Bóg to taniec
"Niżyński" w reż. Waldemara Zawodzińskiego i w chor. Kamila Maćkowiaka z Teatru im. Jaracza w Łodzi na VI Festiwalu Hoffmannowskim w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Głosie Wielkopolskim.
Wacław Niżyński więcej czasu spędził w zakładzie psychiatrycznym niźli na scenie. A jednak przeszedł do historii kultury jako wielki reformator tańca i choreograf rewolucjonista. W swoim "Dzienniku" pisanym już po zakończeniu kariery zapisał: "Bóg jest ruchem, jest tańcem".
Związki tańca z modlitwą, z Bogiem - pojawiają się na kartach "Dziennika" na różnych płaszczyznach. Czasami brzmią obrazoburczo Można by powiedzieć, że jest to głos człowieka chorego, nieświadomego do końca swoich myśli, tego, o czym pisze. Ale niezupełnie. Niżyński zaczął pisać "Dziennik" po zejściu ze sceny, na początku choroby. Czytając go, łatwo oddzielić przebłyski trzeźwego myślenia od urojeń chorobowych. Niżyński
w "Dzienniku" balansuje na krawędzi, na granicy świata normalnego i urojonego. Momentami wieje grozą rodem z twórczości Dostojewskiego. Ten wybitny tancerz i choreograf stworzył wręcz swój metajęzyk.
Od śmierci Niżyńskiego minęło ponad pół wieku (zmarł w 1950 roku w Londynie). W jego postać w monodramie pt. "Niżyński" wcielił się Kamil Maćkowiak. W życiu prywatnym jest niemal rówieśnikiem legendarnego tancerza kiedy ten pisał swój "Dziennik". Jest tancerzem i aktorem zarazem. Wspólnie w reżyserem i scenografem Waldemarem Zawodzińskim napisał też scenariusz tego monodramu. Bynajmniej nie powstała kolejna sztuka biograficzna, jaką kocha publiczność. Powstała raczej psychodrama.
Maćkowiak w związku z tym, że z autopsji zna to, co o tańcu, o choreografii pisał Niżyński, niczego nie udaje, nie odgrywa. To ryzykowne stwierdzenie, ale wydaje mi się, że on chwilami utożsamia się z nim. Maćkowiak znalazł w dziennikowym metajęzyku Niżyńskiego ekspresję, kod ruchowy, rytm mówienia poruszania się, który pozwala mu być do bólu prawdziwym, wiarygodnym, przejmującym.
Bodaj od czasów "Ecce Homo" - monodramu Janusza Stolarskiego - nie widziałem na polskich scenach tak pięknego teatru jednego aktora, jak "Niżyński" w interpretacji Kamila Maćkowiaka