Artykuły

"Istnieje jeszcze takie słowo, jak bohaterstwo"

- Wtedy przyszła fala "Rewizorów". Niedawno z kolei przypłynęła fala "Makbetów" i jestem pewien, że reżyserzy ani się ze sobą nie konsultowali, ani nie chcieli się boksować na "szekspiry". Za chwilę nadejdzie kolejna fala tekstów antycznych - mówi reżyser JAN KLATA.

Pola Sobaś: Zgodnie z zapowiedziami Trzy stygmaty Palmera Eldritcha stały się zupełnie nowym rozdziałem w twojej twórczości. Po raz pierwszy postanowiłeś zrobić spektakl "na tak"?

Jan Klata: Nie uważam, żeby Nakręcana pomarańcza albo H. były spektaklami "na nie". A czy przedstawieniem "na tak" są Trzy stygmaty...? W pewnym sensie, bo pokazują bohatera, który nie przegrywa. Kogoś, kto na początku jest

antybohaterem, a potem przeżywa pozytywną przemianę. Można powiedzieć, że przebywa odwrotną drogę niż Hamlet z H., z którym na początku sympatyzujemy, bo nie nurza się w otaczającym go bagnie, ale w pewnym momencie wszystko się zmienia, ponieważ bohater, żeby nie przestać istnieć, decyduje się na rzecz okropną.

P. S.: A myślałeś o pokrewieństwie z Lochami Watykanu? Tam jest rozprawa o religii, tutaj o wierze.

J. K.: To ciekawe rozróżnienie. Rzeczywiście to, co w Nakręcanej pomarańczy i Lochach Watykanu jest tylko dosyć karkołomną możliwością, tu już nie jest tak ironiczne.

P. S.: Ale ostatecznie nie pozwalasz Barneyowi spotkać się z Bogiem, a tylko z jego pośrednikiem Eldritchem.

J. K.: Równie dobrze można powiedzieć, że Szatan jest pośrednikiem Boga. Eldritch to zwodziciel, to ktoś, kto mówi tylko część prawdy. I to akurat tę, która mu odpowiada - tę, która, jak się okazuje, człowieka zniewala, a nie wyzwala. Oczywiście jest to powieść na tyle wieloznaczna, że można zinterpretować ją inaczej, ale mnie Eldritch interesował jako "coś", co trzeba przezwyciężyć.

Moim zdaniem, tę powieść można zrealizować, idąc albo tropem Barneya, albo Leo Bulera. Jeżeli idziemy tropem Bulera, to pokazujemy człowieka, który pokonał Palmera Eldritcha (scena, w której ogląda swój pomnik itd.). A w przypadku podjęcia śladu Barneya Meyersona pytanie brzmi: co go boli? A "boli go" żona. U Dicka jest tak samo.

P. S.: Tylko że u Dicka Barney dojrzewa do świadomości, że żony, której szuka, już nie ma.

J. K.: Ale u nas tej żony również nie ma. Jest inna. Pół-małpa.

P. S.: Tak. A on rzutuje na nią uczucie do kogoś innego - do niej dawnej, innej. To rodzaj halucynacji.

J. K.: Nie, on nie rzutuje na nią uczucia do kogoś innego. Myśląc w ten sposób, to i ja rzutuję na moją żonę uczucie do kobiety, jaką była 8 czy 10 lat temu, kiedy się poznawaliśmy. Emily się zmieniła, zresztą w przedostatniej scenie Eldritch Barneyowi o tym mówi. I znów operuje półprawdami: ona się zmieniła, więc ty byś jej nie chciał. Ale on by chciał! Według mnie, to jest w pełni świadoma decyzja. Najgłupsza opinia na temat tego spektaklu, z jaką się spotkałem, to że przedstawienie kończy się happy endem. Czy wzięcie na siebie odpowiedzialności i życie z pół-małpą jest happy endem?

P. S.: Po raz pierwszy nie walczysz z tekstem, a nawet miłosiernie tuszujesz niedoskonałości Dicka.

J. K.: Nie chodzi o to, że staram się zacierać to, co jest słabe literacko. Zastanawiam się, co będzie teatralne, a co nie. I nie jest tak, że wycinamy to, co nam nie pasuje do obrazka, tylko organizujemy spektakl wokół pewnego problemu. Być może ta powieść traktuje jeszcze o czymś zupełnie innym. Hamlet i Rewizor również traktują o sprawach, których w spektaklach nie dotknąłem. Wspaniałe teksty mają to do siebie, że są migotliwe, ale nie można zrobić spektaklu o wszystkim.

P. S.: Nie sądzisz, że teledyskowe przerywniki rozbijają przedstawienie? Czemu one służą?

J. K.: To jest to, co Bulerowi zastąpiło Boga, a dla mnie to jest prawdziwe oblicze popkultury. Chcieliśmy tymi hitami stworzyć świat przyszłości, ale zarazem teraźniejszości i przeszłości. Wszystkie one, splecione, tworzą świat Bulera. To takie mentalne karaoke, dlatego zdecydowaliśmy się na wyświetlanie tekstów na telebimie.

P. S.: Porozmawiajmy o publicystyce w Twoich spektaklach.

J. K.: Nie zgadzam się, że to jest publicystyka. Raczej "realistyka". Poza tym nie uważam, żeby np. ...córka Fizdejki była tylko i wyłącznie tego rodzaju spektaklem. To jest teatr śmierci Tadeusza Kantora. Odniesienia publicystyczne: że flaga, że Małysz, są marginalne. To tylko przygotowanie do sceny gazowania i do finałowego Balu Ostatecznego Pojednania.

P. S.: Stosunków polsko-niemieckich będzie też dotyczył projekt Transfer!

J. K.: Zgadza się. To będzie bardzo trudne przedstawienie, ale pomysł jest bardzo kuszący, bo temat bolesny. Oficjalnie Niemcy twierdzą, że on interesuje wyłącznie krzykliwe mniejszości, ale tak naprawdę to jest 6 milionów głosów do przejęcia, a każdy polityk ma ochotę na 6 milionów głosów. Zresztą, jak ostatnio powiedziałem Niemcom, to jest akurat 6 milionów głosów, których im brakuje po II wojnie światowej. Opieramy się nie na zawodowych aktorach, lecz na ludziach, którzy tam byli. Tych, którzy zostali wypędzeni z Wrocławia, i tych, którzy zostali tam "przypędzeni". Będą to Polacy i Niemcy właściwie schodzący już ze sceny historii, ale też osoby młodsze, w jakiś sposób związane z tamtymi wydarzeniami. To jest pytanie o istnienie prawdziwej historii, o to, czy się ją tworzy post factum, czy się nią manipuluje. Fascynuje mnie ten temat.

P. S.: Będą tylko amatorzy?

J. K.: Sceny aktorskie będą wyłącznie scenami z konferencji w Jałcie, bo uważam, że bez niej nawet nie warto poruszać tego tematu.

P. S.: Chciałbyś, aby ten spektakl stał się legendą miasta? Czymś w rodzaju przedstawień z Legnicy?

J. K.: Absolutnie nie. To opowieść o pamięci, o tym, co się robi z historią, a nie Wschody i zachody miasta.

P. S.: Co powiesz, jeśli zaproponują ci dyrekcję Teatru Polskiego we Wrocławiu?

J. K.: Nie zaproponują mi, ale powiedziałbym "nie".

P. S.: Dlaczego?

J. K.: Bo na tym etapie życia nie chcę być dyrektorem. I jeszcze z kilku innych powodów, ale wystarczy chyba ten pierwszy i najważniejszy.

P. S.: Co powiesz o zmianach w kraju? Skończyła się osławiona wojna?

J. K.: A zmieniła się ekipa Okopu Świętej Trójcy w teatrze? Czekam, aż druga strona coś pokaże, ale niczego nie widać. My chcemy grać w piłkę, oni typują sędziego i nie wystawiają żadnego składu.

P. S.: A czujesz, że czasy się zmieniają?

J. K.: Będziemy się żegnali z Rewizorem. Myślę, że się zdezaktualizował. Teraz trzeba by już robić jakiegoś innego Rewizora.

P. S.: Zaangażujesz się w projekt wychowania w patriotyzmie?

J. K.: To może być bardzo dobry projekt, jeśli będzie wykonywany sensownie. Mogę ci dać prosty przykład - Muzeum Powstania Warszawskiego. Coś fantastycznego. Zrobili to ludzie zwariowani, za wszelką cenę chcący "dać świadectwo prawdzie", przywrócić zmarłym honor, mówić o ich bohaterstwie - bo istnieje jeszcze takie słowo, jak "bohaterstwo". Ono się pojawia rzadko i zaraz znika. Jest jak bardzo delikatna roślina, ale nie zapominajmy, że czasem trzeba się nim wykazać. Tworzenie ku pokrzepieniu serc nigdy mnie nie interesowało, ale w tym, co robimy, np. w ...córce Fizdejki i Fanta$ym, jest na pewno coś na kształt perwersyjnego patriotyzmu.

P. S.: Zdarza ci się, że masz już gotową koncepcję na spektakl i nagle słyszysz w radiu informację, która sprawia, że natychmiast ją zmieniasz?

J. K.: Na przykład jaką informację?

P. S.: Na przykład o katowickiej tragedii.

J. K.: Może to, co powiem, jest okropne, ale nie uważam, aby to, co się zdarzyło w Katowicach, było jakimś przełomem. Nie widzę powodu, aby się tym mentalnie zajmować, poza odmówieniem modlitw za ofiary. Na pewno hala w Chorzowie nie jest miejscem uświęconym krwią Polaków. Trzymajmy się jakichś proporcji: z jednej strony jest powstanie styczniowe czy Stocznia Gdańska, a z drugiej wydarzenie całkowicie przypadkowe, chociaż zapewne z perspektywy wyższego porządku - nam, co istotne, niedostępnego - celowe.

P. S.: Problem tkwi w tym, że brakuje idei, która nadałaby mu sens? Może po prostu nie mamy już szans na podobne idee?

J. K.: Śmierć papieża była tego rodzaju wydarzeniem. Ta śmierć była naznaczona niesamowitą ideą.

P. S.: A nie patrzyłeś na śmierć papieża przez pryzmat Uśmiechu grejpruta?

J. K.: Nie.

P. S.: Nie miałeś poczucia, że wszystko się spełnia?

J. K.: To jest opinia bardzo mi przychylna, ale chyba niesłuszna. Na szczęśnie niewiele się sprawdziło.

P. S.: Jeżeli chodzi o media?

J. K.: No, tu akurat tak. Ale jaki przekaz poszedł do ludzi przez media i wbrew mediom? Widać było mądrość - i to chyba nie mądrość ludzką. To właśnie jest sztuka umierania, o której się pisało traktaty u Tybetańczyków i w średniowieczu, tyle że tym razem nie napisana, a przeżyta. I to jest coś, co zamyka wszystkim żurnalistom gęby i powoduje, że każdy komentarz staje się idiotyczny. To było absolutne zwycięstwo. Prawdziwe "De imitatione Christi".

P. S.: Niedługo zaczynasz próby do Ryszarda III w Austrii. Jaki masz pomysł na dyskusję z widzem z innej kultury?

J. K.: Mamy na to bardzo ostrą i bardzo dokładną formę. Nigdy dotąd nie robiłem spektaklu, który na tym etapie byłby już tak precyzyjny. Po części wynika to ze specyfiki pomysłu, a po części z tego, że cykl produkcji w teatrze zachodnim wymaga, by na pięć miesięcy wcześniej oddać gotowy projekt. Premiera będzie 7 października, więc w przyszłym tygodniu wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.

P. S.: A jak znosisz festiwalowe porównania do innych współczesnych przedstawień?

J. K.: Trzy lata temu w "Dialogu" uczestniczył mój Rewizor i Rewizor Hermanisa, oparty na podobnym pomyśle - tam akcja jest przeniesiona w czasy Breżniewa. Biedny reżyser oczywiście bez przerwy był pytany, czy widział i co sądzi. Odpowiadał: "Ale ja to zrobiłem wcześniej". I to była prawda! Sądzę, że są takie fale, które nie mają nic wspólnego z powtórzeniem. Wtedy przyszła fala "Rewizorów". Niedawno z kolei przypłynęła fala "Makbetów" i jestem pewien, że reżyserzy ani się ze sobą nie konsultowali, ani nie chcieli się boksować na "szekspiry". Za chwilę nadejdzie kolejna fala tekstów antycznych.

***

JAN KLATA - jako reżyser debiutował realizacją własnej sztuki Uśmiech grejpruta w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu (2002). Niesłabnące kontrowersje wywołują jego przedstawienia rozprawiające się z mitami polskości: utrzymany w gierkowskiej stylistyce Rewizor(2003), antyunijna ...córka Fizdejki(2004), Hamlet (2004), którego akcja umieszczona jest w Stoczni Gdańskiej, Fanta$y (2005). Drugim nurtem twórczości Klaty są spektakle o tematyce uniwersalnej: Lochy Watykanu (2004), Nakręcana pomarańcza (2005), Trzy stygmaty Palmera Eldritcha (2006). Obecnie trwają przygotowania do premiery Weź przestań w Teatrze Rozmaitości, Ryszarda III na Słowacji oraz spektaklu Transfer, koprodukcji polsko-niemieckiej traktującej o problemie wypędzenia.

***

POLA SOBAŚ - absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim, teatrolożka, tłumaczka. Publikowała m.in. w "Lampie", "Foyer" i "Zeszytach Komiksowych". Prowadzi dział teatralny w "Ultramarynie" i "Magazynie Reporter".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji