Artykuły

Nagrodzona za Kasandrę

- Ukończyłam Akademię Teatralną w marcu tego roku, a "Odprawa posłów greckich" była, jak na razie, moim jedynym spektaklem jako zawodowej aktorki - rozmowa z Julią Łukowiak, laureatką Nagrody im. Andrzeja Nardellego za najlepszy debiut aktorski w sezonie 2017/2018, którą otrzymała za rolę Kasandry w "Odprawie posłów greckich" w reżyserii Szymona Kaczmarka - spektaklu jeleniogórskiego Teatru im. Norwida.

Julia Łukowiak jest tegoroczną absolwentką warszawskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza. Jej spektaklem dyplomowym była "Farsa na trzy sypialnie" Alana Ayckbourna w reżyserii Anny Seniuk. Zagrała także rolę Alicji w spektaklu "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" Petra Zelenki, w reżyserii Marcina Hycnara, pokazywanym na XXXIV Festiwalu Szkół Teatralnych w Lodzi. Występuje w polskich serialach: "Barwy szczęścia", "M jak miłość", "Przyjaciółki". Udziela także swojego głosu w dubbingu. W tym roku rozpoczęła studia na filologii rosyjskiej, na Uniwersytecie Warszawskim.

Nagroda im. Andrzeja Nardellego, przyznawana przez Sekcję Krytyków Teatralnych ZASP (Stowarzyszenie Polskich Artystów Teatru, Filmu, Radia i Telewizji) za najlepszy debiut aktorski w sezonie, którą właśnie została uhonorowana, to najważniejsze wyróżnienie przyznawane młodym aktorom debiutującym na polskich scenach.

Urszula Liksztet: Jak trafiła pani do obsady jeleniogórskiej "Odprawy posłów greckich?

Julia Łukowiak: Tak naprawdę sama do końca nie wiem! W grudniu ubiegłego roku dziekan Wydziału Aktorskiego Akademii Teatralnej w Warszawie (której wówczas byłam studentką), prof. Marcin Perchuć ogłosił, że Teatr im. CK. Norwida w Jeleniej Górze poszukuje dziewczyny, która zechciałaby zagrać w "Odprawie posłów greckich", i poprosił o zgłaszanie się chętnych studentek. Nie zastanawiając się długo, zgłosiłam się. Dyrektor artystyczny Teatru Norwida, Piotr Bogusław Jędrzejczak wyjaśniał mi z kolei, że wykonał telefon do pani prof. Grażyny Matyszkiewicz, która w szkole uczyła mnie techniki i wyrazistości mowy, i poprosił, by poleciła studentkę do roli Kasandry. Podobno pani profesor wytypowała właśnie mnie! Prof. Grażyna Matyszkiewicz jest jedną z najlepszych specjalistek od wymowy w kraju i miałam to szczęście, że podczas prób do "Odprawy..." pracowała z nami nad słowem.

Co było dla pani największym wyzwaniem w tej roli?

- Sam fakt, że mam zagrać "wieszczkę Kasandrę" i nie bardzo wiem, jak się do tego zabrać. Była to moja pierwsza praca w profesjonalnym teatrze i przede wszystkim nie chciałam zawieść samej siebie. Moja postać podczas prób dość długo "tkwiła w miejscu". Nasz wspaniały reżyser, Szymon Kaczmarek, uspokajał mnie, że w odpowiednim czasie na pewno znajdziemy "sposób" na Kasandrę. I rzeczywiście tak się stało - na jednej z prób, wraz z dramaturgiem, Żelisławem Żelisławskim, postanowił wykreślić słynny monolog Kasandry autorstwa Jana Kochanowskiego. Po pewnym czasie wykrystalizował się ostateczny kształt mojej postaci. Reżyser poszedł w myśleniu o Kasandrze o krok dalej - finalnie miałam wcielić się nie tyle w postać "natchnionej wieszczki", ile w samego "boga". Idąc tym tropem, Żelisław Żelisławski zastąpił monolog Kasandry starotestamentowymi tekstami biblijnymi.

Jak pracowała pani nad tekstem? Chodzi mi także o technikę pracy nad słowem i głosem w tej roli.

- Jako że, zgodnie z nowym założeniem, miałam być "bogiem", musieliśmy poszukać odpowiedniej formy dla tejże postaci. Pojawiło się pytanie, w jaki sposób doskonały Bóg, który próbuje uchronić ludzkość od zniszczenia, powinien funkcjonować w jej niedoskonałym świecie. Bóg jest przecież siłą ponadludzką, a wszelkie próby Jego wyobrażenia wykraczają poza granice ludzkiej percepcji i możliwości poznania. Człowiek to wyłącznie niedoskonały boski wytwór, mimo to moja postać w spektaklu "zniża się" do poziomu człowieka: ucieleśnia się i przyjmuje jego nieudolny system komunikacji werbalnej. Właśnie dlatego odgrywany przeze mnie "bóg" jest pokraczny, ma problem z poruszaniem się i nie radzi sobie z wypowiadaniem słów - okazuje się być zbyt doskonałym, by przyjąć ludzką formę. Dokłada wszelkich starań, by ocalić człowieka. To oznaka wielkiej miłości. Dość długo, wspólnie z reżyserem, szukaliśmy metodą prób i błędów odpowiednich środków wyrazu naszego "boga". Praca polegała na improwizacji, w ramach której sprawdzaliśmy najróżniejsze warianty dziwnego, wykrzywionego sposobu poruszania się i przede wszystkim - wysławiania się. Eksperymentowaliśmy głosowo na wszelkie sposoby. Odnalezienie ostatecznej wersji nie było proste i zajęło nam sporo czasu. Mimo to reżyser w procesie prób nigdy nie wycofał się ze swojego pomysłu, przez cały czas podkreślał, że język "Kasandry-boga" musi znacząco różnić się od pozostałych bohaterów, ponieważ pochodzi ona z innego świata. Przekonywał mnie, że dziwność Kasandry jest jej walorem i niezbędnym elementem. Chcę podkreślić ogromną rolę Szymona Kaczmarka w procesie budowania mojej postaci. To niezwykle zdolny i mądry reżyser, a nade wszystko wspaniały człowiek. Miałam ogromne szczęście, że mogłam pracować nad swoim scenicznym debiutem właśnie z duetem Kaczmarek i Żelisławski!

Czy ta nagroda coś zmieniła w pani zawodowym życiu? Czy może w ślad za nią przyszły propozycje ról?

- Nagroda pojawiła się tydzień temu i do tej pory jestem pod wpływem emocji. To bowiem bardzo prestiżowe wyróżnienie. Wiele osób ze środowiska teatralnego gratulowało mi sukcesu, spotkałam się z ogromnym entuzjazmem ze strony moich znajomych, usłyszałam mnóstwo ciepłych słów. Niestety, w ciągu tego tygodnia nic się w moim życiu zawodowym nie zmieniło. Ukończyłam Akademię Teatralną w marcu tego roku, a "Odprawa posłów greckich" była, jak na razie, moim jedynym spektaklem jako zawodowej aktorki. Nagroda Nardellego tym bardziej jest dla mnie miłym zaskoczeniem. Moja sytuacja obrazuje, jak niepewny jest zawód aktora. W szczególnie trudnej sytuacji znajdują się absolwenci szkół teatralnych, stawiający pierwsze kroki w zawodzie. Jest nas wielu i każdy chce pracować. Jestem tego świadoma, dlatego staram się szukać nowych przestrzeni w swoim życiu i dalej się rozwijać. W październiku rozpoczęłam kolejne studia - filologię rosyjską na Uniwersytecie Warszawskim. Język i kultura rosyjska to moja druga miłość i cieszę się, że kształcę się w tym kierunku. Pracuję też głosowo, przede wszystkim w dubbingu, i sprawia mi to ogromną radość. Mimo wszystko mam nadzieję, że fakt, iż zostałam tegoroczną laureatką Nagrody Nardellego pomoże mi w dalszej drodze zawodowej, szczególnie w dziedzinie teatru.

A może otrzymała pani nową propozycję z Teatru Norwida?

- Jak na razie nie ma mnie w planach repertuarowych Teatru Norwida.

- Jak ocenia pani sytuację zawodową młodych aktorów?

- Sytuacja absolwentów szkół teatralnych nie jest łatwa. Tylko niektórzy dostają etat w teatrze. Ich sytuacja wydaje się być stabilna. Reszta to tak zwani "wolni strzelcy", którzy ubiegają się o role gościnne w teatrach na terenie całej Polski, są stale w rozjazdach, walczą o miejsce w dobrej agencji aktorskiej, biegają na castingi, cieszą się z najmniejszego epizodu w serialu i każdego innego zlecenia aktorskiego. Wszystko to daje niejako poczucie braku stabilności życiowej - zarobek w danym miesiącu uzależniony jest od ilości zleceń. Dlatego uważam, że warto jest zdobywać nowe umiejętności i nie ograniczać się wyłącznie do pogoni za rolami. Bardzo łatwo jest popaść we frustrację i niską samoocenę. Zawód aktora jest piękny, ale bardzo niewdzięczny. Jestem zdania, że zamiast koncentrować się na tym, czego w danym momencie nie ma, można otwierać się na nowe, pozaaktorsko-teatralne przestrzenie. Uważam, że należy walczyć, ale nie za wszelką cenę. Nie mówię o rezygnowaniu z uprawiania tego zawodu, mam na myśli raczej zdroworozsądkowe podejście i nietraktowanie "zastoju" jako porażki, a szansy na coś nowego. Sama się tego uczę. Nie jest to proste - każdy z nas, kończąc szkołę teatralną, ma przecież ogromne nadzieje i oczekiwania, marzy o tym, żeby jak najwięcej grać i tworzyć wspaniałe kreacje. Zetknięcie się z rzeczywistością bywa więc brutalne. Zdarzają się jednak w tym zawodzie momenty piękne. I wydaje mi się, że właśnie dla tych momentów mimo wszystko się nie poddajemy.

Co poradziłaby pani młodym dziewczynom, które chciałyby zostać aktorkami?

- Nie wiem, czy wypada mi cokolwiek radzić. Wychodzę z założenia, że tylko własne doświadczenia są w stanie czegokolwiek nas nauczyć. Profesorowie powtarzali nam w szkole, że w tym zawodzie trzeba mieć skórę słonia i wrażliwość motyla. Zdający do szkół teatralnych zazwyczaj nie mają problemu z "elementem motylim". Trzeba być świadomym, że samo dostanie się do szkoły teatralnej jeszcze niczego nie gwarantuje, choć kiedy spośród blisko 1500 kandydatów profesorowie podczas egzaminów wstępnych wybierają 23 osoby (tak było w przypadku mojego roku), ma się poczucie, że właśnie złapało się Pana Boga za nogi. Prawdziwa weryfikacja zaczyna się jednak dopiero po ukończeniu szkoły, kiedy w większości zaczynamy wszystko od nowa. Niektórzy mają więcej szczęścia i szybko odnoszą sukcesy - inni mniej. Mimo to uważam, że jeśli bardzo się czegoś pragnie, trzeba walczyć o swoje marzenia. Ja, bez względu na to, co przyjdzie mi robić w życiu, nigdy nie będę żałować, że ukończyłam szkołę teatralną. - Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji