Niebezpieczne wakacje
"Wakacje w Holandii" w reż. Inki Dowalasz w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Małgorzata Olszewska w Gazecie Krakowskiej.
Licealistka Ola wyjeżdża z małego miasteczka na wakacje w Amsterdamie. Wikła się w romans z kobietą, szaloną artystką Jouun. Przywozi kochankę do domu rodzinnego. Tam odbywa się spektakl wzajemnych wyrzutów i ekspiacji. Rodzice i chłopak walczą o Olę. Jouun zwierza się ze swojego trudnego dzieciństwa. Losu jednak nie da się odmienić. Młode kobiety wracają do Holandii. Rodzina otrzyma jeszcze dramatyczny telefon - Ola jest na granicy. Czy chodzi o przejście w Kołbaskowie, czy granicę potraktowaną bardziej metaforycznie - to już trzeba sobie samemu dopowiedzieć.
"Wakacje w Holandii, czyli porozmawiajmy o wartościach" są spektaklem terapeutycznym z cyklu realizowanego w Teatrze Ludowym przez psycholożkę i reżyserkę Inkę Dowlasz. Pani Dowlasz - a pisząca te słowa recenzentka również - świetnie zdaje sobie sprawę, że docelowo na widowni zasiądą mało skłonne do pogłębionej refleksji dzieciaki w bluzach z kapturami. Specyfika teatru terapeutycznego polega na łopatologii, gdyż czytelna fabuła stanowi jedynie pretekst do późniejszej rozmowy. Jednakowoż recenzentka zastanawia się, dlaczego "Wakacje w Holandii" są aż tak naiwne, źle (bo pompatycznie) zagrane i przekazują tezy szkodliwe.
Pomysł fabuły narodził się - jak powiedziała mi reżyserka - podczas rozmów z widzami poprzednich spektakli. Można jednak odnieść wrażenie, że powstał na kanwie lektury porad psychologicznych w popularnych pismach. Kochający ojciec, który mimo wszystko nie potrafi komunikować się z bliskimi, oddana matka, która nie uniknęła błędu zaniedbania, czuły skądinąd chłopak, który nie był jednak wystarczająco delikatny podczas pierwszej wspólnej nocy... Uważny widz może z tej galerii wybrać sytuację, która najlepiej tłumaczyłaby biseksualizm Oli.
Jeszcze gorzej wygląda po stać Jouun dziewczyny bez zaplecza moralnego, córki alkoholiczki, w dzieciństwie bitej kablem i zmuszanej do obserwowania libacji matki z kochankiem. Dziewczynkę oddano później na wychowanie do klasztoru - tam uwiodła ją jedna z sióstr. Nic dziwnego, że w końcu biedaczka została lesbijką...
Nie wnikam tu w etyczną ocenę homoseksualizmu - sprzeciwiam się tylko propagowaniu stereotypu "odmieńca", skrzywionego dziwaka, który przyjeżdża do naszego kraju i deprawuje polskie dziewczęta. To szablon, który ośmiesza i poniża - nie lesbijkę nawet, ale człowieka jako takiego. Ten stereotyp może też stać się przyczyną nieszczęścia, kiedy chłopcy z widowni "Wakacji w Holandii" podczas kolejne go Marszu Równości przyłączą się do broniącej "wartaści" Młodzieży Wszechpolskiej i bojówek ONR.
I jeszcze jedno. W swoim spektaklu reżyserka przytacza obraz babci z fioletowymi włosami, która na placu Dam odstawia happening, podczas gdy jej wnuk umiera od heroiny. Spędziłam w Amsterdamie pół roku. Pragnę zauważyć ten silny narkotyk niszczy organizm w takim samym stopniu jak... wódka (sprzedawana tylko w wyselekcjonowanych sklepach). Rozmawiałam z panią Dowlasz: przyznała, że w Holandii nie była, obrazek rodzajowy przytoczyła dla żartu. Nie wyjdziemy z zaścianka, jeśli tego rodzaju ksenofobiczne tarty będziemy promować.
Zdjęcie z róby przedstawienia.