Artykuły

Dziś o taniec trzeba walczyć

Białostoccy tancerze współcześni. Większość wyjechała, bo tu nie widzą perspektyw. A ci, co zostali, są niewidzialną wizytówką miasta - pisze Aneta Dzienis w Gazecie Wyborczej - Białystok.

W Białymstoku działa ok. 50 grup zajmujących się zarówno tworzeniem spektakli tanecznych (tzw. tańcem współczesnym) jak i uprawiających taniec nowoczesny: hip hop, disco, show dance. Około, bo nikt statystyk nie prowadzi. Nie wiadomo też, ilu jest instruktorów. Na pewno ponad pięćdziesiątka. To dlatego Białystok nazywany jest zagłębiem tanecznym. Ale - co istotniejsze - ta liczba przekłada się na jakość. Jest się czym chwalić. Od kilku lat mamy mistrzów Polski w tańcu nowoczesnym (12- i 17-latki), ale przede wszystkim doskonałych tancerzy współczesnych, od lat z sukcesami reprezentujących miasto na prestiżowych festiwalach. Tyle że znani i uznani za granicami miasta pozostają niemal nieznani w Białymstoku. Dlaczego?

Zdeterminowani i samotni

Karolina Garbacik, tancerka i instruktorka. To za jej sprawą od trzech lat w Białymstoku można oglądać najlepsze spektakle z całej Polski. Do organizacji Prezentacji Tanecznych "Kalejdoskop" oprócz niej samej i stojącego za nią murem Młodzieżowego Domu Kultury ręki nie przykłada nikt. Pieniądze pochodzą z wpływów za warsztaty prowadzone przez zaproszonych tancerzy i ze sprzedanych biletów. Jeszcze trzy lata temu Kalejdoskopowi pomagał Białostocki Ośrodek Kultury. Zapewniał reklamę, sale do prezentacji. Od dwóch lat jednak festiwal gości w Spodkach. Nikt oprócz Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury przyjąć go nie chciał. Karolina prowadzi także w Białymstoku cztery grupy taneczne. Dwie tańca współczesnego: Grupę Przejściową i Progress, oraz dwie tańca nowoczesnego: Kolor i Skat. Tylko w tym roku Grupa Przejściowa zdobyła główną nagrodę w Ogólnopolskich Konfrontacjach Tańca Współczesnego w Koninie za spektakl "Wszystkiego mego Tobie", a młodsi tancerze hiphopowi pierwsze nagrody w Radomiu. Ogólnopolskie laury wielokrotnie zdobywał założony przez trójkę tancerzy (w tym Karolinę) Teatr Tańca "Projekt". Dziś już nie istnieje, bo na działalność zabrakło pieniędzy. Nie byłoby jednak tych osiągnięć, gdyby nie determinacja tancerzy i instruktorki.

Sukcesy nie przekładają się na miejskie pieniądze i zainteresowanie. Gdy kilka lat temu Karolina prosiła miasto o pieniądze na Kalejdoskop, Urząd Miejski ich nie znalazł. Gdy zwróciła się o finansową pomoc na wyjazd dzieci na Mistrzostwa Świata Hip Hop, funduszy też nie było.

W podobnej sytuacji, co Karolina Garbacik, jest większość instruktorów. Działają, bo kochają to, co robią. Na co dzień jednak nie odczuwają tej niewielkiej pomocy ze strony miasta, choć poprzez swoje sukcesy są jego wizytówką. Ich osiągnięcia można by wyliczać bez końca. Od lat laury zdobywa Teatr Tańca i Improwizacji Grażyny Radziszewskiej, ogólnopolskie sukcesy mają też na swoim koncie zespoły Pląs i Jazz Dance Marii Gierasimiuk. Ta ostatnia zresztą, tancerka z wieloletnim stażem, przez lata wykształciła gros wybitnych tancerzy współczesnych. Niemal wszyscy wyjechali, bo tu nie widzą perspektyw. Agnieszka Jastrzewska, Norbert Kobyliński, Anna Iwaniuk, Agnieszka Obuchowicz, Zdzisław Pawluczuk, Agnieszka Sieczkowska - to tylko niektóre nazwiska osób, które dziś z powodzeniem tańczą w Polsce i poza jej granicami. Choć swoje pierwsze i najważniejsze kroki stawiali w Białymstoku.

Nie dostają, bo nie chcą?

Sytuacja tancerzy mogłaby się zmienić, gdyby włodarze uczynili z nich wizytówkę miasta. Tak się jednak nie dzieje. Miasto wprawdzie pomaga, ale cóż to jest 10 tys. zł rozdzielonych na kilka grup tanecznych w ciągu czterech lat (1999-2003 r.). Od trzech lat nie wsparło nikogo. No i najważniejsze imprezy taneczne to dzieło samych instruktorów. Wojewódzki Przegląd Zespołów Tanecznych "Karnawał" - to zasługa Marii Gierasimiuk, Kalejdoskop (spektakle z całej Polski połączone z warsztatami) - Karoliny Garbacik (obie wspomaga WOAK), a odbywający się dwa razy do roku Międzynarodowy Festiwal Tańca Młodzieżowego w Wasilkowie (amatorskiej rangi) finansuje firma Jard Jarosława Dziemiana.

Nie inaczej jest z wyjazdami poza Białystok. Nie zdarzyło się jeszcze, by miasto w jakiejś znaczącej części dołożyło się do sukcesów białostoczan. W większości koszty wyjazdów finansują rodzice tancerzy, a z placówek publicznych dokłada się tylko białostockie Kuratorium Oświaty. I to tylko na najmłodszych. O taniec współczesny nie dba nikt. Miasto jednak twierdzi, że pomagać chce, ale zespoły same nie starają się o pieniądze, brak im zorganizowania i konkretnych działań:

- Pieniądze na taniec współczesny w mieście są. Ale my nie możemy dofinansowywać grup tanecznych działających przy placówkach, które utrzymują się z miejskich pieniędzy. Każda z nich musi je znaleźć we własnym budżecie. Co innego, gdyby taka Grupa Przejściowa czy Progress założyły stowarzyszenie. Wtedy mogłyby ubiegać się u nas o pieniądze, ba, nawet występować o granty do Ministerstwa Kultury. Te zasady zostały wprowadzone w 2004 roku i my nie możemy ich przeskoczyć - tłumaczy Anna Pieciul z wydziału kultury Urzędu Miejskiego. I dodaje, że świetnie rozumie żale tancerzy, ale jej zdaniem grupom brakuje determinacji w walce o pieniądze.

- Gdyby się skrzyknęli i napisali dobry projekt, na pewno byśmy im nie odmówili. Najlepszy przykład: Stowarzyszenie Promocji Artystycznej, organizatorzy imprezy Białysztuk. Po założeniu stowarzyszenia z miejsca dostali od nas 12 tys. zł na przygotowywany przez siebie przegląd. Inni mogą zrobić to samo - radzi urzędniczka.

By taniec nie zniknął

Z jednej strony faktem jest, że taniec współczesny ma się bardzo dobrze w innych miastach Polski, ale z drugiej ma się bardzo dobrze dlatego, że o jego istnienie przez lata walczyli sami tancerze i choreografowie. Dziś zawodowe i finansowane z miejskiego budżetu teatry taneczne są niemal w każdym większym mieście. W Gdańsku, Warszawie, Poznaniu, Lublinie, Kielcach, Bytomiu, Kaliszu. Stworzono tam miejsca, w których taniec współczesny funkcjonuje w najprzeróżniejszych formach: spektakli, warsztatów, kursów tanecznych. Z innej strony jednak tam znajduje się odpowiednia liczba ludzi, którzy o taneczne życie w mieście walczyli. W Białymstoku nie ma komu już walczyć, zakładać stowarzyszeń, bo instruktorów można policzyć na palcach jednej ręki. A do tego nie każdy reprezentuje wysoki poziom. Gros najlepszych już z Białegostoku wyjechało i dziś zasila najlepsze polskie teatry.

Czy w takim razie Białystok jest skazany na pozostawanie w cieniu innych ośrodków tanecznych? Zdaniem polskich autorytetów tanecznych - nie. Ale sami tancerze muszą być bardziej zdeterminowani, a miasto bardziej otwarte na pomoc. Inaczej taniec współczesny w naszym mieście zniknie w końcu na dobre.

***

Rozmowa o tańcu współczesnym

Czy jest szansa na zmianę sytuacji tańca współczesnego w Białymstoku? Kto ma to zrobić?

Aneta Dzienis: Jak ocenia Pan sytuację tańca współczesnego w Białymstoku?

Witold Jurewicz: Powiem tak: kiedyś Białystok był prężnym ośrodkiem, teraz mało się o nim słyszy. Jedynie ta biedna Garbacikowa [Karolina Garbacik - red.] tam została i działa jak Judym. Karolina jest zresztą bardzo w Polsce ceniona, bo to świetny choreograf. Co roku to właśnie w jej ręce trafiają najważniejsze nagrody. Ale w waszym mieście jest wyjątkiem.

Dlaczego tak się dzieje?

- Moim zdaniem, po pierwsze: nie macie organizowanych regularnie, nawet raz na dwa miesiące, warsztatów tanecznych, po drugie: przydałaby się wam jakaś porządna impreza cykliczna z prawdziwego zdarzenia, bo Kalejdoskop Karoliny, i to z roku na rok coraz skromniejszy, nie wystarczy, a po trzecie: moglibyście się pokusić o jakieś studium pomaturalne dla tancerzy. Inna sprawa to fakt, że w Białymstoku nie ma już ludzi. Wszyscy wyjechali. A do tego tancerzom nie pomaga miasto.

Panu Kalisz pomógł?

- Tak, choć to też wymagało sporo czasu i... krzyku. W pewnym momencie po prostu zacząłem krzyczeć, zainteresowałem media. I miasto w końcu zrozumiało, co ma. Tak się dzieje zresztą nie tylko w Kaliszu. W wielu miastach Polski działają już zawodowe teatry tancerzy, finansowane z publicznych finansów, ale o ich istnienie też musieli powalczyć sami zainteresowani. Bo w wielu urzędach dalej panuje przekonanie, że taniec współczesny to jakiś niewarty zainteresowania ruch amatorski. A do tego niekomercyjny, a więc niezauważalny.

Czy zatem jest szansa na zmianę sytuacji tańca współczesnego w Białymstoku?

- Z doświadczenia wiem, że to tylko upór ludzki może doprowadzić do jakiejś zmiany. Białemustokowi potrzebne jest jakiejś stałe miejsce, gdzie regularnie byłaby mowa o tańcu współczesnym. Jedno miejsce, gdzie prowadzone byłyby zarówno warsztaty, kursy taneczne, jak też pokazywane spektakle. Nie szkodzi, że na początku będzie tam przychodzić garstka osób. Jeśli ludzie będą wiedzieli, gdzie można zobaczyć taniec współczesny, gdzie się go nauczyć, szybko do takiego miejsca przywykną.

Tylko kto ma to zrobić?

- No właśnie. Wasi znakomici tancerze, którzy wyjechali z Białegostoku, ponieważ stwierdzili, że tam nie ma z kim o tańcu rozmawiać, są rozproszeni po całej Polsce, a jedna perełka, jaką jest Karolina - sprawy nie załatwi. Musiałaby mieć przy sobie co najmniej kilka osób przy boku, którym, tak jak jej, zależy na tańcu współczesnym. Gdyby razem założyli stowarzyszenie lub fundację, mieliby o większe możliwości i pole do działania.

A jeśli tak się nie stanie?

- Taniec współczesny z mapy Białegostoku wcześniej czy później zniknie. Gdyby tak się stało, byłaby to naprawdę ogromna strata.

Witold Jurewicz - twórca kaliskiego Teatru Tańca "Alter", pomysłodawca i organizator Międzynarodowych Prezentacji Współczesnych Form Tanecznych w Kaliszu, nauczyciel tańca, choreograf i juror ogólnopolskich festiwali i przeglądów tanecznych.

Na zdjęciu: Teatr Tańca Projekt.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji