Artykuły

Teatr ma ludzi łączyć, nie pogłębiać podziały

- Żeby porozmawiać z widzem o czymś ważnym, trzeba go najpierw do teatru przyciągnąć. Trzeba tego widza uczyć różnego rodzaj teatru, przygotować na dialog, by znalazł dla siebie taką formę tej rozmowy, która odpowiada mu najbardziej - mówią Emilia Piech i Michalina Rodak, nowe aktorki bydgoskiego Teatru Polskiego.

MARTA LESZCZYŃSKA: Emilio, jako bydgoszczanka zaczynasz pracę w teatrze, który dobrze znasz.

EMILIA PIECH [na zdjęciu po lewej]: - Teatr Polski to dla mnie bardzo ważne miejsce. Mogę powiedzieć, że to moja przystań.

Pamiętasz pierwszy spektakl, który obejrzałaś?

EP: - Miałam wtedy może siedem lat. Babcia przyprowadziła mnie na "Kota w butach". Kiedy Paweł Łysak został dyrektorem, często przychodziłam na spektakle. Bardzo podobał mi się teatr, który proponował widzom oraz klimat, który stworzył wokół bydgoskiej sceny. Był to teatr bardzo otwarty, również na młodego widza. Z przyjemnością oglądałam też cały aktorski zespół, który w tamtym czasie występował w Bydgoszczy. Stanowił o sile naszego teatru. To były wspaniałe osobowości sceniczne. Każdy z nich stał się dla mnie inspiracją.

Które produkcje podobały ci się najbardziej?

EP: - Byłam chyba najczęstszym widzem spektaklu "Witaj/Żegnaj" Jana Klaty. Widziałam go sześć czy siedem razy. Byłam również pod wrażeniem spektakli Mai Kleczewskiej. Jej twórczość zdecydowanie poszerzyła moje poznawcze horyzonty, a estetyka przedstawień na długo zapadła mi w pamięć.

Kiedyś byłaś tu widzem, teraz będziesz występować na scenie. Taki był plan, odkąd zdecydowałaś się na aktorstwo?

EP: - Życie aktora jest dość nieprzewidywalne. Dostać angaż w wymarzonym teatrze jest niepowtarzalną szansą. Jeszcze jakiś czas temu nie pomyślałabym, że to będzie w ogóle możliwe. Nie zakładałam powrotu do Bydgoszczy. Fakt, że jestem teraz w domu to uczucie, z którym wciąż się jeszcze oswajam. Mieszkałam długo w różnych miastach. Po studiach we Wrocławiu trafiłam najpierw do Legnicy, miałam jeszcze kilka innych przystanków. Teraz jestem w teatrze, w którym dorastałam, wracam do korzeni. To wszystko dzięki zaproszeniu nowego dyrektora.

EP: - Z Łukaszem Gajdzisem robiłam w Bydgoszczy w 2012 r. projekt "Lato w Teatrze". Wtedy się poznaliśmy. Kiedy objął stanowisko dyrektora w Teatrze Polskim i zadzwonił z propozycją współpracy, odpowiedziałam bez zastanowienia: "Jasne, że tak". Nie miałam najmniejszych wątpliwości. Rodzina też się oczywiście ucieszyła, że będę blisko. Szczególnie babcia, która jest wielka fanką teatru od wielu, wielu lat.

Dla Emilii angaż w Teatrze Polskim oznacza powrót do domu. Dla ciebie, Michalino, Bydgoszcz to miasto zupełnie nieznane.

MICHALINA RODAK: - Przeprowadzka do Bydgoszczy to dla mnie duża życiowa zmiana. Jestem z tych, którzy lubią gdzieś osiąść, a dotychczas takim miejscem-azylem było Gniezno. Nie mam takiej łatwości jak Emilia, która jeździ od miasta do miasta i pracuje w różnych miejscach.

Czym więc Gajdzis cię przekonał do przeprowadzki?

MR: - Wcześniej współpracowaliśmy w Gnieźnie, gdzie był zastępcą dyrektora. Szukał młodych twórców, którzy wniosą swój zapał i zaangażowanie do teatru. Ma sentyment do łódzkiej filmówki, gdzie kończył wydział aktorski. To była też moja uczelnia. Zobaczył mnie w dyplomie i niedługo po tym zaproponował współpracę. Gnieźnieńska scena działała prężnie głównie dzięki zaangażowaniu Łukasza. Kiedy zaproponował, żebym wraz z nim pojechała do Bydgoszczy, uznałam, że każda zmiana niesie ze sobą coś dobrego i warto spróbować. Zwłaszcza że trochę ciągnęło mnie do nowego zespołu, nowych ludzi i miejsca.

Nie żałujesz, że dałaś się namówić?

MR: - Trudne momenty mam już za sobą. Tak duże zmiany zwykle powodują na początku poczucie dyskomfortu; pojawiają się pierwsze wątpliwości i niepokój wynikający ze zderzenia z czymś nieznanym. Dziś jestem już zadomowiona w Bydgoszczy. Nie miałam zresztą za dużo czasu na rozmyślania, bo zaraz po przyjeździe wpadłam w wir pracy. Łukasz zaangażował mnie do "Plastusiowego Pamiętnika" i "Klubu Kawalerów" w zastępstwie za wspaniałą Magdalenę Łaskę. Potem zaczęły się próby do premiery "Beksińskich". I tak niepostrzeżenie minęły trzy miesiące. W Bydgoszczy czuję się wspaniale. Bez wątpienia mogę powiedzieć, że to jedno z niewielu miast w Polsce, gdzie bardzo łatwo poznaje się nowych ludzi. Wszyscy są bardzo otwarci, a atmosfera jest wręcz rodzinna.

Emilio, pokazujesz Michalinie Bydgoszcz?

EP: - Żadne oprowadzanie nie było konieczne. To niesamowite, jak szybko Miśka zaadaptowała się w Bydgoszczy. Czasem opowiada mi o miejscach, o których istnieniu nie wiedziałam albo o których kompletnie zapomniałam. A ona wciąż odkrywa nowe miejsca i poznaje nowych ludzi.

Masz już swoje ulubione miejsce w Bydgoszczy?

MR: - To kultowy już chyba Mózg. Słyszałam, że prędzej czy później wszyscy nowi bydgoszczanie tam trafiają. Wybrałam się tam sama, ale nie narzekałam długo na brak towarzystwa. Okazało się, że wszyscy wszystkich tam znają, więc wystarczy porozmawiać zjedna osobą, by chwilę później poznać kilka następnych. Można tam spotkać muzyków, poetów czy twórców sztuk wizualnych. Każdy robi coś ciekawego, o czym warto posłuchać, czego warto doświadczyć. Mózg szybko okazał się dla mnie punktem wypadowym do odkrywania kolejnych zakątków miasta.

Jakich?

MR: - Bydgoszcz okazała się dla mnie bardzo inspirującym miastem. Zdarza mi się uczestniczyć tu w niemal "filmowych" scenach. Dzięki rym niezwykłym ludziom, których tu poznaję, często trafiam w miejsca, których nie sposób znaleźć w turystycznych przewodnikach. Można tu bez trudu o czwartej nad ranem trafić na piwniczne jam session, podczas którego ludzie grają na pustych baniakach po wodzie. I to jest to, co mnie w Bydgoszczy urzeka. Muzyczność tego miasta nie ogranicza się jedynie do funkcjonowania takich instytucji jak Opera Nova czy Filharmonia Pomorska, ale przejawia się również w wielu niezależnych, oddolnych inicjatywach twórczych. Mam wrażenie, że w Bydgoszczy jest mnóstwo muzyków, którzy doskonale wypełniają tę muzyczną tkankę miasta.

Ciebie, Emilio, miasto po latach też tak zachwyca?

EP: - Mam wrażenie, że odkrywam je na nowo. Kiedy rozmawiam z ludźmi z zagranicy, często są zachwyceni Bydgoszczą. Przywołuje im na myśl trochę Wiedeń, trochę Amsterdam.

Masz podobne skojarzenia?

EP: - Przez lata, kiedy mnie tu nie było, Bydgoszcz bardzo się zmieniła. Centrum wypiękniało. Dobrze się czuję w miastach, w których dominuje zieleń, a tutaj jest mnóstwo parków. W szczególności pozytywnie zaskoczyła mnie atrakcyjnie zagospodarowana przestrzeń nad rzeką. Z reguły często można odczuwać przesyt swoim rodzinnym miastem; chce się wyjechać, poznać nowe miejsca. Ja natomiast zawsze lubiłam wracać do domu i nadal czuję się tu dobrze. Przypomina mi się hasło: "Myśl globalnie, działaj lokalnie", które jest mi bardzo bliskie. Cieszę się, że rodzinne miasto daje mi dziś tyle możliwości.

Za nami premiera "Beksińskich", w przyszłym miesiącu na afisz wchodzi "Komedia Omyłek" Szekspira. Nie macie chyba już za dużo czasu na eksplorowanie Bydgoszczy?

MR: - Gram w "Beksińskich", do których przygotowania trwały półtora miesiąca. Ostatnie dwa tygodnie przed premierą spędzaliśmy na próbach po kilkanaście godzin dziennie. Wszyscy realizatorzy i aktorzy byli całkowicie pochłonięci pracą nad najbliższymi premierami.

Ty masz w nim wyjątkowo trudne zadanie. Grasz kilka postaci.

MR: - Wcielam się we wszystkie dziewczyny Tomka Beksińskiego, którego marzeniem było spotkać wielką miłość. Niestety, nigdy mu się nie udało. Gram również idealną Nadkobietę, której nigdy nie spotkał. Ale jestem też Piotrem Dmochowskim, ojcem Zdzisława, czy redaktorką z telewizji i stewardesą. "Beksińscy" to spektakl, który mocno czerpie z popkultury. Wymaga ode mnie zdystansowanego grania, niekoniecznie poszukiwania głębszej psychologii tych postaci. To dla mnie duże wyzwanie i sprawdzian aktorskiej sprawności.

Ciebie, Emilio, zobaczymy na scenie w grudniowej premierze.

EP: - Jesteśmy na zaawansowanym etapie prób. Premiera zaplanowana jest na 29 grudnia. Jako zespół świetnie się bawimy, przygotowując ten spektakl, ale zdajemy sobie również sprawę, jak trudno jest zrobić dobrą komedię. Mam nadzieję, że publiczności będzie się podobać. Interesująca jest sama sztuka, ale będziemy mieć też nietuzinkową scenografię i kostiumy.

Z epoki elżbietańskiej?

EP: - Powiedziałabym raczej, że dużo w tym eklektyzmu. Scenograf, Łukasz Błażejewski, czerpał również w swojej koncepcji z kinematografii lat 80. i 90. Wydaje mi się, że granie Szekspira według elżbietańskiego kodu dziś nie ma już w teatrze sensu. Tekst w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka uległ pewnym modyfikacjom sprzyjającym scenie, choć w całościowym kształcie zachowuje swoją dynamikę. Jest też mnóstwo gier słownych, które przyczyniają się do atrakcyjności tekstu. Spektakl reżyseruje Francuz Jean-Philippe Salerio. Jest cenionym twórcą w dziedzinie komedii.

EP: - Jean-Philippe jest bardzo cierpliwym i ciężko pracującym artystą. Wyzwaniem jest to, że na próbach porozumiewamy się w trzech językach: po angielsku, francusku i po polsku. On jest już chyba nawet w stanie odnaleźć się w naszym ojczystym języku. Musi przecież słuchać, jak na scenie wymieniamy się polskimi dialogami. To dla niego trudne zadanie, bo jako reżyser musi wyłapywać niuanse językowe. Mamy też znakomitą tłumaczkę. Mariola Odzimkowska doskonale rozumie wizję reżysera i potrafi nam ją precyzyjnie przekazać. Ma nie tylko doskonały warsztat językowy, ale też ogromną wiedzę na temat teatru.

Nowy teatr, nowe role. Z perspektywy pierwszych miesięcy zdajecie się być zadowolone z wyboru bydgoskiej sceny. Macie plan związać się z nią na dłużej?

MR: - Większe ośrodki teatralne jak Warszawa, Kraków czy Wrocław zawsze są kuszące. Być może za jakiś czas poczujemy, że potrzeba nam kolejnej zmiany. One w zawodzie aktora są potrzebne. Znając miejsce, widza, profil teatru, jego zespół, szybko wchodzi się w strefę komfortu. Taka rutyna może być dla artysty niebezpieczna, bo często oznacza zatrzymanie się w rozwoju. Ucieczką od takiej monotonii jest oczywiście praca z różnymi reżyserami i twórcami, którzy stymulują do rozwoju, pokazują nowe możliwości, przedstawiają odmienne estetyki i metody grania.

Emilio, ty miałaś okazję grać nie tylko w teatrze, ale również w filmie.

EP: - To był "Knives Out" Przemysława Wojcieszka. Sześcioro przyjaciół organizuje w domku letniskowym spotkanie po latach. Jeden z nich namawia pozostałych do aktu przemocy.

MR: - Znam ten film, jest bardzo dobry.

I kontrowersyjny. Mówi się, że to być może jeden z najmocniejszych i ważniejszych filmów kina niezależnego ostatnich lat w polskim kinie.

EP: - Podejmował trudny temat frustracji młodego pokolenia i nienawiści do imigrantów. Pokazywał dobitnie, jak bardzo boimy się inności. Jak duże ma dla nas znaczenie, kto skąd pochodzi, jak wygląda, jakiego jest wyznania czy orientacji seksualnej. W dyskusji, którą ten film wywołał, uderzyło mnie to, że ludzie potrafili powiedzieć, że takiej młodzieży jak w tym filmie nie ma.

Jakiej?

EP: - Takiej, która potrafi powiedzieć, że Polska jest tylko dla Polaków, a takich np. Ukraińców trzeba odsyłać do gazu. W tym filmie chłopak, który jest nacjonalistą, zapala świeczkę za ofiary w Smoleńsku i pije za nich wódkę. Tak jest dziś w Polsce. Tysiące ludzi chodzących po Warszawie z nazistowskimi transparentami nie bierze się znikąd. Ostatnio na lotnisku Chopina widziałam plakat w kształcie Polski obejmujący część terenu Rosji, który powstał z okazji Dnia Niepodległości. Zastanawiam się, jaki jest cel takiego witania obcokrajowców. Nie można się bać o tym mówić.

Jako aktorki tak postrzegacie swoją rolę w sztuce? Chcecie wywoływać dyskusję?

MR: - Teatr zaangażowany jest istotnym głosem w kulturze. Szczególnie dziś, kiedy Polacy są tak podzieleni. Artyści są również po to, by zabierać głos w najważniejszych dla współczesnego społeczeństwa sprawach. Łukasz Gajdzis proponuje teatr bardziej różnorodny, na co wskazują, już pierwsze dwie premiery sezonu.

Dla was to ciekawa perspektywa?

MR: - Z warsztatowego punktu widzenia bardzo. Mierzenie się z różnego rodzaju konwencjami jest bardzo rozwijające, pozwala na ciągły rozwój i przekraczanie granic swoich możliwości.

EP: - Z takim teatrem jest trochę jak z filmem. Kino jest dla wszystkich. Możesz iść na komedię romantyczną, na dramat, na film psychologiczny, akcji czy science fiction. Wydaje mi się, że Łukasz Gajdzis w podobny sposób myśli o bydgoskiej scenie. Zależy mu, by repertuar był polifoniczny, otwarty na różnego widza i taka wizja mi się podoba.

A gdzie tu miejsce na ten zaangażowany głos artysty?

EP: - Teatr polifoniczny nie wyklucza teatru zaangażowanego, a już na pewno nie stanowi opozycji. Wręcz przeciwnie, nawet w komediach czy w spektaklach dla dzieci przemycane są ważne tematy i trudne pytania. W niejednej bajce jest tyle samo mądrości co w dramatach psychologicznych. Tak samo niejedna sztuka dramatyczna traktuje o problemach współczesnego świata z taką samą mocą, co spektakle zaangażowane politycznie. Tylko trzeba umieć to przekazać. Jeśli ma się tę zdolność, taki teatr doskonale trafia do ludzi. By porozmawiać z widzem o czymś ważnym, trzeba go najpierw do tego teatru przyciągnąć. Trzeba tego widza uczyć różnego rodzaj teatru, przygotować na dialog, by znalazł dla siebie taka formę tej rozmowy, która odpowiada mu najbardziej.

MR: - Do różnych ludzi trzeba docierać różnymi ścieżkami. Z częścią widzów spotkamy się przy okazji spektakli zaangażowanych politycznie, z innymi na spektaklach bardziej rozrywkowych czy dotyczących uniwersalnych ludzkich spraw.

EP: - Teatr powinien być miejscem takich spotkań. Dla wszystkich. Społeczeństwo zawsze było w jakiś sposób podzielone, teraz widzimy eskalację tego problemu. Najgorsze co można zrobić, to zamknąć się i uciec w jednym tylko kierunku. Bo kiedy ludzie przestają się słuchać, nie pozwalają sobie nawzajem wchodzić na swój teren, dochodzi do sytuacji niebezpiecznie skrajnej, często konfliktowej. Zdecydowanie trzeba mówić o tym, co się dzieje wokół nas na świecie. Trzeba wkładać kij w mrowisko. Ale tak, by skłaniać do refleksji, nie do wojny. By zacząć ludzi łączyć, nie pogłębiać podziały.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji