Barwy ochronne samotności
"Planeta" w reż. Moniki Powalisz w Teatrze Wytwórnia w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.
Czołowy rosyjski dramaturg - chętnie wystawiany za granicą - umie prozę życia swoich bohaterów wznieść do wyżyn poezji
Nic dziwnego, że zainteresowanie twórczością Jewgienija Griszkowca nie słabnie. Monikę Powalisz skłoniło to - i słusznie - do wystawienia jego "Planety".
Sam Griszkowiec pokazywał się u nas przed laty w autorskim monodramie "Jak zjadłem psa", który doczekał się polskich wersji, podobnie jak inne jego sztuki: "Zima" i "Jednocześnie".
W "Planecie" otrzymaliśmy zaś spowiedź dojrzałego mężczyzny o filozoficznych skłonnościach, wszelako życiowego nieudacznika, który przez godzinę z okładem roztrząsa przyczyny swego niedostosowania. Marzy o zmianie położenia, bo doskwiera mu samotność.
Ucieleśnieniem jego ideału partnerki, takiej do grobowej deski, staje się tajemnicza młoda kobieta o ujmującej powierzchowności. Wyczekuje na niego za jednym z okien wielkiego miasta. Problemw tym, że bohater nie wie, za którym. Jego wybranka zasługuje na gorącą, szczerą miłość, zwłaszcza że pod tym względem - jak możemy domniemywać - jej także się nie układa.
Gorzka przypowieść o dwojgu samotnikach pozbawiona jest happy endu. Choć niemal ocierają się o siebie, pełne rozgwaru i pośpiechu wielkomiejskie życie takim spotkaniom nie sprzyja.
Poza tym On (znakomity Sławomir Holland) jest ciepłym, podtatusiałym abnegatem w wymiętym trenczu. Ona zaś (Katarzyna Herman) to wiotkie ucieleśnienie piękna i żurnalowej elegancji.
Jego wspomnienia z dzieciństwa to nieomal poematy, w których płomień ogniska odbija się w wodzie rzeki, iskry dolatują aż do gwiazd, a za plecami, w leśnym gąszczu, czai się niechybnie wilk. Ją bardziej interesują salony mody i plotki z klubowej imprezy. Śmiem wątpić, czy mieliby cierpliwość, by się nawzajem wysłuchać. Smutne, lecz prawdziwe.