Miłość jak bolerko
Czy lubią Państwo półświatek, klimat ballad z przedmieścia, mafijne rozgrywki i twardych mężczyzn? Jeśli tak, będą Państwo dobrze się bawić lub bardzo nudzić na nowym przedstawieniu w Teatrze Dramatycznym.
Krzysztof Warlikowski,jeden z najpopularniejszych młodych reżyserów w Polsce, po raz kolejny sięgnął po sztukę Szekspira. Po udanej inscenizacji "Zimowej opowieści" w Teatrze Nowym w Poznaniu, w trakcie przygotowań do "Peryklesa" w słynnym mediolańskim Piccolo Teatro, przygotował w Warszawie widowiskowe "Poskromienie złośnicy". Spektakl bogaty inscenizacyjnie i bardzo smutny. Komedia Szekspira opowiada o niedolach małżeństwa, o męskich sposobach oswajania kobiecych ambicji, a przy okazji o ludzkiej hipokryzji, umizgach, targach o miłość i pieniądze. Stratfordczyk, jak zwykle, wymieszał w swojej gorzkiej komedii tonacje i perspektywy oglądu historii. Subiektywne światy zderzył z obiektywnym spojrzeniem na postawy i kłopoty postaci. W efekcie powstała "komedia ludzka", pełna ironii, ale i zrozumienia dla ludzkich słabości. Warlikowski serwuje widzom dramat. Po scenie przemykają postacie żywcem wyjęte z "Ojca chrzestnego". W tle zbudowano lustrzane odbicie teatralnej widowni. I tu pojawia się pierwsze pytanie. Po co? Spektakl na nie odpowiada. Nie jest to bowiem ani zabawa w "teatr w teatrze" (Warlikowski nie polemizuje z wcześniejszymi inscenizacjami tej sztuki), ani "zwierciadło natury", w którym widz ma ujrzeć swoje współczesne oblicze. Nie jest to też spektakl grany wobec dworu, który zasiadł na sztucznie zbudowanej widowni. Postacie stale zmieniają stroje, a ich zachowanie l§ (podobnie jak wjeżdżający kilka razy skuter najnowszej generacji)ma jednoznacznie sugerować, że są to "nasi współcześni". Tak więc rzecz cała jest o kondycji społeczeństwa, o tym jak wyglądają relacje pomiędzy kobietą a mężczyzną, o miejscu kobiety w świecie. Warłikowski chce bronić godności kobiet.
Jego Kasia (Danuta Stenka) jest ofiarą mężczyzn. Od początku zda się tylko towarem - przedmiotem w męskich przetargach. A oni? Są obojętni, zimni, nieczuli. Przypominają mafiosów, wolą karty niż rodzinny posiłek. Ich kobiety sprowadzone zostały do funkcji seksualnych partnerek. Słowem - samczość i samość. Piramidalny egoizm mężczyzn, szczególnie Petruchia (Adam Ferency), powoduje, że w finale Kasia wypowiada swój monolog o "posłuszeństwie wobec męża" ze łzami w oczach, na granicy histerii. I robi to w sposób prawdziwie przejmujący.
Gorzki to obraz świata. Nie ma w nim miłości, pragnienia, uczuć. Jest tylko seks, pieniądze i kasety wideo (z pornosami). W tak uproszczonej i zredukowanej rzeczywistości trudno wytrzymać. Może dlatego aktorzy nie tworzą postaci, grają pospiesznie, szkicowo, jakby chcieli dobrnąć do końca i obudzić się z tego koszmaru. A co na to Szekspir? Nie wiem, nie było go w tym teatrze.