Artykuły

Mam nadzieję, że w pewnym momencie widzom śmiech będzie zamierał w gardle

Andrzej Sadowski, niezależny reżyser z wieloletnim doświadczeniem, przygotował na małej scenie Teatru Dramatycznego swój autorski spektakl pod tytułem "Leon i Matylda". To komediodramat o parze małżeńskiej, która mimo sporej różnicy wieku wytrzymała ze sobą ponad 20 lat. Ale przede wszystkim o konieczności wzajemnego szacunku. Z reżyserem rozmawia Jerzy Doroszkiewicz w Kurierze Porannym.

Pana poprzedni spektakl zrealizowany w Teatrze Dramatycznym - "Sąsiedzi wskazywał na wyznaczanie granic, a o czym chce pan opowiedzieć w "Leonie i Matyldzie'?

Andrzej Sadowski, reżyser: Koncentruję się na etycznych i moralnych zasadach związku pomiędzy mężczyzną i kobietą. To para, która próbuje żyć ze sobą w sposób mało tradycyjny i mało konwencjonalny.

Jak pan wybierał aktorów do białostockiego spektaklu?

- Współpracując wcześniej z Teatrem Dramatycznym obejrzałem trochę przedstawień i widziałem, kto jaką rolę może zagrać. Bardzo istotnym czynnikiem był wiek aktorów. Aktorka nie mogła być za młoda, jednocześnie musiała mieć doświadczenie, musiał wystąpić starszy od niej kolega. Marek Tyszkiewicz z Justyną Godlewską-Kruczkowską pasowali idealnie do tego układu.

W opisach Matylda jest dużo młodsza od Leona, białostocki widz jednak zdaje sobie sprawę nie tylko z talentu, ale i z wieku swoich ulubionych aktorów...

- W tekście mówimy o różnicy 20 lat. Rola została napisana dla mężczyzny pomiędzy 52. a 57. rokiem życia. Jeszcze nie starzec, a dziewczyna dochodzi do czterdziestki. Wydaje mi się, że to idealny układ.

Po zaangażowanej komedii, jaką byli "Sąsiedzi" "Leon i Matylda" są według pana...

- Dramatem psychologicznym, momentami zabawnym. Mam nadzieję, że w pewnym momencie śmiech będzie zamierał w gardle.

Tym razem w scenariuszu i na scenie wykorzystuje pan multimedialny chór wzorowany na antycznym?

- To pewien rodzaj żartu. Rzeczywiście, chór dopowiada tutaj pewne rzeczy, uczestniczy w przedstawieniu, pojawia się, doinformowuje publiczność o tym, co się dzieje, zadaje pytania. To rodzaj dyskursu ze scenicznym życiem trójki bohaterów.

Robi pan teatr na nasze czasy?

- Sądząc z odzewu widzów, wydaje mi się, że to o czym mówię bardzo ich dotyczy. To jest po prostu współczesne.

Trzeba mieć odwagę, by będąc młodą kobietą, która wpada w ramiona dużo starszego mężczyzny w prawdziwym życiu przyjść na "Leona i Matyldę'?

(śmiech) - Może to być traumatyczne przeżycie.

To komu poleciłby pan ten spektakl?

- Trudno mi ocenić, czy to przedstawienie trafi do ludzi bardzo młodych, którzy są jeszcze przed wyborem partnera. Być może to, co zobaczą na scenie, sposób w jaki partnerzy się traktują uczuli ich, żeby w przyszłym życiu nie popełniać takich błędów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji