Artykuły

Salwy śmiechu w BTD

"Mayday" Raya Cooneya w reż. Zdzisława Derebeckiego w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. Pisze Joanna Krężelewska w Głosie Koszalińskim.

Premiera spektaklu "Mayday": dobry tekst i duży talent aktorów

Na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki. Benjamin Franklin wymienił chyba ów duet dlatego, że żył w XVIII wieku i... nie mógł jeszcze zobaczyć jednej z najlepszych na świecie komedii. Gdyby mógł, z pewnością powiedziałby: "pewne są śmierć, podatki i to, że na spektaklu "Mayday" popłaczecie się ze śmiechu". Tekst jest bowiem pewniakiem zbudowanym na fundamencie zarówno komizmu sytuacji fabularnych, jak i języka. O ile aktorzy udźwigną swoje role, a sztuka będzie od początku trzymać żwawe tempo i równy rytm, sukces murowany! Przy czym zaznaczyć trzeba, że praca nad tym tytułem to spore wyzwanie zarówno dla reżysera, jak i całego zespołu. Z przyjemnością mogę zapewnić, że w Koszalinie zakończyła się ona wielkim sukcesem. "Mayday" Bałtyckiego Teatru Dramatycznego jest równie udany, jak małżeństwo księżnej Kate i księcia Williama. Dobry scenariusz smacznie połączył się z talentem aktorów i powstało pyszne danie.

Fabułę (spokojnie, nie będzie to spoiler!) można zamknąć w zaledwie dwóch zdaniach. Pewien taksówkarz przez lata bezkolizyjnie lawirował między dwoma domami, przy czym w każdym czekała na niego kochająca żona. Niestety, na skutek wypadku jego sekret wychodzi na jaw, a kolejne próby ukrycie podwójnego życia doprowadzają do istnej lawiny pomyłek, nawarstwienia kłamstw i równie irracjonalnych, co zabawnych sytuacji.

Zdzisław Derebecki, reżyser spektaklu, zdecydował się na sprawdzony zabieg. Taksówkarz John Smith w jego spektaklu to Jan Kowalski, a Londyn z oryginalnej wersji, popełnionej przez Raya Cooneya, zamienił na Koszalin. Odniesienia do realnych miejsc bardzo szybko zbliżają widzów do bohaterów. Bohaterów, których nie da się nie polubić. Wojciech Kowalski, jako Jan Kowalski, przeszedł na scenie niesamowitą metamorfozę. Skrupulatny i zorganizowany taksówkarz - bigamista,

który od lat żyje "na dwa domy", nagle musi stawić czoła dociekliwym policjantom, zakonnicy, nimfie, mieszkańcom domu publicznego. Zaczyna więc sięgać po kłamstwo z częstotliwością opadów deszczu tej zimy i jesieni. Co chwilę!

Na wyróżnienie solidnie zapracował Bartosz Budny, który niedawno dołączył do zespołu BTD. Jego Stanisław Ogrodnik bawił widzów co najmniej tak mocno, jak panowie z kabaretu Ani Mru Mru. Tylko, że on gra solo!

Wdzięk i brawurę z profesjonalizmem zgrabnie połączyły grające żony taksówkarza Żaneta Kamila Kurcewiczówna i Anna Podgórzak. Zresztą wszyscy utrzymali zawrotne tempo i podbijali komediowe napięcie. Brawo.

Minusy? Jeden. Nomenklatura. Wydaje mi się, że po niemal trzech dekadach warto zastanowić się nad "oczyszczeniem" tekstu. Ewolucja dotyczy również języka, o czym warto pamiętać. To jednak niuans. Prawda jest taka, że od dawna nie uśmiałam się na farsie, tak jak podczas "Mayday". Nie tylko ja. Salwy śmiechu trzęsły gmachem teatru. I o to chodziło! Polecam, nie tylko w karnawale.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji