Droga do Polski
"Naszemu Śląskowi k*podziwieniu" zadedykowała Lidia Zamkow widowisko pt. "Zdobyty horyzont" oparte na opowiadaniu Gustawa Morcinka, piewcy ludu śląskiego. Morcinek ukazuje losy mata Kurta Krausa na tle najbardziej dramatycznego okresu dziejów Śląska - plebiscytu i powstań, które zadecydowały o powrocie do Polski, części tej ziemi.
Kraus - to postać nader romantyczna. Ten żądny przygód marynarz i obieżyświat musi przebyć długą drogę, aby móc świadomie opowiedzieć się po czyjejś stronie. Jego początkowy stosunek do sprawy przynależności Śląska pokazuje najpełniej rozmowa z ojcem w szpitalu. Stary Kraus (postać pięknie zagrana przez Połońskiego) nie przekona syna. Dopiero śmierć żony, a przede wszystkim pobyt w Polsce, z którego zdaje relację Korfantemu, uświadomią Kurtowi, że chęć zemsty nie może mu przesłonić ważniejszego celu: wyboru ojczyzny. Scena ta została znakomicie zagrana przez Leszka Herdegena - odtwórcę roli Kurta, z goryczą i żalem opowiadającego o kraju, który tuż po odzyskaniu niepodległości wdaje się bezmyślnie w imperialistyczną wojnę z robotniczym państwem.
W "Zdobytym horyzoncie", widowisku przygotowanym przez Katowice, na plan pierwszy wysunęła się nie tyle sprawa budzenia się świadomości narodowej Ślązaków, lecz walka ludu śląskiego o powrót do Polski - do ojczyzny, która Wprawdzie niewiele może im ofiarować, ale w której Krausowie będą znów mogli nazywać się Krzakami. W wojennych losach Kurta przewija się tragiczny motyw naszej historii: bratobójcza wałka Polaków w obcych mundurach.
Zasługą Lidii Zamkow - autorki scenariusza i reżysera spektaklu - było nadanie widowisku rangi poetyckiej opowieści o walce ludu śląskiego. Z winy Lidii Zamkow - aktorki, teksty poetyckie nie zabrzmiały z taką siłą, jakiej można by oczekiwać po ich wyborze. Była postacią z innej sztuki; niezbyt czysto zabrzmiały w jej wykonaniu piękne poetyckie teksty, które tak umiejętnie wkomponowała w prozę Gustawa Morcinka.
Spektakl zawierał wiele pięknie zaaranżowanych scen. Należały do nich: rozmowa ojca z Kurtem w szpitalu, Góra św. Anny i prawie wszystkie sceny zbiorowe. Inna zaleta - to bardzo dobry, wyrównany poziom wykonawców.
Niestety, pomyślane z takim rozmachem widowisko odznaczało się niedociągnięciami technicznymi (niewłaściwe ustawienie mikrofonów, zbyt długie przerwy między zmianami planów). W tak ważnym i ambitnym widowisku warto było wykazać nieco więcej dbałości o formę.