Artykuły

Porażka, czyli recenzji nie będzie

"Wiera Gran" Weroniki Murek w reż. Jędrzeja Piaskowskiego z Teatru Żydowskiego, gościnnie w Klubie Dowództwa Garnizonu w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Gołda Tencer, obejmując dyrekcję Teatru Żydowskiego, obiecała przewietrzyć nieco tę scenę i sam jej repertuar. Deklarowała to wielokrotnie, choć realizowała z różnym skutkiem. W pierwszych dwóch latach starała się zachować proporcję między tym, co proponuje nowy język teatralny ("Dybuk", "Aktorzy Żydowscy", "Malowany ptak", "Matki"), a tradycją wystawienniczą dominującą wcześniej ("Gerhvin", "Miasteczko Kasrylewka", "Szabasowa dziewczyna", "Śmierć pięknych saren").

Tegoroczny sezon rozpoczął się wyraźnym zwrotem w kierunku teatru progresywnego i na tych falach Żydowski stara się mierzyć z nowymi wyzwaniami, które mają w centrum jego zainteresowania stawiać trudne pytania natury społeczno-politycznej, a także wychodzić poza gotowe klisze czy narzędzia. Efekty tych artystyczno-repertuarowych decyzji i poczynań są póki co różnej jakości. Wyraźnie przereklamowani byli "Kibice" Michała Buszewicza, którym daleko było do siły rażenia zrealizowanych wspólnie z Anną Smolar "Aktorów Żydowskich", podobnie nie do końca został wykorzystany potencjał w próbie zmierzenia się z postacią i twórczością Zuzanny Ginczanki w spektaklu Krzysztofa Popiołka "Ginczanka. Chodźmy stąd". Natomiast absolutnym sukcesem okazał się skromny "Ostatni syn" Magdy Fertacz, w reżyserii Przemysława Jaszczaka, przygotowany dla młodych widzów.

Oczekiwania na kolejną premierę były zatem ogromne i to z kilku powodów. Przede wszystkim wiele obiecywało nazwisko bohaterki spektaklu, Wiery Gran, a także zaproszeni do realizacji młodzi twórcy - Weronika Murek i Jędrzej Piaskowski, którzy postanowili nawiązując do tragicznej biografii polskiej pieśniarki "pobawić się" z pamięcią, jaka o niej pozostała. Piaskowski nie po raz pierwszy sięga do tak odległej dla siebie przeszłości. W TR Warszawa wciąż można obejrzeć jego poprzedni spektakl "Puppenhaus. Kuracja", gdzie pojawia się m. in. Maria Malicka, znana artystka przedwojennej Warszawy, która została oskarżona o współpracę z Niemcami podczas II wojny światowej. Spektakl wywołał spore kontrowersje, choć dla piszącego te słowa był po poznańskim "Versusie" potwierdzeniem wyjątkowej wrażliwości i talentu młodego absolwenta Akademii Teatralnej.

Niestety, to co zadziałało w tamtej inscenizacji do tekstu Magdy Fertacz i było tajemniczym balansowaniem na strunach groteskowo-komiksowego humoru, nie pozbawionego liryzmu i afektywności, na scenie Żydowskiego sprowadziło się do warsztatowych ćwiczeń czy wprawek, podczas których zawodowcy demonstrują, jak się bawią w amatorski teatr. To dojmujące w konsekwencji wrażenie powoduje przede wszystkim zła dramaturgia, brak reżyserskich pomysłów, które by fantazyjność całej opowieści spięły w jakąś sensowną historię, a także nieumiejętność poprowadzenia aktorów, których ciała zupełnie się w tej stylistyce nie odnajdują. Ale to już niewybaczalny zarzut do odpowiedzialnej za ruch sceniczny i choreografię Katarzyny Sikory.

Było na początku o przewietrzeniu, tymczasem spektakl Piaskowskiego, niemal natychmiast po premierowej prezentacji, wywołał prawdziwe tornado. Oliwy do ognia dodawały kolejne komentarze, które bardzo szybko ukazywały się na teatralnych blogach i portalach społecznościowych (niektóre nawet jeszcze przed pierwszym pokazem). W dyskusję na temat spektaklu wszedł - i chyba niepotrzebnie - sam reżyser, domagając się rzeczowych argumentów, które powinny mieć związek z aparatem krytycznym, w tym przypadku również z dziedziny sztuk wizualnych. I tu powinienem zakończyć moje pisanie, bo na sztukach wizualnych znam się słabo (na pewno inni znajdą argumenty na potwierdzenie bezczelności i błyskotliwości tego dzieła), ale nawet gdybym się znał, to zdania bym nie zmienił. Bo i z tej perspektywy niczego nowego w sensie teatralnym spektakl mi nie proponuje. A jak sam temat pamięci o innych, a także o nas samych, potrafi być inspirującym tworzywem dla teatru przekonałem się ostatnio dwukrotnie. Zrobiła to Katarzyna Kalwat w znakomitym "Holzwege" w TR Warszawa i Cezary Tomaszewski w "Cezary idzie na wojnę" w Komunie//Warszawa. I w tym przypadkach można mówić - że użyję słów mistrzyni recenzenckich epitetów - o spektaklu odważnym, radykalnym, bulwersującym, kontrowersyjnym i niejednoznacznym. O "Wierze Gran" w Żydowskim nie powiem tego nigdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji