Artykuły

Cud mniemany

Właśnie wystawił już był Wojciech Bogusławski spolszczone włoskie opery "Axur" i "Rzecz rzadka", aby - jak pisał - udowodnić, "że i w naywięcey naówczas cenionym rodzaiu łatwego śpiewu, w iakim Martini Opery swoie pisał; nie mniey Polacy podobać się potrafią". Lecz wiedział ojciec sceny narodowej, że obca moda, jakkolwiek wszechwładnie aktualnie by nie panowała, nie oprze się rodzimym motywom przez czas dłuższy. Pisał: "...niezostawało iuż nic, coby Włoskich Śpiewaków żałować pozwalało. Ale brakowało ieszcze Polskiey Operze tego, co iest każdemu Narodowi naydroższem... narodowości. - Przyszła mi myśl, wystawienia na Scenę tych wesołych i rubasznych Krakowiaków, którzy uprawiaią ziemię, spiewaiąc biią się za nią. Świeży dowód ich męztwa pod Racławicami, zapalił móy umysł; lube moiey młodości wspomnienia, drogie chwile które na tey ziemi przyżyłem, nauki, które w niey brałem, związki krwi które mnie tam łączyły wszystko to przed moiemi stanęło oczyma. - Wezwałem całey moiey pamięci, całey zdolności do odmalowania ich zwyczaiów, zdań, uczuć, mowy i zabaw; a w krótkim czasie napisawszy znaiomą aż nadto Operę: "Cud, czyli Krakowiaki i Górale", z ułożoną przez J. Pana Stefani muzyką, dnia 1 Marca, wystawiłem na Scenę. - Zadziwił Axur, zabawiła Rzecz rzadka ale Krakowiaki pozyskały wszystkich serca, zapaliły wszystkich umysły. - Stosowność, iakiey z ówczesowymi okolicznościami domyślano się w tey Operze, sprawiła; że po trzech ciągłych oney wystawieniach zakazaną została. Ci, którzy w niey nic więcey oprócz wesołey zabawy nieupatrywali, zasmucili się iey zgonem; lecz ten chwilowy letarg, w krotce ią, w Świettnieyszey Epoce, wrócił do życia".

Od dnia 1 marca 1794 roku, dnia owej pamiętnej prapremiery Wojciecha Bogusławskiego, narodowej opery polskiej minęło właśnie równe 175 lat. Premiera "Cudu mniemanego" padła na grunt niezwykły i jak wynika ze zwierzeń jej autora, z myślą o niezwykłych dla narodu chwilach powstawała. "Dzień 17 kwietnia (Insurekcja warszawska - przyp. B.K.) inney dla kraiu ofiary wskazuiąc potrzebę, obrócił serca i ręce Artystów tam, gdzie iuż nie przykłady, ale czyny skutkować miały". W tej sytuacji przedstawienie sztuki Bogusławskiego spełniło rolę podobną do tej, jaką we Francji "Wesele Figara". Znajdowały się w libretcie i rodziły się żywiołowo na przedstawieniu aluzyjne kuplety nawiązujące bezpośrednio do sytuacji politycznej kraju. Krótki jest jednakże żywot doraźnej, politycznej aluzji i złośliwego kupletu. Nie więc dziwnego, że do nas dziś te rzeczy nie docierają, nie docierały one już pewnie do następnego pokolenia publiczności, która mimo to jakże chętnie i hurmem na "Krakowiaków" waliła. Powołując się na świadectwo współczesnych, w programie bydgoskiego przedstawienia przypomina się, że do roku 1820 grano sztukę 144 razy "co jest, jak na owe czasy, kiedy operę wystawiano przeciętnie 10 do 20 razy, cyfrą imponującą".

Mamy już rok 1969 a nie 1820, lecz "Krakowiacy i Górale" nadal cieszą się zasłużoną sławą a ich twórcy wdzięczną pamięcią teatrów i publiczności. Dzieje się tak, chociaż z dawnej politycznej aktualności nic się już w praoperze polskiej nie ostało. Gdzie więc przyczyna jej żywotności?

W cytowanym już programie teatralnym przytoczono następujące słowa poety niemieckiego Johna G. Seume, ówczesnego sekretarza ambasady Igelströma w Warszawie: "Polityczne aluzje tej sztuki były bardzo odległe i niezbyt istotne, miała ona jednak charakter patriotyczny (podkr. - B.K.). Mądry to był Niemiec ten Seume, skoro to właśnie wydało mu się w "Cudzie mniemanym" najistotniejsze. Charakter patriotyczny. Imponderabilium" nie do zdefiniowania. A jednak - cecha, która najskuteczniej apeluje do uczuć Polaków, mimo że starszych o całe 175 lat i o te 175 mądrzejszych. "Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale" jak dawniej apeluje do poczucia narodowej jedności; odwołując się do ludzkiej wrażliwości i emocjonalności, sławią zarazem umiar i rozsądek, i tę potęgę, którą daje wiedza. Byliśmy na przedstawieniu "Krakowiaków" w bydgoskim Teatrze Polskim podczas zjazdu literatów polskich. Myślę, i tak to odczułem osobiście, że owo narodowe widowisko sprzed 165 lat znakomicie korespondowało z tymi dążeniami, które dominowały w sali obrad pisarzy. Mówiło się tam przecież o sztuce narodowej polskiej, o sztuce komunikatywnej, adresowanej do szerokich rzesz czytelników, związanej mocno z odczuciami i potrzebami narodu.

Lecz Zygmunt Wojdan zrealizował to widowisko wcześniej, na jeszcze donioślejszą okazję. Podkreślając, że opera ta "napotyka w klimacie społecznym i politycznym szansę nowych skojarzeń, szansę ukrzepienia naczelnego poczucia polskości ponad dzielące niekiedy niuanse myślenia" inscenizator wraz z całym zespołem podyktował przedstawienie V Zjazdowi partii.

Byliśmy na tym przedstawieniu. Byliśmy świadkami wielkiego wysiłku całego zespołu, który w skromnych warunkach potrafił pokonać podstawowe trudności, które stają dziś przed zespołem teatru dramatycznego, realizującym "śpiewo-grę" Wojciecha Bogusławskiego.

Najważniejsze, że zamysł inscenizatorski jasno się tłumaczy i trafia do przekonania. To zamiast recenzji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji