Artykuły

Leszek Możdżer: Kant mógłby się dziś przydać

- Ten dramat bezlitośnie obnaża zakłamanie systemu. Opisuje powiązania przemysłu zbrojeniowego z przemysłem farmaceutycznym i zapowiada nieuchronny moment obnażenia prawdy, wieszczy też koniec medycyny w dzisiejszym kształcie - o operze "Immanuel Kant" w Operze Wrocławskiej mówi Leszek Możdżer.

Boska intuicyjność Thomasa Bernharda i Immanuela Kanta nierzadko wyrzuca czytelnika poza ramy jakiegokolwiek dyskursu. Nierzadko odbiorca jest jedynie niemym fragmentem ich wielkiej, metafizycznej gry - tym bardziej, gdy bawią się razem. Pojawił się jednak głos, który każe nam przewartościować radykalny Bernhardowski schemat. O twórczości Austriaka zamkniętej w tragikomicznej operze opowiada Leszek Możdżer.

***

Pana muzyka operowa do tekstu Bernharda zebrała przychylne recenzje. Zdaje się, że nie ma dla Pana żadnych kompozytorskich ograniczeń. Tym razem Bernhard. Jaki jest dla Pana "muzycznie"? Co udało się Panu w nim usłyszeć, co zachęciło Pana do pracy nad tekstem "Immanuel Kant"?

- Rzeczywiście recenzje mam dobre, za wyjątkiem jednej, w której autor cytuje moje własne wątpliwości, o których mówiłem publicznie. Komponowanie muzyki polega z grubsza na tym, żeby doprowadzić do powstania jakichkolwiek nut. Jest to dosyć duży problem w przypadku opery, bo wiąże się to z wykonaniem wielu godzin uciążliwej, urzędniczej pracy. Nuty muszą być przygotowane bardzo skrupulatnie, żeby podczas prób można było zająć się tylko kreacją dźwiękową, a nie wyjaśnianiem wątpliwości dotyczących zapisu. Bernhard pod względem muzycznym był niewygodny do komponowania, ale pisałem do tekstu przetłumaczonego na język polski, a specyfika języka polskiego jest uciążliwa dla kompozytora, bo zawiera on wielosylabowe słowa z akcentem na przedostatnią sylabę. Zdecydowałem się zrealizować to zamówienie, bo od zawsze moim najgłębszym marzeniem było zostać kompozytorem. Po pobieżnym zapoznaniu się z tekstem nie zauważyłem w nim żadnych niebezpieczeństw, więc po prostu przystąpiłem do pracy.

Czy sięgał Pan wcześniej po twórczość Thomasa Bernharda czy było to pierwsze spotkanie? Co najbardziej Pana zaskoczyło w jego twórczości?

- Nie miałem pojęcia o istnieniu Thomasa Bernharda. Odnalazłem tylko informacje, że przez jednych uważany jest za geniusza, a przez innych zwalczany jako twórca szkodliwy. Tekst "Immanuel Kant" sprawiał wrażenie dosyć beztroskiego, momentami absurdalnego, więc przystąpiłem do pisania muzyki bez specjalnych ceremonii. Dopiero z biegiem czasu zaczęły się przede mną odsłaniać ukryte znaczenia zaszyfrowanych w nim znaczeń i właśnie to okazało się najbardziej zaskakujące. Pozornie lekki i powierzchowny tekst jest naszpikowany zaszyfrowanymi odniesieniami. Bernhard w zawoalowany sposób opisuje w nim ciemne sprawki medycyny. Dzisiaj mówi o nich dr Matthias Rath w swoim "oskarżeniu w imieniu narodów świata" i dopiero po przeczytaniu tego oskarżenia można rozczytać Immanuela Kanta. Z tekstu Bernharda przebija też wiedza dotycząca zasad rządzących ludzką świadomością. Zapewne niektórych odniesień Bernhard nie był w pełni świadomy, bo pisał je w natchnieniu, ale liczba zawartych w tym tekście ukrytych znaczeń jest ogromna. Wybitni artyści intuicyjnie wyłapują różne informacje z biopola i zapisują je w swoich dziełach.

Jak Pan rozumie przesłanie dramatu "Immanuel Kant"?

- Ten dramat bezlitośnie obnaża zakłamanie systemu. Opisuje powiązania przemysłu zbrojeniowego z przemysłem farmaceutycznym i zapowiada nieuchronny moment obnażenia prawdy, wieszczy też koniec medycyny w dzisiejszym kształcie. Prawdę jednak należy odsłaniać bardzo powoli, bo "papugi i uczeni w piśmie mają najwrażliwsze oczy na światło". Na razie nie możemy jeszcze mówić w oficjalnych mediach o obrzydliwej prawdzie na temat farmacji wywodzącej się z nazistowskich eksperymentów, ale zasłona z klatki już zaczyna spadać. W pierwszym akcie mamy awanturę dotyczącą powolnego zdejmowania zasłony. "Zerwanie zasłony" to po grecku apokalipsa. Bernhard wie, że raptowne zerwanie zasłony jest bardzo niebezpieczne dla papugi żyjącej w klatce. Każde zdanie Bernharda w tym tekście ma konkretne odniesienie do rzeczywistości, nie wystarczyłoby miejsca w tym wywiadzie, żeby zreferować wszystko co udało mi się do tej pory odkryć. On tam nawet poukrywał daty aktów prawnych! To szokujący, zdumiewający tekst. Bernhard rzeczywiście jest geniuszem.

Czy sztuka powinna być elitarna? Czy hasło "sztuka dla wszystkich" ma sens?

- Pierwiastek twórczy jest nieodłączną, boską cechą ludzkiej psychiki. Każdy człowiek jest twórczy, ale nie każdy ma tyle samozaparcia, żeby doprowadzić swoją technikę do mistrzostwa. Żeby osiągnąć mistrzostwo w jakiejkolwiek dziedzinie, trzeba na to poświęcić tysiące godzin. Tak więc sztuka jest dla wszystkich, ale nie każdy znajduje w sobie na tyle motywacji, żeby cokolwiek osiągnąć. Wybitny tynkarz, wybitny szewc, wybitny stroiciel, czy nawet doskonały szofer, żeby stać się artystą w swoim fachu musi poświęcić na to czas, dociekliwość oraz energię życiową. Korzystanie z własnej energii życiowej jest ściśle związane z praktykowaniem jasnego, dobrego myślenia, bo ciało nie będzie zasilać energią takiego myślenia, które powoduje cierpienie, tylko będzie wolało ją wyrzucić w formie energii seksualnej. Tymczasem język publiczny bazuje na pyskówkach, naigrawaniu się z celebrytów, albo przeciwnie - idealizowaniu ich, czyli wzbudzaniu poczucia niezrealizowania oraz propagowaniu strachu, przez co obniża nam jakość myślenia, a jednocześnie podsuwa darmową pornografię i prostytucję wyjętą spod jakiejkolwiek kontroli urzędniczej, a ostatnio nawet oficjalnie uczy dzieci onanizmu. W takich warunkach przeciętny człowiek ma nikłe szanse na osiągnięcie jakiejkolwiek sprawczości. Tak więc sztuka jest dla wszystkich, ale niestety nie w tym systemie, w którym dzisiaj żyjemy.

Pana opera powstała stricte na podstawie dramatu austriackiego pisarza. Czy sięgnął Pan również po samego Kanta przed komponowaniem muzyki?

- Owszem, przejrzałem pobieżnie jego pisma, ale niestety termin oddania opery zaczął mnie naglić, więc musiałem przystąpić do pracy. Immanuel Kant symbolizuje dla mnie krytyczny umysł, zgodnie z encyklopedyczną regułką mówiącą o tym, że jest on twórcą "filozofii krytycznej". Oznacza dla mnie umysł, który rozkodowuje rzeczywistość za pomocą logicznego myślenia. W swoim dramacie Bernhard jednak odebrał Kantowi wzrok, uczynił go ślepym i zrobił to celowo, żeby uzyskać określoną symbolikę. Taki umysł nic nie widzi, pomimo to, że wszystko ma przed oczami. Jeśli mówić o medycynie - my dzisiaj żyjemy właśnie w takim świecie. Leczymy chorobę, ale nie leczymy pacjenta. Nadzieję daje fakt, że Immanuel to po hebrajsku "Bóg z nami".

Czy Kant współcześnie byłby uznany za genialnego filozofa?

- O ile byłby przydatny globalnemu systemowi finansowemu - to tak, owszem. Za pomocą filozofii można skutecznie oderwać człowieka od realnego świata. W dzisiejszym systemie korpokratycznym najważniejszą sprawą jest oderwanie człowieka od ziemi i pozbawienie go sprawczości. Proszę zwrócić uwagę na to, że Kant u Bernharda ma w butach azbestowe wkładki. Korpokracja musi operować filozofią i ideologią, żeby odwrócić uwagę ludzi od konkretów i zająć ich czczą paplaniną. Konkretami zajmują się tak zwane "służby". Tak, myślę, że Kant mógłby się dzisiaj przydać.

Kant stawia przed człowiekiem w swojej koncepcji filozofii praktycznej dwa cele: "[...] jeden - osobowy i pozaświatowy, cel moralny, który postuluje istnienie innego świata, gdzie cnota i szczęście będą pojednane, oraz drugi - cel całego gatunku, cel ziemski, dający się urzeczywistnić w toku historii, a polegający na ustanowieniu pokoju powszechnego tu, na ziemi". Czy ten idealizm ma według Pana sens?

- Każdy idealizm ma sens o ile jest uprawiany w wolnym czasie. W praktyce trzeba się zawsze nieźle natrudzić, żeby cokolwiek w życiu osiągnąć. Dzisiaj doszedłem do momentu, w którym trud i mozół uważam za coś pięknego. Mozół jest nieodłączną częścią życia, idealizm może nam go tylko trochę osłodzić. Idealizm może być całkiem przydatnym narzędziem, ale pierwszym krokiem na drodze własnego rozwoju zawsze jest uznanie własnej niemocy. To powoduje konieczność powierzenia się Bogu w ciszy własnego umysłu i dopiero od tego momentu wszystko zaczyna się jakoś układać. Nie da się osiągnąć powszechnego pokoju tu, na ziemi bez uzyskania pokoju wewnątrz pojedynczego umysłu.

"Immanuel Kant" to nietypowe libretto w porównaniu z treścią klasycznych oper. Czy tego rodzaju działania mogą przysłużyć się do lepszego rozumienia tego gatunku w świadomości tych, którzy z operą mają do czynienia "od święta"?

- Atutem tej opery są abstrakcyjne dialogi i nielinearna konstrukcja akcji. To może przyciągnąć młodych ludzi, którzy z natury rzeczy lepiej przyswajają abstrakcyjny humor. Powiedzmy sobie szczerze - opera jako gatunek z lekka zalatuje naftaliną. Libretto najczęściej polega na tym, że ten kocha tamtą, ale przyjechał ten drugi, więc ożeniła się z tym, a tamten umarł. A jeszcze lepiej by było jakby to ona umarła. W operze fascynujący jest przepych sceniczny, ogromny aparat wykonawczy i konieczność zespolenia i zsynchronizowania ze sobą wielu elementów. Takie rzeczy docenia się dopiero po czterdziestce, kiedy człowiek chociaż raz w życiu doprowadził do powstania czegokolwiek. Młody człowiek nigdy nie doceni opery, bo myśli, że to wszystko powstaje samo i bez wysiłku.

Czy przygotowując się do tworzenia muzyki inspirował się Pan austriackimi kompozytorami?

- Nie, pisałem to, co chciałem, starałem się napisać muzykę, która wydawała mi się po prostu fajna.

Czy po takim doświadczeniu kompozycyjnym łatwej będzie się Panu mierzyć z orkiestracją, czy jednak duch improwizującego jazzmana zawsze weźmie górę?

- Bardzo dużo nauczyłem się przy tej pracy i jestem szczęśliwy, że w ogóle udało mi się ją ukończyć. Utrzymanie wiary w to, że mi się to w ogóle uda, było największym wyzwaniem. Na pewno następnym razem ustrzegę się paru popełnionych błędów i przede wszystkim nieco inaczej podejdę do całości. Tę operę po prostu pisałem na bieżąco, następną najpierw naszkicuję w całości. Najpierw podzielę tekst na odcinki i rozrysuję sobie całość konstrukcji. Co do ambicji improwizującego jazzmana - kompozycja to też improwizacja tylko powstająca w dłuższym okresie czasu i dokładnie zapisana na papierze. Kompozycja i improwizacja to jest dokładnie to samo.

***

Premiera "Immanuela Kanta" odbyła się 25 listopada 2017 r. w Operze Wrocławskiej w ramach 5. edycji Festiwalu Oper Współczesnych. Kolejne wystawienie opery odbędzie się 23 lutego 2018 r. Bilety dostępne na stronie Opery Wrocławskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji