Artykuły

Dwa spektakle

Premiera "Kordiana" Juliusza Słowackiego w Teatrze Narodowym z okazji 250. rocznicy powstania teatru publicznego w Warszawie to wydarzenie artystyczne. Premiera "Śmierci i dziewczyny" Elfriede Jelinek w Teatrze Polskim we Wrocławiu to zjawisko towarzysko-obyczajowe, które stało się - bo według twórców spektaklu tak było z góry zaplanowane - paskudną intrygą polityczną.

"Kordiana" w Teatrze Narodowym reżyserowali wybitni twórcy, tj. Erwin Axer, Kazimierz Dejmek (dwukrotnie) i Adam Hanuszkiewicz. Tym razem inscenizacja jest dziełem wieloletniego dyrektora sceny narodowej - Jana Englerta. To niewątpliwie ważne przedstawienie. Gzy wybitne? Nie zaryzykuję takiego twierdzenia. Zbyt bowiem jest ono eklektyczne i mało oryginalne. Nie chodzi nawet o liczbę cytatów z innych przedstawień, czy o niekiedy zbyt nachalną symbolikę, ale o dokonane skróty, wtręty i niepotrzebne w tego typu spektaklu "przymrużenie oka" w rodzaju "Polacy, nic się nie stało".

Chłoporobotnik ze skrzydłami husarskimi

Największym atutem "Kordiana" są znakomici aktorzy. Rewelacyjny jest Mariusz Bonaszewski, świetni - Danuta Stenka, Grzegorz Małecki, Ewa Wiśniewska, Mateusz Rusin oraz Marcin Hycnar i Kamil Mrożek. W scenach zbiorowych biorą udział aktorzy, których oglądamy przy innych okazjach w rolach głównych. Gdy spór wiodą Archanioł i Szatan, to jest to spór o Polskę. O wybór pomiędzy wiernością zasadom uniwersalnym a relatywnym podejściem do nich. A więc - być czy mieć. Wybór ów zaś w wypadku bohatera jest o tyle istotny, że "być" oznacza nie tylko wybór moralny, ale decyzję o życiu lub śmierci. W pamięci zapisuje się znakomita scena, gdy Archanioł (Danuta Stenka) i Szatan (Mariusz Bonaszewski) walczą o duszę Kordiana. Czy wybierze on życie pełne klęsk i wyrzeczeń, czy pozytywistyczny wariant, stawiający na pracę od podstaw i ewentualny sukces. Podczas gdy Archanioł próbuje wzniecić w sercu bohatera uczucia patriotyczne, opowieścią o Kazimierzu i zdziesiątkowaniu przez pułk Baszkirów dwustu polskich żołnierzy i oficerów, Szatan opowiada o Janku, co był "piękne dziecię", psom szył buty i zrobił karierę na królewskim dworze. Niektóre sceny zbiorowe przypominają obrazy Jerzego Dudy-Gracza. W tłumie galopuje chłoporobotnik z przypiętymi skrzydłami husarskimi, pogryzając kiełbasę - zapewne polską lub zwyczajną. Przypomina to słynną scenę z Wiesławem Dymnym z "Wszystko na sprzedaż". Co pewien czas na proscenium wypada aktor i rzucając się na ziemię rozdziera - niczym Reytan - koszulę na piersi. Widzimy kilku polityków, którzy usiłują, odpychając swoich poprzedników, wypowiedzieć własną kwestię do mikrofonu. Jest zatem Józef Beck ze swoją słynną frazą o honorze, w wystąpieniu sejmowym z 5 maja 1939 r. Jest też Wiesław Gomułka, zwracający się do "ludu stolicy" w październiku 1956 r., gen. Wojciech Jaruzelski, ogłaszający stan wojenny z wezwaniem do "obywatelek i obywateli Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej". Wreszcie słyszymy "My, naród..." i tłumaczenie "We, the People..." z przemówienia Lecha Wałęsy w Kongresie USA w 1989 r. Zatem mamy też przegląd meandrów historii Polski i różne postawy protagonistów. Englert pokazuje, że obie postawy - ofiarno-patriotyczna i relatywistyczno-pozytywistyczna są nadal aktualne. Reżyser wykorzystuje też sceny ze słynnych spektakli - z "Dziadów" w inscenizacji Konrada Swinarskiego oraz z "Kordiana" Adama Hanuszkiewicza, ze słynną drabiną zastępującą Mont Blanc. Są też orszaki pogrzebowe z trumną rodem z Kantorowskiego teatru. I tak dalej, i tak dalej... Ale przedstawienie nie nuży i zmusza do refleksji. Nie bez znaczenia jest tu fragment wiersza "Testament mój", choć wolałbym słynne: "Szli krzycząc: Polska! Polska - wtem jednego razu / Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu; / Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna, / Szli dalej krzycząc: Boże! ojczyzna! ojczyzna! / Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka, / Spojrzał na te krzyczące i zapytał: Jaka?. Z "Przypowieści i epigramów". Szczególnie zamiast slapstickowej sceny z krzesłami w James Parku...

Ale "Kordian" wart jest jubileuszu Teatru Narodowego

Mniej więcej w tym samym czasie zapowiadano wielkie wydarzenie teatralne na scenie najbardziej zadłużonej sceny w kraju, Teatru Polskiego we Wrocławiu. Mimo korzystania z milionowych dotacji urzędu marszałkowskiego i dofinansowań prezydenta miasta, teatr pod wodzą Kazimierza Mieszkowskiego od lat walczy o swoje istnienie, podczas gdy np. Opera Wrocławska potrafi realizować ambitne spektakle z niezwykle trudną muzyką Ryszarda Wagnera i Ryszarda Straussa i nie popadać w długi. W rzeczywistości jest to przede wszystkim walka o utrzymanie dyrektorskiego stanowiska. To, że zaprasza on do współpracy reżyserów uznawanych przez mainstream za najwybitniejszych: Krystiana Lupę, Jana Klatę, Monikę Strzępkę czy Michała Zadarę, należy do jego wyborów. To, czy płaci Krystianowi Lupie 170 tys. zł, to już sprawa wykraczająca poza wybory stricte artystyczne. Szczególnie że ponawiane przedstawienia "Wycinki" Thomasa Bernharda poprzedzane bywały odpowiednio opłacanymi tzw. próbami wznowieniowymi. Jak twierdzą pracownicy Teatru Polskiego, Krystian Lupa nie mieszkał - jak to zazwyczaj bywa - w hotelu, tylko zażyczył sobie wynajęcia mieszkania w najbardziej reprezentacyjnym miejscu Wrocławia. Mieszkania wyposażonego w odpowiednio dobrane meble, a nawet wybraną przez siebie pościel. I to w sytuacji, gdy w teatrze należałoby przed zimą wymienić okna i dziurawe rynny. W takich warunkach finansowych dyrektor Mieszkowski postanowił poinformować społeczeństwo, że do nowego spektaklu zaangażował - jak rozumiem na życzenie reżyser Eweliny Marciniak - dwoje "aktorów" filmów porno z Czech. Po co? Aby pokazać na scenie pełny akt seksualny. Dodatkowego smaczku dodawała temu komunikatowi jeszcze jedna informacja. Oto w przedstawieniu miał występować równocześnie kilkuletni chłopiec. Czy po tego typu enuncjacjach pana Mieszkowskiego - zaznaczam, że licznych - nie powinien zareagować nowy minister kultury i dziedzictwa narodowego? Przecież to jego obowiązek. Tymczasem, jak się później okazało, była to ordynarna intryga. Prowokacja, ani artystyczna, ani obyczajowa, tylko polityczna. Przewidziano, że prof. Piotr Gliński zareaguje, że zareaguje część społeczeństwa Wrocławia, hołdująca pewnym wartościom duchowym. A wówczas będzie można rozdzierać szaty pod hasłem "zamachu na wolność artystyczną". Przedstawić ministra jako cenzora ingerującego w niezależność twórców, a członków kółka różańcowego, protestujących za pomocą modlitwy, uznać za zbrojne oddziały szkolone przez Prawo i Sprawiedliwość do walki z niepokornymi artystami, a przynajmniej jako obciachowych katofaszystów. Tu nawet nie chodziło o ściągnięcie dodatkowych widzów. Spektakl był grany w listopadzie tylko trzy razy i tylko trzy spektakle przewidziane są pod koniec grudnia. A że dyrektor Krzysztof Mieszkowski często mija się z prawdą, niech zaświadczy jeszcze jeden fakt. Pamiętamy, jak drżącym głosem użalał się nad swoją 82-letnią matką, której dom obrzucono pomidorami i jajkami, sugerując odpowiedzialność zbiorową. Tymczasem jest to dom posła i dyrektora w jednej osobie - Krzysztofa Mieszkowskiego.

W obronie zasad

Panie profesorze, panie ministrze, proszę nie wycofywać się ze swoich decyzji. Przeciwnicy nie docenią pańskich prób doprowadzenia do porozumienia, gdy nazywa pan bezczelną prowokację - nieporozumieniem. Oni niczym ulicznik wykorzystają takie zachowanie jako pańską słabość. To dlatego słaby fizyczne żul wygrywa w ulicznej zwadzie ze znacznie sprawniejszym, dobrze wychowanym rówieśnikiem, bo jest pozbawiony hamulców moralnych, tchórzliwy, a przez to zdeterminowany. Uderzy pierwszy, kopnie w podbrzusze lub plunie w oczy. Nie pomoże nawet czarny pas judo. Bo w sporcie walczy się zwykle fair. Dlatego z tego typu indywiduami powinno się walczyć tymi samymi metodami. Nawet jeśli są dziennikarzami, dyrektorami, a nawet posłami. Oczywiście nie namawiam do rękoczynów, ale do zdecydowanych akcji w obronie zasad. Panu, panie profesorze nie wypada nawet wdawać się w pyskówkę. Aleja mogę nazwać chamstwo - chamstwem, hucpę

- hucpą, a bezczelną intrygę

- bezczelną intrygą.

Dlatego też oceniam dwa spektakle w tak odmienny sposób. Jedno przedstawienie pod względem artystycznym, drugie, tylko pod względem obyczajowo-politycznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji