Artykuły

Agnieszka Kotulanka: Życie nie jest nowelą

20 lutego 2018 roku zmarła Agnieszka Kotulanka, a właściwie Agnieszka Sas-Uhrynowska, z domu Kotuła. Miała 61 lat.

W szkole teatralnej poznała swojego męża Jacka Sas-Uhrynowskiego (...). Była starsza od Jacka o rok i pewnie dlatego wydawała mu się dużo poważniejsza i dojrzalsza od koleżanek. On lubił otaczającą ją aurę tajemniczości. Z czasem zrozumiał, że była po prostu bardzo... nieśmiała. Jacek Sas-Uhrynowski uznał, że to dziewczyna, dla której warto rzucić kawalerski stan, choć wcześniej lubił rozrywkowe życie (...).

Byli parą, która przyciągała się na zasadzie przeciwieństw. Szybko się pobrali, wynajęli mieszkanie. - Chciałam silnej ręki, kogoś zdecydowanego, kto narzuca, wymaga, egzekwuje. Jest i było mi to potrzebne do przezwyciężania lęków, wahań, czasem histerii - opowiadała aktorka (...). Jacek Sas-Uhrynowski ze swoim twardym charakterem, przebojowością i konsekwencją był dla niej partnerem idealnym. Przy nim wszystko wydawało jej się prostsze (...).

W 1985 roku urodził się im syn Michał, a 2 lata później - córka Katarzyna.

(...) Życiorys Kotulanki pełen jest zakrętów. Aktorka w zasadzie nigdy w dorosłym życiu nie zaznała dłuższej stabilizacji. Gdy w latach 80. zagrała u Jana Łomnickiego w serialu "Dom", zrobiła furorę. Wydawało się, że świat stoi przed nią otworem, oferty kolejnych ról sypały się jak z rękawa. Uhrynowski zdecydował jednak o emigracji do Kanady. Kotulance ten pomysł nie bardzo się podobał. Ale czego się nie robi dla ukochanego (...)? Zabrali 4-letniego wówczas synka, natomiast 2-letnia Kasia została w Polsce z dziadkami. Tęsknota za córką sprawiła, że po dwóch latach wróciła do kraju (...). Po 12 latach małżeństwa aktorka rozstała się z mężem (...). Wynajmowała kolejne mieszkania, grała bardzo mało, a w najgorszych czasach... dziergała swetry na sprzedaż. Reżyserzy i producenci nie czekali na nią z otwartymi ramionami (...). Dopiero w 1997 roku dostała rolę Krystyny Lubicz w "Klanie", która przyniosła jej popularność. - Nie miałam etatu w żadnym teatrze. Pamiętam, jak zabrałam na spacer z psem trzy pilotowe odcinki "Klanu". Usiadłam pod drzewem i - nastawiona na "nie" - zaczęłam czytać. Scenariusz był pomysłowy i zręcznie osadzony w polskich realiach. Podobała mi się też Krystyna - wspominała w jednym z wywiadów. Podjęła decyzję, by dołączyć do "Klanu". Nie ułożyła sobie jednak życia osobistego (...). Przez pewien czas łączono ją z serialowym mężem Tomaszem Stockingerem. Niewielu wiedziało, że najważniejszym mężczyzną w jej życiu był w tym czasie Paweł Wawrzecki. Wydawało się, że w 2002 roku, po śmierci jego żony, aktorki Barbary Winiarskiej, będą mogli być razem (...). Szybko okazało się jednak, że ich miłość się wypaliła. Próbowali jeszcze ratować związek, ale nie udało się i w 2005 roku para się rozstała. Wawrzecki znalazł nową miłość i w 2009 roku poślubił amerykańską milionerkę dr Izabelę Roman. A Agnieszka Kotulanka od tamtej pory była sama i nie potrafiła ułożyć sobie życia z kimś innym. Mówiło się, że gdy Wawrzecki ożenił się powtórnie, złamał serce Kotulanki. Ponoć od tego momentu zaczęły się jej problemy z alkoholem (...). Według ostatnich doniesień już w młodości Agnieszka Kotulanka musiała zmagać się z demonami. Wszystko za sprawą jej ojca, który nie stronił od napojów wyskokowych. Co za tym idzie, w domu rodzinnym przyszłej gwiazdy atmosfera bywała często napięta (...).

Aktorka większość czasu spędzała na planie serialu "Klan" (...). Miała świadomość, że aktorzy serialowi tak bardzo zrastają się ze swoimi bohaterami, że trudno im potem o inne role. Ale nie miała innego wyjścia. Bo do tego czasu w jej życiu zawodowym nie działo się zbyt wiele (...). Kłopoty przyszły w 2013 roku (...). Okazało się, że Agnieszka Kotulanka zostanie przez producentów "Klanu" uśmiercona. Wszystko dlatego, że przestała stawiać się na planie zdjęciowym. W kuluarach mówiło się, że ma poważne problemy osobiste. Przestała odbierać telefony, nie można było nawiązać z nią żadnego kontaktu mimo setek prób. W końcu podjęto decyzję, że serialowa Krystyna Lubicz już nigdy nie pojawi się na szklanym ekranie. Z czasem ukazywały się kolejne zdjęcia paparazzich, które były dowodem na to, że Agnieszka Kotulanka ma ogromne problemy z alkoholem. Niektóre z nich były szczególnie poruszające: aktorka piła na nich trunek prosto z butelki, w biały dzień, na środku ulicy... Kolejne doniesienia prasy brukowej skupiały się na tym, że albo wraca ona do normalności i próbuje walczyć z nałogiem, uczęszczając na spotkania grupy wsparcia, albo jest w alkoholowym cugu i prawie nie wychodzi z domu - chyba że po kolejne butelki z wysokoprocentowym napojem (...). W uratowanie zdrowia aktorki zaangażowała się jej córka Katarzyna - nie udało się. O śmierci Agnieszki Kotulanki poinformowała rodzina, zamieszczając nekrolog na stronie "Gazety Wyborczej": W dniu 20 lutego w wieku 61 lat zmarła nasza Ukochana Mama Agnieszka Sas-Uhrynowska Kotulanka. Nabożeństwo żałobne zostanie odprawione 27 lutego w parafii św. Józefa Oblubieńca w Legionowie.

Agnieszka Kotulanka urodziła się 26 października 1956 r. w Warszawie. W 1980 r. ukończyła studia w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej; w latach 80. występowała na deskach stołecznego Teatru Współczesnego, a także gościnnie w Kwadracie, Bajce i Syrenie.

Największą popularność przyniosła jej rola Krystyny Lubicz w serialu telewizyjnym "Klan".

W dorobku artystycznym miała kilkanaście filmów, jak "Wielki tydzień" Andrzeja Wajdy, a także występy podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Grała również w spektaklach Teatru Telewizji. W ostatnich latach pojawiła się w przedstawieniu "Siła kosmiczna" w reżyserii Janusza Majewskiego. Dwukrotnie - w 2000 oraz w 2004 roku - Agnieszka Kotulanka otrzymała statuetkę Telekamery dla najlepszej polskiej aktorki.

***

Jak Agnieszkę Kotulankę wspominają artyści:

TOMASZ STOCKINGER. - Z Agnieszką tworzyliśmy w "Klanie" parę małżeńską, która cieszyła się ogromną sympatią telewidzów. Myślę, że postać serialowej Krystyny Lubicz na zawsze pozostanie w pamięci telewizyjnej widowni. Grałem z nią z niezwykłą satysfakcją, bo to bardzo utalentowana aktorka. Ale po pewnym czasie zaczęły się problemy wynikające z jej choroby i powszechnie wiadomo, jak to się wtedy potoczyło. Chciałbym ją zapamiętać jako osobę frywolną, dowcipną, pikantną - w dobrym tego słowa znaczeniu. Z upływem czasu widziałem coraz więcej smutku w jej oczach. Była osobą niepokorną i dzięki temu stworzyła postać wielowymiarową. Nadzieja jest tak długo, jak człowiek żyje, ale choroba, w jaką wpadła, jest jednostką śmiertelną. Jeżeli nie podejmie się kroków drastycznych i jednoznacznych, to się przegrywa.

***

JERZY BOŃCZAK: - Zapamiętałem ją jako fantastyczną aktorkę. Ja ciągle myślę, że ona żyje. Według mnie odeszła naprawdę wielka aktorka. Miała bardzo duże poczucie humoru, lekkość w graniu. Wiedząc o jej chorobie, starałem się jej pomóc w walce z nią, zaproponowałem zagranie roli w dwuosobowej sztuce i czekałem na jej deklarację, czy już jest gotowa. Ale nie doczekałem się. Jej choroba była wyjątkowo ciężka, podobno trudniej przechodzą ją kobiety niż mężczyźni i mamy na jej przykładzie potwierdzenie tej teorii. Podejmowała walkę ze swoją chorobą, co świadczy, że miała jej świadomość i że chciała się z niej wyleczyć.

***

LAURA ŁĄCZ: - Agnieszkę zapamiętam z lat młodości, kiedy była piękną, bardzo uzdolnioną śpiewającą aktorką. Do momentu, kiedy grała w "Klanie", mało się fizycznie zmieniła. Wyglądała pięknie. Była silna psychicznie i fizycznie. Gdy przestała pracować, bardzo się zmieniła i podupadła na zdrowiu, co odbiło się na jej wyglądzie i psychice. Agnieszka była bardzo pewna siebie i niezależna. Miała silny i mocny charakter. Nie starała się być miła dla wszystkich. Niektórzy dziennikarze jej nie lubili, bo niechętnie udzielała wywiadów. Nadzieję ma się zawsze, bo ona zawsze umiera ostatnia. Ale wyjście z tak zaawansowanego nałogu jest potwornie trudne. Nie spodziewałam się jednak, że umrze tak młodo.

***

JUSTYNA SIEŃCZYŁŁO: - Była osobą ambitną. Świetną aktorką. Niedostępna, skryta. Chyba każdy z ekipy "Klanu" miał nadzieję, że wyjdzie z nałogu. Nasz Teatr Kamienica deklarował jej pomoc, ale ona jej nie chciała. Byliśmy otwarci na współpracę.

***

ALDONA ORMAN: - Pamiętam Agnieszkę z Teatru Komedia. Bardzo dobra aktorka i dobry człowiek. Pogodna, wesoła, lubiłyśmy ze sobą rozmawiać. Bardzo mi szkoda, że jej życie tak się potoczyło. Miałam nadzieję, że wyjdzie ze swojego nałogu, bo uważam, że każdy człowiek może wyjść ze złej sytuacji. Jestem w szoku.

***

MICHAŁ BAJOR: - Jestem wstrząśnięty śmiercią Agnieszki. Zapamiętam ją jako osobę roześmianą, bardzo inteligentną. Byliśmy niezwykle zakolegowani, graliśmy sporo we wspólnych scenach aktorskich na zajęciach w PWST. Przez trzy lata byliśmy w jednej grupie, a po dyplomie też pozostawaliśmy w kontakcie i wspólnie występowaliśmy na festiwalach piosenki aktorskiej. Czasami rozmawialiśmy przez telefon, bywała u mnie na różnych prywatnych uroczystościach. Nadawaliśmy na tych samych falach. Bardzo zdolna, muzykalna, kochliwa. Podobała się mężczyznom. Bardzo wielu chłopaków startowało do niej. Miałaby szansę wyjścia ze swojej choroby, gdyby sama chciała sobie pomóc. Liczba osób, które wyciągały do niej pomocną rękę, była ogromna. Ja sam próbowałem się do niej dodzwonić, ale nie odbierała telefonów. Niemniej któregoś dnia po moim recitalu w telewizji napisała do mnie SMS-a: Oglądałam cię w telewizji, kocham cię Agnieszka. Potem przyszła do mnie na recital w Teatrze Buffo, poszliśmy do restauracji i wtedy oceniała mój koncert, podkreślając nie tylko to, co się jej podobało, ale także to, co się nie podobało. Była osobą prawdomówną. Coś się musiało wydarzyć w środku jej psychiki, że zrezygnowała z walki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji