Artykuły

Na mundial nie pojadę

Z GRAŻYNĄ STRACHOTĄ, warszawską aktorką, którą w białostockim Teatrze im. Węgierki można oglądać w "Wiśniowym sadzie" Czechowa o roli Lubow Raniewskiej, serialu "Złotopolscy" i piłce nożnej rozmawia Jolanta Gadek.

Jak to się stało, że Grażyna Strachota, znana warszawska aktorka, trafiła do Teatru Dramatycznego w Białymstoku?

- Dostałam propozycję zagrania roli Lubow Raniewskiej w inscenizacji "Wiśniowego sadu" Czechowa. Takiej propozycji się nie odrzuca, jest to jedna z ról, o których się marzy. Ja mam do Czechowa sentyment - moim debiutem dramatycznym była rola Warii w "Wiśniowym sadzie". Poza tym występ w Białymstoku to dla mnie nowe, bardzo ciekawe doświadczenie zawodowe. Wcześniej występowałam w teatrach poza Warszawą jedynie z tzw. "występami gościnnymi". Teraz po raz pierwszy gram w przedstawieniu wystawianym przez teatr spoza Warszawy. I bardzo mi się to podoba.

Czym będzie się różniła Lubow w pani wykonaniu od kreacji innych aktorek?

- Te ocenę pozostawiam widowni... Lubow jest to postać, która daje aktorce ogromne pole do popisu. Miotają nią skomplikowane uczucia, ma mnóstwo przeżyć, stale coś traci - choćby majątek. Mam nadzieję, że spodobam się białostockim widzom.

Jak długo będzie pani występować w Białymstoku?

- Mam nadzieję, że tak... (śmiech). Ale nie przez cały czas. Wkrótce na deski Teatru Roma wraca musical "Taniec wampirów", w którym gram Rebekę. Cieszy się on dużą popularnością, na pewno będzie grany do wakacji.

Czy trudno jest się przyzwyczaić do wampirzych zębów?

- Na szczęście ja nie musiałam ich zakładać! (śmiech). Moja bohaterka jest jedną z nielicznych "niezwampirzonych" postaci. Generalnie uwielbiam występować w musicalach i przedstawieniach muzycznych (Jacques Brel, "Człowiek z La Manchy", czy ostatnio "Romeo i . Julia" Józefowicza). Casting do "Tańca wampirów" był dla mnie dość dużym przeżyciem, gdyż decydujący głos miał sam Roman Polański. Udało się.

W takim razie jest pani mocno zapracowaną aktorką...

- To prawda, aktualnie mam sporo pracy, na co narzekają moje córki, zwłaszcza młodsza, która ma 7 lat. Ciągle dopytuje się, kiedy będę w domu. Pocieszam ją jednak, że wkrótce wakacje, a wtedy będę miała dla niej mnóstwo czasu. Tak to już jest, jak się jest aktorką i matką. Cieszę się, że zarówno po urodzeniu pierwszej, jak i drugiej córki sporo czasu spędziłam w domu opiekując się nimi, nawet za cenę pracy. Nie żałuję tego.

Szerokiej publiczności jest pani znana głównie jako Marita z serialu "Złotopolscy". Jak pani wspomina pracę na planie?

- Bardzo miło. Jest to jeden z tych seriali, który bawi, gdyż w przewrotny sposób komentuje naszą polską rzeczywistość. Ma dobry scenariusz tworzony przez profesjonalistów i świetną obsadę aktorską. Tam niczego nie robi się byle jak, każdy stara się zagrać jak najlepiej.

A Marita ma to do siebie, że jest dość krnąbrną osobą, która przełamuje konwenanse, nie stroni od intryg, jest dynamiczna. Dlatego jest postacią wdzięczną do zagrania. Wystarczyło ją tylko trochę "podkręcić"... Ostatnio obsada serialu trochę się zmieniła, pojawiły się nowe wątki. Przyznam jednak, że nie znam szczegółów, bo nie mam zbyt dużo czasu na oglądanie telewizji. To prawda jednak, że występowanie w serialu daje olbrzymią popularność, taka jest magia telewizji.

Czy Marita powróci do "Złotopolskich"?

- Marita taka już jest, że wyjeżdża, znika na jakiś czas a potem znowu wraca. A więc kto wie? Generalnie zaś nie przeszkadza mi to, że wiele osób kojarzy mnie z tą rolą. Robię tyle różnych rzeczy, że nie czuję się zaszufladkowana. Z drugiej jednak strony z tego samego powodu nie czuję jakiegoś wewnętrznego przymusu trzymania się kurczowo Marity. Mam jeszcze dużo różnych planów zawodowych, których do tej pory nie zdążyłam zrealizować.

Jakich na przykład?

- Tych związanych ze śpiewaniem.

A czy wystąpi pani w innych serialach?

- Wszystko zależy od jakości propozycji. Ale prawda jest taka, że czuję się przede wszystkim aktorką teatralną. Interesuję się więc głównie rolami dramatycznymi.

Czy lubi pani oglądać mecze piłki nożnej?

- Lubię oglądać mecze, ale w dobrym wydaniu. Podobnie jak wiele innych osób lubię oglądać mecze z udziałem reprezentacji Polski, zwłaszcza jeśli Polacy wygrywają (śmiech)... Generalnie jednak brakuje mi czasu na oglądanie meczów. Z racji zawodu męża sport jest stale obecny w moim życiu, gości w moim domu, ale nie czuję się nim przytłoczona. Gdy jestem zmęczona sportem, to po prostu uciekam... Córki też czasami oglądają transmisje sportowe, zwłaszcza wtedy, kiedy komentuje je tata...

Czy z racji zawodu męża jest pani bardziej zorientowana w sporcie niż przeciętna Polka?

- Zawsze przewrotnie się śmieję i mówię, że nie do końca wiem, co to znaczy "spalony". Bo praktycznie rzecz biorąc dla mnie piłka nożna to też jest spektakl, zwłaszcza jeśli oba zespoły prezentują wysoką klasę. Ale na terminach technicznych się nie znam, nie pamiętam też wyników meczów sprzed kilku lat. Na pewno nie jestem więc znawczynią sportu.

Czy zdarza się, że towarzyszy pani mężowi w jego podróżach służbowych?

- Bardzo rzadko, wręcz sporadycznie. Raz byłam z mężem na Wembley w Wielkiej Brytanii, raz byłam w Barcelonie...

A jak będzie w tym roku? Wybierze się pani na mistrzostwa piłki nożnej do Niemiec?

- Nie, bo nie będę miała czasu. Jak już mówiłam, mam dużo planów zawodowych.

Na zdjęciu: Grazyna Strachota jako Lubow Raniewska w Teatrze im. Węgierki w Białymstoku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji