Artykuły

Magazynierzy

SZABLON jest wrogiem wszelkiej twórczości, a telewizja rości sobie do niej zupełnie zresztą uzasadnione prawo. Magazyny są dzisiaj modne, zwłaszcza w prasie; jest to swoiste tutti frutti, gdzie każdy może znaleźć to, co go najbardziej interesuje, bez ambicji dotarcia do korzeni zjawisk. Niestety, inaczej bywa w TV. Tutaj trudno przyznać popularność magazynom, choć niektóre z nich na pewno cieszą się dużym zainteresowaniem telewidzów. Program telewizji, a zwłaszcza publicystyki telewizyjnej coraz bardziej ulega zgubnej manierze "magazynowania". Program telewizyjny został poszufladkowany bardzo skrzętnie i dokładnie na różne działy i działki, ogródki plewione i nie plewione, gdzie każdy szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie. Może to i wygodne dla telewizyjnych planistów i dla telewizyjnych twórców i dziennikarzy, ale absolutnie niewygodne i trudne do zrozumienia dla "normalnych" telewidzów.

Co my wiemy, oglądając codzienny program telewizyjny, zamieszczony w prasie? O ile tylko zgadza się on z rzeczywistością, wiemy, że o godzinie takiej a takiej nadany zostanie magazyn "Pod znakiem jakości", "Próby" "Nie tylko dla pań", "Azymut", "Poligon", czy "Gawędy wilków morskich". Nie wiemy absolutnie nic o czym będzie w tych magazynach mowa. Może w "Eurece" rozmawiać Einstein z Kopernikiem mogą w "Starym kinie" przemawiać bracia Lumiere, może w "Po szóstej" występować Amado, telewidz nic o tym nie wie i orientuje się tylko po szablonowych kryptonimach. Nie jest to zresztą cechą tylko telewizji polskiej. Jak się okazuje (opieram się tu na relacji redaktora programowego Centralnej TV ZSRR A. Bogomołowa) - w tejże centralnej telewizji radzieckiej było w 1965 roku 25 cyklów i innych tradycyjnych stałych programów, ale już w lutym 1966 było ich 51. Jeśli w dodatku o wszystkich złożonych problemach współczesności mówi się w identyczny sposób, telewidz zamyka aparat.

W gruncie rzeczy możemy dojść do paradoksu, że ogłaszane codziennie programy telewizyjne staną się tradycyjnym przeżytkiem. Że wystarczy po prostu powiedzieć: poniedziałek - aby było wiadomo, że będzie "Eureka", wtorek - aby wszyscy telewidzowie bezbłędnie przeczuwali magazyn "Na morskich szlakach", środa - aby wiedzieli, że czeka ich "Nie tylko dla pań", jak również magazyn medyczny i od czasu do czasu "Pod znakiem jakości", czwartek, kiedy to - jak wiadomo - "Na zdrowie" i "Refleksje", piątek, gdzie "Wielokropek" i "Azymut", sobota, kiedy "Monitor" i "Po szóstej" i tak dalej i tak dalej.

ZDAJĘ sobie doskonale sprawę z faktu, że jest niemożliwością zaznajomienie telewidza za pośrednictwem prasy o tym, co kilka milionów ludzi ma tego dnia oglądać na ekranach swoich telewizorów, albowiem film ma do swojej dyspozycji w tej chwili aż trzy periodyki, a telewizja na dobrą sprawę ani jednego. Ale leży to chyba w interesie samej telewizji, aby reklamować swoją własną działalność. I na pewno można znaleźć jakieś formy informacji, aby telewidz mógł w y b i e r a ć. Aby nie był zmuszony oglądać wszystkiego w ciągłej niepewności, że coś ujdzie jego uwagi w ciągłej ignorancji, kto będzie występował i o czym będzie mowa. Kto bowiem mógł np. przypuszczać, że w ostatnim "Światowidzie" będzie mowa o dalszych losach osławionego "Kongo-Muellera", "Uśmiechniętego mężczyzny"? Kto mógł wiedzieć, że w ostatnim wydaniu magazynu "Pod znakiem jakości" będzie mowa o telefonach, z którymi tak często się borykamy? Z pewnością wielu telewidzów chętnie obejrzałoby i wysłuchało tych programów, gdyby wiedzieli zawczasu, o czym będzie m o w a. Powtarzam: nikt nie kupuje kota w worku, a nieśmiałe usiłowania, czynione przez tygodnik "Radio i telewizja" absolutnie wiosny nie czynią.

Tym bardziej, że niektóre rzeczywiście wartościowe programy powracają po pewnym czasie, najczęściej pod zmienioną rzadziej pod tą samą postacią. Po dłuższej przerwie powrócił np. magazyn filmowy "Klaps". Niestety, powrócił jako panegiryk w momencie, kiedy trwa w całej pełni dyskusja na temat współczesnego filmu polskiego. Zabrakło w nim jakichkolwiek akcentów krytycznych, czy chociażby polemicznych, pozostała zwyczajna reklamówka produkowanych filmów, których wstępne oceny zazwyczaj nie sprawdzają się z późniejszym zdaniem krytyki, a co dopiero widzów.

Bardzo rzadko pojawiają się programy samodzielne, nie dające się włączyć do żadnego szablonu, nagiąć do żadnej rubryki, zawczasu wycelebrowanej. Oto na przykład w późnych godzinach nocnych natrafiam na publicystykę studencką pod tytułem "Złota Sowa i inne". A warto by na ten temat podyskutować, nie zostawiać problemu bezkrytycznie, tylko ilu ludzi program ów obejrzało? Nikt go nie reklamował, nikt nie zapowiedział, że zostanie on o tej a tej godzinie nadany. W pierwszej chwili myślałem, że chodzi tu o jeszcze jeden studencki program rozrywkowy, z jakiejś piwnicy baraniej, albo pod baranami, a tu tymczasem rewolwerowy problem - student - społecznik; Rara avis!

Idzie np. magazyn poznański "Teleplastikon". Nie jestem gorącym wielbicielem tego konglomeratu polonistyki ze specyficznym, a nie najlotniejszym humorem grodu Przemysława. Kto jednak wie, co zacz? Proponuję mimo wszystko wprowadzenie magazynu, który miałby obok Wicherka największe powodzenie w TV; magazynu, objaśniającego w krótkich słowach, co będziemy mogli nazajutrz na szklanym ekranie zobaczyć. A także bardziej zrozumiałej informacji prasowej, aby nie wystarczał nam sam dzień tygodnia, który wszystko objaśnia albo niczego nie mówi.

MAGAZYN pod kryptonimem "Pegaz" udało się już rozszyfrować, gorzej z innymi programami publicystyki kulturalnej. Cykl "Portrety", cieszy się zasłużoną sławą. Mieliśmy tu wiele świetnie naszkicowanych Sylwetek najwybitniejszych współczesnych twórców; tym razem przyszła kolej na zmarłego przed blisko dwudziestu laty George Herberta Wellsa, autora "Wehikułu czasu". Film zrobiony był rzeczywiście znakomicie; program jak najbardziej godny obejrzenia. Z tej mniej więcej parafii pochodził dość pretensjonalny, ale mimo wszystko wzruszający reportaż o krynickim Nikiforze. Gdyby takich reportaży więcej! Niestety - są to również rzadkie ptaki, które wiosny nie czynią.

Kryzys teatru TV i rozrywki trwa mimo wystawionego w pięknej obsadzie i według pięknego tekstu Tuwima "Żołnierza królowej Madagaskaru".

Swoją drogą: do czego doszliśmy? Poniedziałek był kiedyś dniem-sanktuarium telewizyjnego dramatu. Dzisiaj miejsce "Urzędu" zajęli Żołnierze Madagaskaru. Jeszcze teatry poza-warszawskie usiłują ratować sytuację, ale nieudolnie.

Właśnie z teatrów, pozawarszawskich wystąpiły ze spektaklem E. Tollera "Wyzwolenie Wotana" Katowice (reżyseria J. Wyszomirskiego). Cenię bardzo ambicje Katowic i ich ciągoty w kierunku teatru politycznego, ale to bardzo trudna sprawa. Ekspresjonistyczny dramat Tollera - to zjadliwa groteska, odsłaniająca proces kształtowania się organizacji faszystowskiej i legendy jej wodza. Sztuka ta, a zwłaszcza utrzymana w tonacji fałszywego patosu rola fryzjera-Wotana wymaga bardzo dobrego aktorstwa. Tego niestety, w teatrze katowickim zabrakło.

NATOMIAST w odróżnieniu do spektaklu Teatru Młodego Widza z ubiegłego tygodnia - "Krysia Bezimienna" A. Domańskiej była już mało powiedzieć - bezpretensjonalna, była dość prymitywna. Boże mój, do jakiego wreszcie widza adresowany jest ten teatr? Do osiemnastolatków, czy siedmiolatków? Trzeba się nareszcie zdecydować.

Był jeszcze następny odcinek "Klubu profesora Tutki", słabszy od pierwszego i ponownie ośmieszający dziennikarzy, co stało się już pewnego rodzaju obsesją, oraz "Teatrzyk Jadwigi Rutkowskiej", wielokrotnie zapowiadany i długo oczekiwany, który był udanym wieczorem autorskim, jeśli coś takiego w telewizji może istnieć. Ale nie bardzo widzę w TV ciąg dalszy tego rodzaju prezentacji. Czy przypadkiem nie powstanie jeszcze jeden magazyn pod kryptonimem "Nasi satyrycy"?

I wtedy będziemy już śmiać się na zapas, co nie jest najmądrzejszą metodą, bo nigdy nie wiadomo, czy trzeba i czy należy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji