Artykuły

Nic naprawdę. Wszystko na niby

"Cafe Panique" wg Rolanda Topora w reż. Joanny Gerigk we Wrocławskim Teatrze Pantomimy. Pisze Grzegorz Ćwiertniewicz w Teatrze dla Was.

Spektaklem "Café Panique" Wrocławski Teatr Pantomimy podbił moje serce. W końcu. To jedno z najlepszych przedstawień spośród tych, które w ostatnich latach wystawiane były na tej scenie. Inspiracja prozą Rolanda Topora okazała się strzałem w dziesiątkę. Nie jest to proza łatwa. Tym bardziej Joannie Gerigk, reżyserce spektaklu, należą się wyrazy uznania. Inscenizacją swoją oddała ona bowiem bardzo starannie kwintesencję podejścia tego pisarza francuskiego polskiego pochodzenia do świata, które wyraził choćby w swoich opowiadaniach. Natchnieniem dla Gerigk, jako reżyserki i autorki scenariusza, stały się te ze zbiorów "Cztery róże dla Luceinne" (1967) i "Najpiękniejsza para piersi na świecie" (1986). Tytułem spektaklu stał się tytuł zbioru opowiadań "Café Panique" (1982).

Tytułowa Café Panique, zarówno u Topora, jak i u Gerigk, to nic innego jak stan umysłu. To, co wypełnia te dzieła, mogłoby tak naprawdę nie istnieć, bo w konsekwencji i tak nie ma większego znaczenia. Najważniejsza jest tutaj banalna rzeczywistość, do której i pisarz, i reżyserka podchodzą z ironią. I chyba ta ironia właśnie jest bohaterką główną. Postaci i wydarzenia służą jedynie zobrazowaniu tej ironii. Może ładniej - uwydatnieniu. Czekałem z niecierpliwością, by zobaczyć, jak Gerigk poradzi sobie z interpretacją surrealistycznej wizji Topora, odrealniającej nieco rzeczywistość (a może urealniającej?), przepełnionej irracjonalnymi obrazami. Poradziła sobie znakomicie. Pokazała Topora w najczystszej postaci - i jako kpiarza, i jako indywidualistę pogrążonego w melancholii.

Początek w każdym razie był trochę nużący i męczący. Nie zwiastował sukcesu, o którym piszę z pełną odpowiedzialnością. Z każdą sceną akcja nabiera tempa. Monotonny początek da się jednak wytłumaczyć, jeśli potraktuje się go jako zamiar wprowadzenia widza w pierwszą fazę wolnofalowego snu. W takiej konwencji właśnie zdaje się być utrzymane przedstawienie, co nie oznacza, że nie ma w nim miejsca na wariactwa. Wariactw jest wręcz mnóstwo. Momentami irytują, momentami bawią szalenie, momentami skłaniają do refleksji. Niekontrolowane reakcje publiczności zaświadczały w każdym razie, że wzbudzały u widzów różne emocje. W pantomimicznym przedstawieniu Gerigk komizm miesza się z powagą. Pantomima spełnia tym samym swoje dwie role.

Nic w tym spektaklu nie dzieje się naprawdę. Bohaterowie, którzy pojawiają się na scenie, również zdają się nie istnieć. W Café Panique zjawiają się nagle i nagle znikają. Wynurzają się niczym zza mgielnej ściany. Są trochę jak duchy, trochę jak postaci senne. Kawiarnia jawi się jako miejsce, w którym dokonuje się ich rozrachunek ze światem, ale chyba częściej z samym sobą. Widzowie obserwują, co dzieje się w ich umysłach. Brak słów, mowa ciała i gesty utwierdzają w przekonaniu, że toczy się wewnętrzna bitwa myśli, nie spowiedź przed publicznością. Pantomima idealnie tę bitwę zobrazowała. Wrażenie to nie byłoby możliwe, gdyby za bohaterami nie stali tak znakomicie przygotowani do tej pracy aktorzy.

W pantomimie, jak nigdzie indziej, widać, na ile artyści tworzą zgrany zespół. Wrocławska grupa tworzy. W ich scenicznych działaniach nie ma miejsca na niedociągnięcia, na pozory. Nikt nie gra dla siebie i na siebie. Wszyscy pracują z takim samym zaangażowaniem, co przekłada się na sprawne i wartościowe przedstawienie. Pozostaję pod ogromnym wrażeniem wszystkich ról, ale szczególne zrobiła na mnie kreacja Mariusza Sikorskiego (te jego smutne chaplinowskie oczy, to chaplinowskie spojrzenie, ten chaplinowski sposób bycia), najważniejszego, jak dla mnie, w tym przedstawieniu aktora, najpełniej wyrażającego swoją postać, dysponującego ogromnym talentem komediowo-lirycznym niczym Krystyna Sienkiewicz, Wiesław Michnikowski czy Jan Kobuszewski (ich też wiele łączyło i łączy z chaplinadą). Chapeau bas! Rozczuliły mnie Łososie Agnieszki Dziewy, Pauliny Jóźwin i Mateusza Kowalskiego. Nie mieli oni łatwego zadania. Ich pojawianie się na scenie tylko pozornie miało wzbudzać śmiech, a tak naprawdę - wywoływać poczucie melancholii, jakiejś nostalgii. W tym miejscu trzeba od razu docenić scenografię Michała Dracza i rekwizyty Aleksandry Stawik. To również dzięki oprawie plastyczno-technicznej spektakl epatował enigmatycznością, metafizycznością i magicznością. Dopełniała te stany znakomita, klimatyczna muzyka Sebastiana Ładyżyńskiego.

Topor uważał, że świat można poznać tylko za pomocą fikcji i wyobraźni. I na fikcji i wyobraźni oparła Gerigk swoją teatralną opowieść. Dotyka przy tym jednak spraw, które dotyczą nie tylko rzeczywistości, ale zwykłych ludzkich spraw i problemów, problemów jednostek. Sprowokowała do refleksji nie tylko nad życiem człowieka, ale również nad jego potrzebami, pragnieniami i słabościami. Nie jest przy tym nieznośną moralizatorką. Wręcz przeciwnie. Nie moralizuje w ogóle. Gdyby prezentowane problemy nie były jej w jakimś stopniu bliskie, nie sięgnęłaby po nie zapewne, a jednak to z jakichś względów zrobiła. Dystansuje się jednak wobec nich i pokazuje je, jak Topor, przez pryzmat groteski i czarnego humoru. Bez żadnych kontrowersji, ale konserwatyści byliby pewnie innego zdania.

Żeby była jasność - to przedstawienie dla widzów z dużym poczuciem humoru, dla widzów o jasnych i otwartych umysłach. Przeciętny człowiek może mieć problem ze zrozumieniem gry konwencjami i ambitnej zabawy. Obawiam się, że nie uda mu się również dotknąć, choćby skrzydłami motyla, zawartej w nim prawdy, zatopionej zresztą w sprzecznościach (oczywistości nie są podniecające, a porządek jest wrogiem wolności). W "Café Panique" króluje purnonsens. Absurd goni absurd. I to czyni ten spektakl interesującym i absorbującym. Niedorzeczności nie pozwalają widzowi na obojętność. Pomimo że wszystko dzieje się na niby.

Grzegorz Ćwiertniewicz - doktor nauk humanistycznych (historia filmu i teatru polskiego po 1945 roku), polonista, wykładowca akademicki, pedagog, autor wydanej pod koniec 2015 roku biografii Krystyny Sienkiewicz - "Krystyna Sienkiewicz. Różowe zjawisko"; należy do Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych (AICT/IATC); jego teksty można przeczytać w "Polonistyce", "Teatrze", "Dyrektorze Szkoły", "Kwartalniku Edukacyjnym" i "Edukacji i Dialogu"; współpracował jako recenzent z Nową Siłą Krytyczną Instytutu Teatralnego im. Z. Raszewskiego w Warszawie, wortalem "Dziennik Teatralny"; od 2013 recenzent wortalu "Teatr dla Was".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji