Artykuły

Miarkujmy się wszyscy

"Miarka za miarkę" Williama Shakespeare'a w reż. Mikołaja Grabowskiego w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Sporo celnych obserwacji o ludziach, dowcipne dialogi i teksty, które można śmiało odnieść do współczesności. To nie żadna współczesna sztuka, ale "Miarka za miarkę" Williama Szekspira, która od listopada gości na afiszu Teatru Polskiego w Bielsku-Białej.

Nie jest łatwo adaptować uniwersalne teksty brytyjskiego dramatopisarza wszech czasów. Zwykle albo są zrobione po bożemu (a więc raczej są nudne), albo są przez reżyserów uwspółcześniane (który to zabieg powoduje, że miewają z oryginałem niewiele wspólnego).

Reżyser bielskiego przedstawienia, znany i ceniony twórca Mikołaj Grabowski, postanowił pójść tą drugą drogą. Zadanie miał utrudnione podwójnie, albowiem "Miarka za miarkę" to komedia (gorzka, jak to u niego bywa) w naszym kraju mało znana i bardzo rzadko przez teatry grana. Jej adaptacji powinno się więc dokonać ze szczególną uwagą - wszak widz nie zna kompletnie oryginału, obca jest mu zarówno treść, jak i problematyka. Ważne, by prócz walorów teatralnych, zrozumiał, "o co biega".

Spektakl nie jest niezrozumiałą ramotką

Mikołajowi Grabowskiemu adaptacja nad podziw się udała. Reżyser poskracał pierwowzór w ten sposób, że nic nie stracił na sensowności i sile przekazu. Rdzeń i szekspirowski klimat pozostał. Całości dodał współczesnego sznytu, co sprawia, że spektakl nie jest niezrozumiałą ramotką, ale figlarną, mądrą, pełną ciekawych i zabawnych tekstów opowiastką o ludziach i ich żądzach. Sprawnie wyreżyserowaną, w której kolejne sceny zmieniają się jak w kalejdoskopie - w równym tempie i z dużą energią, tak, żeby nie znużyć mniej wyrobionego widza.

Grabowski postanowił zarówno wykorzystać szekspirowską tradycję, jak również wywrócić ją potem na nice. Raz puszcza do nas oko, innym zaś razem jest śmiertelnie poważny. Ale zawsze zdystansowany, gotowy do sypnięcia kolejnego żartu, podszytego powagą. Znać, że "Miarka za miarkę" jest jego, takie jest "teatralne pismo" Mikołaja Grabowskiego, choć Szekspira raczej nie wystawia, znamy go z realizacji - w szczególności w ostatnich latach - polskiej literatury: Mickiewicza, Gombrowicza, Kitowicza.

"Miarka za miarkę" wybornie odsłania ludzką dwulicowość

Intryga zaczyna się w chwili, gdy książę Wiednia Wincencjo (w tej roli Bogdan Słomiński) opuszcza tron i daje władzę młodemu politykowi Angelo (dobry Michał Czaderna). Sam, w przebraniu mnicha, ma zamiar podglądać jego poczynania. Angelo zaostrza prawo zaraz po objęciu władzy. Na śmierć skazuje młodego chłopaka Klaudia tylko za to, że ten przed ślubem spłodził dziecko ze swoją wybranką. O łaskę życia dla mężczyzny prosi jego siostra Izabela (świetna Daria Polasik-Bułka), która właśnie co wstąpiła w progi zakonu. Angelo, ogarnięty nagłym uczuciem żądzy do dziewczyny, próbuje ją zniewolić. W rezultacie wszystko kończy się dobrze (wszak to komedia - zaplanowano aż 4 wesela), ale po drodze niekoniecznie jest wesoło.

"Miarka za miarkę" wybornie odsłania ludzką dwulicowość - pragnieniem Angela jest nauka wstrzemięźliwości poddanych, a sam taki nie jest. I naszą biologiczność, zwierzęcość - wszak działanie niektórych bohaterów podyktowane jest chucią, a nie rozumem. Zepsucie sięga dworu - i taki jest nie tylko Angelo oraz jego pomagierzy, ale i sam książę, o którym po mieście krążą mało wybredne plotki (a wiadomo, że w każdej jest coś prawdziwego). Czyż nie przypomina ta sytuacja działań rządzącego obozu w niektórych przypadkach? Dlaczego sami nie możemy decydować o naszym "prowadzeniu się"? Kto dał innym prawo do zaglądania do naszych sypialni? Z drugiej strony - jeśliby pozwolić ludziom na wszystko, zapanowałby niewyobrażalny chaos. Granica w tym przypadku jest niesamowicie cienka i Szekspir celnie to obrazuje.

Największe brawa należą się aktorom

Właśnie - słowo o obrazach. "Miarka za miarkę" świetnie się ogląda. Pod względem wizualnym do czynienia mamy raczej ze skromnością, ale w bardzo wysmakowanym wydaniu. Aktorzy są nie tylko na scenie, ale ogrywają pomysłowo balkony, a nawet ręcznie malowaną kurtynę. Dwoją się na podium, raz wykorzystana zostaje i zapadnia. Główny element scenografii stanowią pionowe drążki, które potrafią udawać zarówno wnętrze biura urzędującego w nim Angela, jak i więzienia. Współczesne kostiumy dobrze z tymi ascetycznymi przestrzeniami współgrają. Niebagatelną rolę odrywa tutaj światło, które potrafi wydobyć z poszczególnych miejsc akcji niezwykłą aurę z jakąś naddaną mistyką. Brawo.

Największe brawa należą się aktorom. To oni są solą tego spektaklu. Prym wiedzie wspomniana już Daria Polasik-Bułka, która potrafi być i skromną zakonnicą i pełną gniewu furiatką. Drugie miejsce na podium zajmuje Piotr Gajos w roli przemądrzałego, lubiącego się kłócić Lucja (w jednym z kilku pobocznych wątków). Do tego stopnia, że człowiek z niecierpliwością oczekuje, kiedy Lucjo znów wyjdzie na scenę i zacznie uroczo pleść swoje androny. Perełką jest także sytuacja, w której występują: Kazimierz Czapla (dzielnicowy), Adam Myrczek (alfons) i Grzegorz Sikora (emeryt). Aktorzy balansują na granicy kabaretu i zgrywy, ale pozostają w swoich rolach do końca. Apogeum radości widz osiąga w finale, podczas wybornej sceny, w której cała intryga zostaje zdemaskowana z udziałem wszystkich postaci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji