Artykuły

Po ESK: zmieniła polskie miasta na lepsze

Łódź doceniła swój robotniczy rodowód, Lublin - żydowskie korzenie, a Katowice stały się KATO. Rywalizacja o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, która dekadę temu rozgrzała polskie miasta, pozwoliła im odkryć, jak bardzo są wyjątkowe. Wygrał nie tylko Wrocław - pisze Magdalena Kursa w Gazecie Wyborczej.

Rafał "Koza" Koziński, pomysłodawca Koalicji Miast dla Kultury, opowiada anegdotę. - Gdy w 2007 roku na jednym z budynków wywiesiliśmy hasło "Lublin. Europejska Stolica Kultury. Kandydat", odwiedzająca nas młodzież szkolna miała straszny ubaw. Śmiali się przez pięć minut, jak ten napis zobaczyli. Tak był oderwany od realiów. Trzy lata później byli u nas wolontariuszami i wierzyli w sukces. Teraz 90 proc. mieszkańców jest dumnych z Lublina. Przez dekadę z miasta w Polsce B staliśmy się miastem europejskim, choć nie wygraliśmy - podkreśla.

Dziś widać wyraźnie, że to, które miasto ostatecznie wygrało i zostało w 2016 roku Europejską Stolicą Kultury, ma w sumie znaczenie drugorzędne. Najważniejsze były lata przygotowań do konkursu, bo na potrzeby aplikacji każde z 11 startujących miast musiało określić swą tożsamość, poszukać tego, co w nim najlepsze, i przy okazji zmierzyć się z przeszłością, często niechcianą czy wypieraną.

Zyskały miasta w kryzysie

- Starania o Europejską Stolicę Kultury były pierwszym momentem, w którym Łódź pokazała się z innej, lepszej strony. To było pospolite ruszenie, dużo fajnych wydarzeń. Dzięki nim wiele miejsc zaistniało w świadomości mieszkańców, np. pikniki na Bałutach, w dzielnicy, która ma podobną sławę jak Praga w Warszawie. Gdy chłopaki z bramy grały na pikniku w piłkę z aktywistami, miało to duży urok. Była w tym pozytywna energia budująca dumę z tego miejsca. Wcześniej dużo osób wstydziło się naszej robotniczej tożsamości, a my staraliśmy się stworzyć z niej lokalny patriotyzm, obrócić ją w dumę - wspomina jedna z osób zaangażowanych w łódzką aplikację.

- Największym sukcesem Katowic było to, że mieszkańcy sami się zorientowali, że nie przyjdzie św. Mikołaj i nie zorganizuje tutaj fajnego życia. Że dopóki nie znajdą się liderzy, którzy zaangażują się na rzecz szeroko pojętej kultury, to tu niczego nie będzie. Dotąd byliśmy zakiszeni, myśleliśmy, że tu jest tylko szaro, buro i nijako - wspomina aktywista z Katowic.

Obie wypowiedzi pochodzą z wywiadów zebranych przez naukowców z Uniwersytety Jagiellońskiego, którzy swe badania podsumowali w książce pt. "Efekt ESK. Jak konkurs na Europejską Stolicę Kultury 2016 zmienił polskie miasta" (autorzy: Paweł Kubicki, Bożena Gierat-Bieroń, Joanna Orzechowska-Wacławska).

Socjolodzy nie mają wątpliwości, że konkurs najbardziej pomógł miastom, które były w kryzysie ekonomicznym czy tożsamościowym. - Często te negatywne stereotypy narzucano miastom z zewnątrz, z perspektywy warszawocentrycznej. Gdy w ogólnopolskiej prasie ktoś pisał o upadku przemysłu i bezrobociu, jako przykład wskazywał Łódź. Nic więc dziwnego, że jej mieszkańcy też mieli taki obraz swego miasta. Z kolei Lublin został dotknięty piętnem ściany wschodniej, myśleniem, że na wschód od Wisły nie warto inwestować w nic poza agroturystyką - zauważa w rozmowie z "Wyborczą" Paweł Kubicki. Bożena Gierat-Bieroń dodaje, że Lublin ze swojego położenia i pozytywnie rozumianej peryferyjności uczynił podczas starań o ESK atut. Zbudował obraz miasta, które jest bramą na Wschód, łączy Unię Europejską z Ukrainą czy Białorusią.

Narodziny ruchów miejskich

Do walki o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku stanęły prawie wszystkie największe polskie miasta: Warszawa, Gdańsk, Wrocław, Poznań, Białystok, Bydgoszcz, Katowice, Lublin, Łódź, Toruń, Szczecin. Odpuścił tylko Kraków, który był już Europejską Stolicą w 2000 roku. Przygotowania do ESK zaczęły się w 2007 roku i przypadły na ciekawy moment w rozwoju polskich miast.

To właśnie wtedy zaczynają kiełkować ruchy miejskie, z UE płyną pieniądze na nowe obiekty, również kulturalne, a socjolodzy mówią o narodzinach nowej klasy społecznej, tzw. nowych mieszczanach, czyli ludziach, którzy czerpią garściami z życia miejskiego, chcą zmieniać swe otoczenie - również przez protesty - i dla których podstawą tożsamości jest ich miejskość. - W 2007 roku zjawiska te mają jeszcze charakter niszowy, ale przygotowania do konkursu na ESK, które wymagają zdefiniowania tożsamości i europejskiego wymiaru każdego z miast, powodują, że dyskusje o miastach wychodzą z nisz i stają się powszechne - mówi Paweł Kubicki.

- Bardzo długo było tak, że strategie promocji czy kultury wymyślały miastom agencje reklamowe z Warszawy. Przyjeżdżali faceci w garniturach i decydowali: wy będziecie się specjalizować w tym, a wy w tamtym. Konkurs na ESK był przełomem. Aplikację należało opracować razem: urzędnicy z artystami, aktywistami i zwykłymi mieszkańcami. Dlatego to poszukiwanie tożsamości miast było tak głębokie - komentuje Rafał "Koza" Koziński.

Jedynym dużym miastem, w którym przygotowanie aplikacji zlecono zewnętrznej firmie, był Poznań. Kubicki: - Rządzący postanowili to zrobić ponad głowami mieszkańców. Okazało się jednak, że słono opłacani eksperci w drogich garniturach stworzyli bardzo słaby dokument, pełen banałów. Poznań odpadł z rywalizacji w bardzo złym stylu.

Ale zdaniem Kubickiego przegrana uwolniła wielką energię i kapitał społeczny. - Spowodowała, że po raz pierwszy wszystkie środowiska zmobilizowały się i stworzyły poznański sztab antykryzysowy na rzecz kultury. Doszło do pierwszego lokalnego kongresu kultury.

Polubić pamięć

Wrocław, Szczecin, Gdańsk to miasta, w których po II wojnie światowej nastąpiła niemal stuprocentowa wymiana ludności. Jak miały w aplikacji o ESK określić swą tożsamość?

Kubicki: - Po tragicznych doświadczeniach wojennych, masowych migracjach ludności, repatriacjach w wielu miejscach została zerwana ciągłość pokoleniowa. Wiele miast straciło lub wyparło swą tożsamość. Tworzenie aplikacji konkursowych zmusiło mieszkańców do autorefleksji i zainteresowania się przeszłością.

Ankietowany z Wrocławia: - Moja mama, która nigdy nie interesowała się historią, idzie po raz kolejny na wycieczkę z przewodnikiem po mieście, w którym spędziła całe życie. Musiała się na nią zapisać miesiąc wcześniej, bo nie byłoby miejsc.

Podobne wypowiedzi socjolodzy słyszeli w niemal każdym z miast.

- Rozpoczął się proces przywracania pamięci poniemieckiej (Gdańsk, Szczecin, Wrocław), pożydowskiej (Łódź, Lublin) czy pogranicza kulturowego (Katowice) - wskazuje Kubicki.

To nie koniec korzyści: - W wielu miastach pracownicy instytucji kultury dostali taki zastrzyk energii, że dziś nie wyobrażają sobie powrotu do czasu sprzed aplikowania o ESK - mówi Bożena Gierat-Bieroń. Jej zdaniem w miastach kandydatach nastąpiło "umiędzynarodowienie" instytucji kultury, prawdziwy skok cywilizacyjny. - Ludzie nauczyli się, jak rozliczać duże projekty unijne, otworzyli się na partnerów zagranicznych. Czasem mam wrażenie, że w niektórych miastach, np. w Lublinie, wszystko kręci się wokół kultury - mówi badaczka.

Ale trzeba też jasno zaznaczyć, że ważne były również pieniądze, które szły na kulturę, zarówno ze strony samorządów, którym zależało na tytule, z Ministerstwa Kultury, jak i ze środków unijnych. Dzięki europejskim funduszom powstały imponujące obiekty niemal w każdym mieście, np.: siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, Forum Muzyki we Wrocławiu, Centrum Solidarności w Gdańsku, Centrum Spotkania Kultur w Lublinie, filharmonia w Szczecinie czy opera i filharmonia w Białymstoku.

Koalicja na rzecz kultury

Na początku miasta ostro ze sobą walczyły. Podglądały się. - W pewnym momencie zaczęliśmy się spotykać i powiedzieliśmy sobie: nieważne, kto wygra, my i tak będziemy ze sobą współpracować - mówi Rafał Koziński. Przygotowania wyzwoliły tyle dobrej energii, pomysłów, projektów, że żal było tego nie wykorzystać. Powstała więc Koalicja Miast dla Kultury, czyli program współpracy Wrocławia jako Europejskiej Stolicy Kultury 2016 i sześciu miast: Gdańska, Katowic, Lublina, Łodzi, Poznania i Szczecina.

Kultura przestała mieć tylko elitarny charakter. W Lublinie w 2007 roku złożono ok. 40 wniosków o granty kulturalne, w 2017 roku ich liczba wzrosła do 400. Oczywiście zmieniło się nie wszędzie i nie wszystko. Ale ogólnie wszędzie mieszkańcy myślą o swoich miastach lepiej. Głos z Katowic: - Może nie jesteśmy pępkiem świata, ale nie ma czego się wstydzić - mamy fajny teatr, imprezy, OFF Festival, mamy NOSPR. Uświadomiliśmy sobie, że Katowice mogą być sexy.

Jak bardzo wygrał Wrocław, który dostał tytuł? W samym mieście nie brakuje sceptyków, że mógł zrobić więcej, że za dużo wydaje na walkę o wielkie eventy i promocję. - Ja jednak, patrząc z zewnątrz, uważam, że Wrocław obronił koncepcję Normana Daviesa: miasta, które ze swą historią przesiedleń jest mikrokosmosem Europy Środkowej - mówi Bożena Gierat-Bieroń z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji