Artykuły

Irracjonalne historie w pewnym motelu

"Autostrada" Michaela McKeevera w reż. Andrzeja Mastalerza w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej-Białystok.

Ona w ognistej czerwieni, on niepozorny, łypiący zza okularów. Nie każdy ich zobaczy, nie wszędzie idą razem. Ale gdy już przybędą... będzie ostro, będzie też zabawnie. Jeśli tak o nas walczą w równoległym do realnego świecie, to może w chwili próby wcale nie będzie tak źle? Prapremierowy spektakl "Autostrada" Michaela McKeevera w Teatrze Dramatycznym daje taką nadzieję. Do zobaczenia w weekend (5, 6, 7 stycznia, godz. 19).

Kameralna sztuka amerykańskiego dramaturga (przetłumaczona przez Bogusławę Plisz-Góral) do tej pory nie była wystawiana w Polsce. Reżyserii podjął się znany aktor Andrzej Mastalerz, który zaproponował ją zespołowi białostockiego teatru. Efekt - interesujący.

"Autostrada" to bowiem dobrze napisany tekst. W wersji białostockiej - również nieźle obsadzony. W świetnych dialogach zderza to, co trudne do połączenia: ironia, sardoniczny humor i jednocześnie wyrozumiałość dla ludzkiego gatunku. Zaś temat umierania i lęku przed śmiercią przedstawia w sposób tak finezyjny, że - o ile przyjmiemy konwencję spektaklu - lęk ów może na chwilę choć zniknąć. A nawet schować się do szafy.

I nie są to puste słowa - szafa w spektaklu w pewnej chwili zyska kluczowe znaczenie.

***

Historia dzieje się gdzieś w Arizonie. Na pustyni jest motel, w motelu właścicielka i podróżny, który zjawia się nieoczekiwanie - i dla niej, i dla siebie. Skąd się tam wziął? Jakiś czas wcześniej Charlie (dobrze obsadzony, ze swoją charakterystyczną mimiką, wyciszony Sławomir Popławski) dowie się, że jest nieuleczalnie chory. Wieść, rzecz jasna, nim wstrząśnie, Charlie zostawi mieszkanie, wsiądzie w samochód i ruszy w podróż, licząc, że może ucieknie przed myślami. Uciec mu jednak nie pozwoli pewien spotkany osobnik, który namolnie mu o myślach przypomni, również wtedy, gdy wylądują razem w motelu.

Dni snują się wolno, Charlie rozmyśla, rozmawia z właścicielką i z towarzyszem. Rzecz w tym jednak, że właścicielka towarzysza Charliego nie widzi...

To możliwe, Keever rozpina bowiem przed nami dwie przestrzenie, dwa poziomy, dwie rzeczywistości. Towarzysz Charliego - Wally, jest przybyszem z innego świata. Nie napiszemy, kim jest dokładnie, choć cóż to za freak, publiczność dowie się już po jakichś 20 minutach spektaklu. Ale przyjemność z tej niespodzianki jest na tyle duża, że szkoda pozbawiać jej oglądających.

Zwłaszcza że Wally (rewelacyjny Marek Cichucki) sam w sobie to chodząca niespodzianka. Ciężar zadania, które ma do wykonania, kompletnie gryzie się z charakterem posłańca - kto to słyszał, by postać spoza realnego świata była tak neurotyczna, miała fochy i złośliwe teksty na końcu języka? To postać szybciej z Pratchetta niż z tekstów biblijnych, ale cóż, jakie czasy, taka i postać z zaświatów. Wally kradnie reszcie spektakl, to złośliwa i zabawna bestia, połączenie inteligenta, Piotrusia Pana i chłopca z piaskownicy.

***

Ale niech no tylko na arenę wkroczy jeszcze jedna postać z innego świata, niejaka Kiki (Katarzyna Siergiej), a Wally będzie musiał odrobinę przystopować. Choćby próbował nie wiadomo jak się nadymać, Kiki potrafi kumpla z zaświatów okiełznać. Wszystko w imię idei, która spowoduje, że główny bohater z oparów depresyjnej wegetacji się wydobędzie i zrozumie, że ważna jest każda chwila i czasu, choć go mało, tracić nie może. I nie traci. Gdy się wpadnie jak w imadło między takie dwie osobowości z innego świata, to chyba innego wyjścia nie ma.

Ciekawa jest w spektaklu bardzo - i tekstowo, i wizualnie (kostiumy i scenografia - Joanna Walisiak) - opozycja dwóch walczących o umysł Charliego sił.

Wally jest niepozorny, szary i blady, ma w spektaklu anturaż urzędnika łypiącego zza okularów, jego siła to cięte riposty i złośliwostki, którymi bombarduje Charliego. Kiki zaś to zblazowany nieco sex appeal wciśnięty w lateksową czerwoną sukienkę, okulary lustrzanki, szpilki i skręt. Języczek też ma ostry, ale w bardziej rubasznej tonacji.

Tych dwoje między sobą walczy o Charliego dość ostro. Ale gdy tylko irracjonalny duet stanie się świadkiem sceny miłosnej między tym ostatnim a właścicielką motelu Nell - w złośliwostkach potrafią się nawet chwilowo sprzymierzyć. O, wtedy to duet z zaświatów wręcz niemożliwy, prawdziwa loża szyderców!

Słowem: nie myślcie, że jesteśmy sami. Nad naszymi głowami, za naszymi plecami toczy się zażarta walka. Towarzysze stamtąd komentują nasze miny, zgrywają się z banalnych frazesów, przewracają pobłażliwie oczami. Podśmiewają się z nas, walczą między sobą. Gdy jedna siła wejdzie w podwórko drugiej, lecą wręcz wióry.

***

Dialogi rozpisane na dwa światy krzyżują się nad głowami bohaterów, ironia łączy się z sarkazmem, wszystko to rodzi kilka zabawnych scen. Na chwilę można wręcz zapomnieć, że tak naprawdę temat łatwy nie jest - odchodzenie, śmiertelna choroba Charliego, codzienne dramaty (Nelly opiekuje się chorym teściem) etc.

Ale na tym właśnie polega siła i finezja sztuki McKeevera: zderzenie refleksji i humoru na poziomie tekstu jest tak wyważone i w odpowiednich proporcjach, że choć czasem Keever balansuje na krawędzi dobrego smaku - to nawet Wally wyśmiewający umieranie - potrafi wywołać uśmiech. Nawet jeśli czasem to uśmiech gorzki.

Choć tego typu żart to też ryzyko. Wielu widzom, którzy nie przyjmą specyficznej konwencji, w której dramat, ból oswajane są ironią - spektakl może wydać się niestrawny, a dialogi niestosowne. I też mają do tego prawo.

***

Jest w tym spektaklu jakaś trudna do uchwycenia czułość w przedstawianiu bohaterów: zdaje się ich lubić autor sztuki, reżyser i sami aktorzy. Co istotne i dobre, Mastalerz pilnuje, by spektakl miał wyciszoną tonację. Czasem zdarza się niepotrzebnie, że "Autostrada" stara się być bardziej wesoła, niż jest, częściej jednak trzyma jednolity ton.

Między efektownymi ciętymi ripostami wcale nie znika powszedniość i problemy dnia codziennego. Wyraźne są więc samotność i rozczarowanie młodej kobiety z wielkiego miasta, Nell (Monika Zaborska), która wbrew sobie wylądowała na pustyni, a jej życie polega na codziennej powtarzalności czynności i nasłuchiwaniu, czy z pokoju umierającego teścia rozlegnie się dzwonek, czy nie. Wyraźne jest zagubienie niespełnionego pisarza (Sławomir Popławski), który nagle dowiaduje się, że życia zostało mu nie za dużo, a to, które było, wydaje się banalne aż do bólu. Wyraźna jest niezgoda na smutną wieść. Rozzłoszczenie się na los.

Czy wreszcie zawiedzione uczucie prostego chłopaka, mechanika z sąsiedztwa (Bernard Maciej Bania), który nie rozumie, dlaczego Nell nie wybrała właśnie jego, tylko obcego przybysza.

W białostockim przedstawieniu zdarzają się słabsze momenty - niektórzy aktorzy grają miejscami jeszcze dość sztywno, są też przerysowania, widoczne w spektaklu o tak charakterystycznej, wyciszonej tonacji. Ale może to raczej kwestia oswajania się aktorów ze swoimi postaciami, niewykluczone, że już mniej zauważalna w kolejnych spektaklach.

Pogodna, prosta, choć nieoczywista historia o życiu, śmierci i zawieszeniu między światami. Z pozytywnym przesłaniem.

***

Kolejne spektakle: 5 stycznia (godz. 17.30), 6 i 7 stycznia (godz. 19.30) oraz 2 lutego (godz. 17.30), 3 i 4 lutego (godz. 19.30).

Bilety na przedstawienie w cenie: 40 zł (normalny), 30 zł (ulgowy), 20 zł (studencki - zniżka 50 proc. dla studentów na legitymację do 26 r.ż. oraz dla doktorantów do 35 r.ż.), 20 zł (szkolny), dostępne są w kasie teatru oraz w sprzedaży internetowej: bilety.dramatyczny.pl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji