, że jesteśmy w Europie fenomenem, jeśli chodzi o frekwencję w teatrze oraz średnią wieku widzów, która jest jedną z najniższych. Młodzi ludzie traktują teatr jako jedno z żywych miejsc, gdzie szukają odpowiedzi na swoje pytania. Nie można bagatelizować wagi tego medium w Polsce.

Jednak przywykliśmy mówić, że teatr jest sztuką lewicową.

- To nie jest tak, że "sztuka jest lewicowa" per definicja. Konserwatyści odpuszczają teatr, bo im się wydaje, że sztuka narusza pewne odwieczne treści, że się nimi nie zajmuje. Z drugiej strony, nasz festiwal to nie są rekolekcje. Jesteśmy cywilami, grupą artystów, która zadaje pytania. To nie są wykłady, tu nie ma odpowiedzi. Festiwal ma uwierać, a nawet więcej - to ma być bolesne poszukiwanie nowych epifanii piękna.

Tematem festiwalu jest też "władza" jako taka. Jak się czujesz, uważany za pieszczoszka obecnej władzy?

- Pieszczoszek władzy? Ciekawe, w czym miałoby się to wyrażać? Jeżeli chodzi o propozycje pracy, to moja sytuacja wygląda znacznie gorzej niż kiedykolwiek. To za tej władzy moja agentka otrzymała informację wprost, konkretnie, że nie dostanę roli ze względu na moje zaangażowanie polityczne. Kiedy obecna władza była w opozycji, to funkcjonowałem jeszcze jakoś na zasadzie: "A tam, nie ma co się nim przejmować". Wielu moich kolegów znajdujących się po drugiej stronie twierdzi, że żyjemy obecnie w rzeczywistości wojennej. Ja nie potrafię żyć jednocześnie w demokracji i być na wojnie. To są dwa różne tryby. Jeszcze nie jestem na wojnie i wierzę, że wytrzymam w trybie demokratycznym. Gdyby artyści podeszli odpowiedzialnie do tego, co się dzieje w Polsce, mogliby mieć ważną rolę do spełnienia. Mogliby opisać pewne mechanizmy ze swojej metapozycji i pozwolić Polakom lepiej zrozumieć siebie. Niestety, używamy swoich talentów do dyletanckiego uprawiania bieżącej polityki. Dla mnie Wielki Post za każdym razem jest szansą na zmartwychwstanie Narodu. Całego Narodu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji