Artykuły

Planimetalia zbaraniałych mózgów

Rok Witkacego zbliża się do końca i jednym z jego ostatnich akcentów stało się telewizyjne przedstawienie "Szewców", zrealizowane podobno przez ośrodek katowicki, ale z wypożyczonymi do czołowych ról, wyćwiczonymi w Witkacym, aktorami warszawskiego "Ateneum". Nic więc dziwnego, że Marian Kociniak i Roman Wilhelm! odstawali nieco od reszty zespołu, prezentując elementy opętania w sprowadzonym na maksymalnie racjonalistyczną płaszczyznę przedstawieniu. Oczywiście, na tyle racjonalistycznym, na ile jest to w ogóle możliwe w przypadku Witkacego. Niezależnie od wszelkich koncepcji, zawsze pozostanie wybuchowa warstwa językowa i generalne poczucie absurdu świata, który tylko absurdalna sztuka może w sposób wystarczająco adekwatny odtworzyć. A szczegóły? Cóż, w szczegółach Marcel Kochańczyk osiągnął rezultaty dla mnie przynajmniej niejednokrotnie zaskakujące. Rozłożył "Szewców" na czynniki pierwsze i otrzymał antologię myśli, chwytów inscenizacyjnych, cytatów z różnych czasów i różnych tendencji, pozbieranych w jedną sceniczną akcję. Odbierając sztuce Witkacego jej demoniczną otoczkę, sprowadził ją do poziomu mniej wyrafinowanego odbiorcy. I cóż się okazało? Tak pokazani "Szewcy" (nie z każdą sztuką Witkacego oczywiście taka igraszka by się udała) stali się kąskiem niezwykle smakowitym... dla widza, który bawi się w odczytywanie muzycznych, literackich i kulturowych cytatów, może nawet wbrew woli reżysera, widząc je już wszędzie i zawsze. Powtórzeniami i banalnymi skądinąd prawdami "Szewcy" nudzą jednak tych, którzy przygotowali się na emocjonalne wyładowanie szał ciał, a otrzymali antologię zbyt już często powtarzanych dzisiaj złotych i pozłacanych myśli. Oczywiście, w Witkacym każdy może znaleźć coś dla siebie, a szczególnie odbiorcy łasi na aluzję. Ale z samych aluzji i cytatów nie składa się sztuka. Obawiam się, że Marcel Kochańczyk zbyt zdemaskował miałkość tych aluzji. I to jest smutne. Z drugiej jednak strony, wydobył w sposób jednoznaczny i nie zawoalowany jeden z podstawowych motywów całej twórczości scenicznej Witkacego - jego wielki generalny strach przed zagubieniem w niezindywidualizowanym tłumie, który stanowi jedyne zagrożenie prawdziwie wolnej jednostki ludzkiej. Reszta to fraszka, żart, absurd, temat dla sztuki. To przecież ten strach pchnął Witkacego do samobójstwa we wrześniu 1939 roku, gdy groza zawisła nad wszystkim, co stanowiło istotę jego życia. Włącznie z czystą sztuką - apoteozą indywidualizmu.

Jest w sztukach Witkacego miejsce na szaleńczą zabawę. Jest miejsce na transcendentalny smutek. I jest miejsce na racjonalistyczną perspektywę przeszłości i przyszłości świata. Marcel Kochańczyk wybrał to ostatnie w swojej inscenizacji "Szewców". Tylko czy trzeba było wybierać aż tak konsekwentnie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji