"Taczka octciarza"
Blisko 200 lat temu, w 1793 roku, objąwszy rolę starego Dominika w adaptowanej przez siebie dramie L. S. Merciera, święcił w "Teczce Octciarza" prawdziwe triumfy Wojciech Bogusławski, ojciec polskiego Teatru. Trudno dziś chyba będzie powtórzyć tak wielki sukces, choć Ryszard Mróz także jest bardzo dobry jako tytułowy Octciarz i podobnie jak kiedyś Bogusławski wprowadza do tej roli ton osobisty, przesiąknięty współczesnym już doświadczeniem.
"Ja zawsze pcham taczkę moją
I jestem z nią szczęśliwy".
- śpiewa Octciarz, wytwórca i domokrążny sprzedawca octu winnego i musztardy, który dzięki pogodzie ducha, a i oszczędnościom całego życia, szczęśliwie wydaje syna za kochającą go pannę i wybawia zacnego pana Delomer z opresji.
Tytułowy bohater, wytrwale pchając swoją taczkę przez życie, także i dziś wzbudza sympatię widowni, wszystko inne mocno się jednak zestarzało. Intryga jest naiwna, postacie zarysowane jednowymiarowo, dialogi rażą dłużyznami, którymi wykonawcy - przynajmniej w dniu premiery - nie bardzo umieli sobie poradzić. Brakowało wdzięku, lekkości, świeżości, choć druga część - należy to przyznać -wypadła niepomiernie lepiej niż pierwsza i kilkakrotnie wzbudzała oklaski.
Z wykonawców obok Ryszarda Mroza najlepiej zapisali się w pamięci Dymitr Hołówko jako pan Delomer i Dorota Chotecka w małej, ale ładnie zagranej roli jego córki.
Reżyserował Marek Okopiński, scenografia Jolanty Kunkel-Bojanowskiej.