Artykuły

Zmarła Jaga Siemaszko

Zawsze uśmiechnięta, serdeczna, o niespożytych siłach. Wydawało się, że upływ czasu jej nie dotyczy. Kiedy w spektaklu "Halny" ze świeczką w ręce krzyczała "Nie chcę umierać", nikt nie przypuszczał, że już niedługo nie będzie jej wśród nas..

Nigdy nie widziałam jej smutnej. Zawsze, gdy spotykałyśmy się w teatrze czy na ulicy, ściskała mnie serdecznie na powitanie i pytała, co słychać. Częściej skupiała się na innych niż opowiadała o sobie. Promieniała radością życia, a jej piękne oczy błyszczały jak u nastolatki. Nigdy nie zachowywała się jak gwiazda, nie grała poza sceną, była sobą. Kiedy w spektaklu "Halny" ze świeczką w ręce krzyczała "Nie chcę umierać", nikt nie przypuszczał, że już niedługo nie będzie jej wśród nas.

- Jeszcze 22 października grałyśmy razem w spektaklu "Dom widzących ducha" podczas festiwalu w Zabrzu - wspomina Adrianna Jerzmanowska, aktorka Teatru Witkacego. - Jaga była taką mamą przyjaciółką, mogłam z nią porozmawiać i o babskich sprawach, i o polityce, i o Bogu. Była pełna energii, nie szukała poklasku, ciągle pracowała nad swoją rolą, by widzowie uwierzyli w postać, którą gra. Nigdy się nie poddawała. Miała w sobie niesamowity blask, biło od niej ciepło i radość - mówi o zmarłej przyjaciółka.

Pięknie o Jadze Siemaszko opowiada jej córka Agata: - Dla mnie była przede wszystkim silną osobowością, takim symbolem kobiecej siły. Do samego końca zachowała zresztą właściwą sobie klasę i poczucie humoru. Pomimo tej wewnętrznej siły była osobą niezwykle ciepłą. Myślę, że każdy, kto ją poznał, miał o niej jak najlepsze zdanie. Nie wiem, czy kiedykolwiek na kimkolwiek zrobiła złe wrażenie - mówi. - Miała niezwykłą umiejętność dostrzegania w ludziach pozytywnych stron, starała się każdego zrozumieć i nie oceniała: nie kategoryzowała ludzi ze względu na pochodzenie, wykształcenie, poglądy. Bardzo wierzyła w ludzi, czasem nawet za bardzo - podkreśla Agata Siemaszko. - Ale jednocześnie nauczyła mnie, że na ludzi, którzy człowieka krzywdzą, trzeba spojrzeć z klasą, z góry, i iść dalej. Bardzo jej jestem za tę umiejętność wdzięczna - dodaje.

Agata opowiada, że mama marzyła, by na starość kupić sobie domek w Hurghadzie, przy jednej z ruchliwych ulic, gdzie arabskie kobiety siedzą na rozgrzanych w słońcu kamieniach, całymi dniami paląc fajkę wodną i popijając mocną herbatę.

- Wierzę, że tam, dokąd odeszła, jest herbata, piasek i morze i nasz kochany piesek Pecik i że ma tam wspaniałe towarzystwo - mówi córka. - Zrobiła dla nas ogromnie dużo. Nigdy jej tego nie zapomnę. Cieszę się, że to Mama była moją Mamą. Cieszę się, że między innymi dzięki niej ja jestem, kim jestem...

Choroba Jagę zaskoczyła. Dowiedziała się o niej kilkanaście dni temu. Zdążyła się pożegnać z najbliższymi i z załogą Teatru Witkacego, z którym była związana od 24 lat.

Zapamiętamy ją jako matkę z "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie", panią Hitz ze spektaklu "Czy w niebie jest cyrk" czy jako Lucynę Beer w "Katzenjammerze". Grała m.in. w "Na przełęczy", "Dżumie", "Appendix", "Don Kichot Uleczony", "Barabaszu" i wielu innych spektaklach.

Pochodziła z Będzina. W latach 1973-1977 studiowała polonistykę na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. W latach 1981-1990 pracowała w Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie, kolejne dwa lata w Teatrze Lalki i Aktora Ateneum w Katowicach. W 1984 uzyskała eksternistycznie dyplom aktorki-lalkarki. Od listopada 1993 grała na deskach Teatru Witkacego. Mieszkała w Chochołowie. Miała 63 lata.

Pogrzeb odbędzie się w poniedziałek 27 listopada o godz. 13 na cmentarzu komunalnym przy ul. Nowotarskiej w Zakopanem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji