Artykuły

Białystok. Hiphopowy moralitet u Węgierki

Staropolski dramat w wykonaniu tancerzy breakdance, grafficiarzy i deskorolkarzy? Nonsens? Nie, "Morosophus". Premiera 6 maja w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Teatr jest współproducentem widowiska - użyczył pracowni, sceny, pomocy merytorycznej i technicznej.

Pewien flecista pasjonował się astrologią. Czytał dużo, mądry był, ale kto by uwierzył w mądrość ulicznego grajka? Bo czyż mądry może być ten, kto jesl inny od reszty społeczeństwa, kto żyje po swojemu?

Grajek szybko zyskał sobie przezwisko Morosophus - Błaźnimędrzec, Mądrogłupi. Wyszydzany, nic przestał kochać gry na flecie i astrologii. Śledząc wpływ gwiazd na życie ludzi odkrył, że zbliża się wielkie niebezpieczeństwo. Oto na ziemię spadnie niezwykły deszcz - kogo dosięgnie choć jedna kropla, ten stanie się głupcem, Morosophus starał się ostrzec ludzi, namawiai, by nie wychodzili z domów. Jednak głupcowi nikt nie uwierzył...

Dramat o mądrym błaźnie spisał w XVI wieku Wilhem Gnapheus -holenderski protestant, filozof i literat, który żył i tworzył na ziemiach polskich. Rzecz wystawiono w Elblągu w połowie XVI wieku.

Niemal 500 lat później historią Morosophusa zainteresował się Gilo. Zaraził swoim pomysłem znajomych zajawkowiczów (od zajawka - pasja, zainteresowanie czymś, co się kocha robić). Powstało widowisko-manifest kultury i sztuki ulicy. Współcześni "mądrzy błaźni" postanowili opowiedzieć o sobie, pokazać to, czym żyją - graffiti, skateboar-ding, breakdance, dj'ing, slam. Tak narodził się nowy "Morosophus".

Do it yourself!

"Morosophus" powstał w myśl idei "Do it yourself!" W dosłownym tłumaczeniu "zrób to sam". Starszym kojarzy się z Adamem Słodowym - dla młodych jest rodzajem konstruktywnego buntu. To wywodząca się z subkultury punkowej idea samodzielnego tworzenia muzyki, wydawnictw, koszulek w opozycji do produkowanych masowo gadżetów. Może to być też organizowanie koncertów czy realizacja własnych projektów artystycznych.

Twórcy "Morosophusa" wszystko zrobili sami. Gilo (Tomasz Gilewicz, student warszawskiej Akademii Teatralnej) poddał pomysł i wziął na siebie reżyserię. Blacha (Wojciech Blaszko, tancerz i choreograf, z wykształcenia ekonomista) przełożył historię na język tańca -breakdance, funk, jazz, poping, lo-oking oraz hiphop. Zatańczyli ludzie z białostockiej grupy break-danceowej White Hill Side Bre-akers (WHSB) oraz formacji tanecznej Fairplay. Obie ekipy są dobrze notowane - szanowane (od szacunek - uznanie) w Polsce.

Scenografia jest dziełem Marcina Żukowskiego (studiuje architekturę). Za multimedia odpowiadają Al-CO Ziomki (Alco.dudes) - zaprezentują swoje filmy, dadzą pokaz malowania graffiti. Na desce po scenie będzie jeździł Kropek (Krzysiek Poskrobko). A całość dopełni slam (poezja mówiona z elementami gry aktorskiej i performance'u, oceniana przez publiczność). Wystąpi Te-Tris. Pochodzi z Siemiatycz, jest członkiem składu WPCC (Wiesz O Co Chodzi), ma opinię jednego z najlepszych (jeżeli nie najlepszego) polskiego freestyleowca (rymowanie na żywo, np. na podrzucony przez publikę temat). Muzykę do "Morosophusa" napisał Andrzej Stankiewicz - szanowany producent hiphopowy.

Choć wymienione nazwiska statystycznemu Kowalskiemu z niczym się nie kojarzą, to dla jego dzieci mogą oznaczać idoli, przykłady do naśladowania. Chcieliby jak oni -żyć tym, co robią i co kochają.

Wyjście z cienia

Trenują, walczą o pozycję na turniejach. W wielu przypadkach utrzymują się ze swoich pasji. Nie wypadli sroce spod ogona - liczą się i są szanowani. Tyle tylko, że w swoim środowisku, poza oficjalnym obiegiem.

"Morosophus" to sposób na wyjcie z cienia, zaprezentowanie się szerszej publiczności.

Kruk (Czarek Krukowski) tańczy breakdance od 1993 roku. - Zaczynaliśmy trenować po garażach, w salkach urządzonych w piwnicy -wspomina Kruk. - Potem ćwiczyliśmy w Domu Kultury w Grajewie. Pojechali na pierwsze turnieje, zaczęli odnosić sukcesy. Na studia wyjechali do Białegostoku.

Zarabiają prowadząc zajęcia taneczne w szkołach. Podróżują po Polsce, wyjeżdżają za granicę. - W ostatnie wakacje zrobiliśmy taki mały tour po Europie - opowiada Wojtek Blaszko. - Zarabialiśmy tańcząc na ulicach. Dotarliśmy do Lodynu na Sprite Urban Games -dużą imprezę, na którą ściągają maniacy deski, BMX-ów, breakdance i DJ-e. Dostaliśmy się do czołówki w parach, a Kruk był najlepszy wśród solistów. Coraz częściej uczestniczą w projektach realizowanych w ramach tzw. kultury wysokiej.

Rodzajem przełomu była praca nad pierwszym hiphopowym projektem teatralnym "12 ławek" w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Zrobiony w 2005 roku spektakl nazwano manifestem młodego pokolenia - porównywano go do słynnego "Metra".

Ludzie z Białegostoku, którzy tańczyli w "12 ławkach", zapragnęli zrobić coś podobnego, stworzyć własne show - "Morosophusa". Pokazać, że to, co robią ma sens, wartość.

Bunt w trzech aktach

Czy coś może łączyć współczesną kulturę uliczną i dramat staropolski? Okazuje się, że bardzo wiele. - Warunki się zmieniły, jednak opisany przez Gnapheusa konflikt pomiędzy nietypową jednostką a resztą społeczeństwa pozostał -tłumaczy Tomasz. - Tytułowy bohater pojawia się w trzech wcieleniach - writera, deskorolkowca i tancerza.

Blacha przełożył go na ruch, na język tańca, gestu, pantomimę. W tle projekcje wideo - odwołujące się do historii, ukazujące istotę graffiti, breakdance'u, skateboardingu.

Chcą okazać, że to nie są - jak postrzega to statystyczny Kowalski - szczeniackie manie, że to nie mazanie po murach, dziwaczne wygibasy i bezsensowne narażanie zdrowia.

Jednak na cud nie liczą. I nie chodzi tylko o zrozumienie i akceptację. - Wpadamy w codzienną rutynę, wchłania nas dom, obowiązki, zarabianie pieniędzy - mówi Blacha. - Większość ludzi, z którymi zaczynałem tańczyć, wykruszyła się, zrezygnowała.

Tańcz, póki możesz

Blacha nie zamierza się poddać. Podaje przykłady tancerzy, którzy zaczynali w latach 70. i do tej pory występują. Sam marzy o tym, by w przyszłości prowadzić własną szkołę tańca. Tymczasem ma nogę w gipsie: - Uszkodziłem ścięgno Achillesa - mówi rzeczowo. - Teraz szyna i rehabilitacja - razem kilka miesięcy.

Na pytanie, czy to nie koniec jego kariery, odpowiada krótko: - Staram się tak nie myśleć. Wierzę, że wytrwałość i trening pozwolą mi wrócić do pełnej sprawności.

Pomimo kontuzji, nie zrezygnował z występu w "Morosophusię". Nie wejdzie na scenę - zostanie wniesiony na ławce. Zatańczy tyle, ile może zatańczyć w gipsie.

Spektakl nie kończy się happy endem. Pada ogłupiający deszcz. Wszyscy zgłupieli. Morosophus, w przypływie rozpaczy, nabiera w dłonie wody z kałuży i wylewa ją sobie na głowę... Na scenie tancerz-indywidualista dołącza do tłumu. Koniec? Tak. Jednak w tańczącym tłumie zaczynają się pojawiać indywidualiści. Rosną młodzi zajawkowicze - zagrają ich dzieci, wybrane spośród uczestników warsztatów tanecznych prowadzonych w białostockich szkołach. Nowe pokolenie - w przedstawieniu, a może i w życiu. "Nie ma społeczeństwa bez indywidualności" - napisał Gilo w ostatnim zdaniu scenariusza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji