Artykuły

Jurek Lamenta, aktor-lalkarz (1954-2009)

Jerzy Lamenta przez ponad 30 lat był związany z Teatrem Lubuskim w Zielonej Górze. Odkrył go dla Teatru zielonogórskiego aktor-lalkarz Jerzy Kaniowski, który w rodzinnym Jurka Sulechowie prowadził warsztaty teatralne z młodzieżą.

Poznałem Jurka w 1991 roku obejmując dyrekcję tego teatru. Grał wtedy "Lalkarza" i był już lalkarzem do szpiku kości.

Obawiał się na początku naszej współpracy, że nowy dyrektor mógłby zmarginalizować "Jego" scenę lakową w Teatrze Lubuskim, że bliski mu jest tylko "dramat". A tymczasem fenomen Lubuskiego, skupiającego pod jednym dachem dramat i lalki, owocował wielkimi spektaklami łączącymi materię lakową z "żywym planem" - tak powstały wtedy nasze wielkie spektakle: "Historyja o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim" albo "Sen nocy letniej". Sekwencja lalkowa obecna też była w naszym "Hamlecie" - aktorzy zaproszeni przez księcia Hamleta byli właśnie lalkarzami. Wynikało to z przyjaźni reżysera z Lalkarzem, który miłością do lalek mnie zaraził.

Jurek przekonywał, że w lalkach obowiązują te same reguły

teatru, co w dramacie; że lalkarz to taki sam aktor jak ten dramatyczny, tylko bogatszy o sztukę animacji. Dlatego dając uwagi aktorom lalkowym mówiłem do Janka Wysockiego, który towarzyszył cały czas Jurkowi na scenie, a potem do ostatnich chwil życia... -

"Learem, panie Janku, Learem...". To powiedzenie stało się jednym z naszych haseł wywoławczych.

A "Miniatury"!?

Spektakl w materii "czarnego teatru", dzięki któremu Teatr Lubuski podczas swoich tournee do Francji i Niemiec w połowie lat dziewięćdziesiątych pokonywał barierę językową i był naprawdę europejski. Jurek w momentach największego rozmarzenia ciągle wracał do tych wyjazdów do Paryża. Snuł też nowe teatralne plany w wymiarze lokalnym - o kulturalnym trójmieście: Sulechów - Zielona Góra - Nowa Sól.

Jurek nauczył mnie miłości do lalek. Poznałem i pokochałem jedną z przewodniczek Jurka po świecie teatru lalkowego - Krystynę Żylińską (zwaną "Ciotką" albo "Żyłą"). Oboje uczyli, że aktorstwo lalkowe opiera się na pełniejszej współpracy, na rzeczywistej "scenicznej solidarności", bardziej niż to dramatyczne, bo czasem lalkarze za parawanem "pożyczają" sobie rąk.

Oboje powtarzali, że lubuskie "lalki" przez lata całe pracowały na "dramat" - potrzeba teatru dziecięcego zawsze była większa.

Jurek stał się pełnomocnikiem dyrektora ds. sceny lalkowej, dbał

o potrzeby swoich kolegów lalkarzy, grał i reżyserował. Stworzył muzeum lalek w Lubuskim. Szczupłe to było miejsce, ale stanowiło wielkie sanktuarium Jurka, grupki dzieci po spektaklach dostępowały lalkarskiego wtajemniczenia. Aktorzy-lalkarze wprowadzali je w świat animacji lalkowej.

Lubił dzieci, lubił dzielić się z nimi swoją lalkarską fascynacją, łatwo nawiązywał z nimi kontakt poprzez Sztukę Teatru - bo przecież artysta na zawsze pozostaje dzieckiem.

Kiedy później pozbawiono Jurka możliwości grania i reżyserowania, kiedy zaprzepaszczono jego muzeum, kiedy praktycznie zlikwidowano scenę lalkową, o którą Jurek upominał się wciąż przez ostatnie dziesięć lat swojego życia, bardzo tęsknił i cierpiał...

Ostatnie dziesięć lata Jurka było bardzo trudne, trawiła go tęsknota za Teatrem. Nieoczekiwanym sojusznikiem Jurka okazał się wspaniały dyrektor pewnego zielonogórskiego przedszkola, który rozpoznał w bezrobotnym z urzędu zatrudnienia Artystę, przywrócił mu zrabowaną godność. I tam Jurek mógł znowu tworzyć dla dzieci, do końca.

***

Na zdjęciu: portret Jurka Lamenty w ujęciu grafika-karykaturzysty Arkadiusza Gacparskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji