Artykuły

W kulturę wpisane jest ocenianie

- Po 1989 r. twórcy sami mówili, że powinno być więcej państwa w kulturze, że potrzebne jest silne Ministerstwo Kultury, które jako mecenas ma wpływ na instytucje i ich finansowanie. Teraz, gdy ministerstwo jest bardziej obecne w kulturze, robi się wielka wrzawa, że to źle - mówi nowa dyrektor TVP Kultura Barbara Schabowska.

Anna S. Dębowska: Przez ponad 10 lat była pani dziennikarką Polskiego Radia. Od półtora roku pracuje pani w TVP Kultura, a od września jest dyrektorem tej stacji. Dlaczego przeszła pani do telewizji? Barbara Schabowska: W radiowej Dwójce pracowałam nie tylko jako reporterka i prezenterka, ale także jako wydawca i kierownik zespołu informacji kulturalnych. To w radiowej Dwójce zdobywałam dziennikarskie szlify. W TVP byłam przez rok redaktorem merytorycznym magazynu "Pegaz", od jego trzeciego odcinka, i współpracowałam z zespołem.

Mateusz Matyszkowicz [od stycznia 2016 roku do sierpnia 2017 roku dyrektor TVP Kultura, obecnie szef telewizyjnej Jedynki] i Jakub Moroz [wicedyrektor TVP Kultura] zadzwonili do mnie z pytaniem, czy chciałabym współpracować przy "Pegazie" - panować nad magazynem, proponować tematy i gości. Propozycja przyszła w dobrym momencie. Chciałam spróbować czegoś nowego.

Hipster prawica, grupa wielkomiejskich młodych konserwatystów otwartych na popkulturę, której twarzą byli Mateusz Matyszkowicz, Dawid Wildstein, Wojciech Mucha i Samuel Pereira, to pani środowisko?

- Tak, to moi przyjaciele. Sympatyzowałam z tym, co robili, choć nie byłam zaangażowana w tworzenie "Frondy Lux", której naczelnym został Mateusz Matyszkowicz. Bywałam na ich spotkaniach, które miały charakter towarzysko-formacyjny: oglądaliśmy filmy, od "Transformersów" po dzieła Paola Sorrentino, czytaliśmy książki takie jak "Przewodnik po kulturze nowoczesnej dla inteligentnych" Rogera Scrutona i o nich dyskutowaliśmy. Cóż, to się jednak skończyło.

Nie skończyło się, tylko hipster prawica przeszła do mediów publicznych i teraz pracujecie w mainstreamie.

- To prawda. Ale ważniejszy był dla mnie kontakt z "Teologią Polityczną". Tam poznałam Agnieszkę Kołakowską oraz Marka Cichockiego, Dariusza Gawina i Dariusza Karłowicza, którzy w TVP Kultura dyskutują w programie "Trzeci punkt widzenia". Ich publicystyka jest czymś wyjątkowym na tle tego, co można zobaczyć w polskich mediach. Poglądy republikańsko-konserwatywne są mi bliskie.

Czy zamierza je pani głosić na antenie TVP Kultura?

- Moje poglądy polityczne są moją prywatną sprawą. Telewizja publiczna jest skierowana zarówno do osób o wrażliwości konserwatywnej, jak i liberalnej. Uważam, że TVP Kultura jest dziś idealnym miejscem, w którym te osoby mogą się spotkać, jeśli tylko zechcą odpowiedzieć na zaproszenie. Dlatego przyjęłam od Jacka Kurskiego propozycję zostania szefową TVP Kultura.

Mam na myśli obie strony sporu ideologicznego w Polsce, ale też artystów, którzy tworzą różne języki - musi istnieć jakaś przestrzeń, w której oni się spotkają i w której ich pokażemy. W TVP Kultura mamy i "Tygodnik Kulturalny", i "Trzeci punkt widzenia", a do "Pegaza" zapraszaliśmy przedstawicieli Kultury Niepodległej, m.in. Zygmunta Miłoszewskiego i Grzegorza Kasdepke, czy dyskutantów, którzy rozmawiali o konflikcie w Starym Teatrze w Krakowie, o ministerialnej Konferencji Kultury, o Gombrowiczu.

Nawiasem mówiąc, ja już nie kieruję "Pegazem", przejął to ode mnie teatrolog Wojciech Majcherek, w TVP Kultura od 2005 r., czyli od początku. Nie prowadzę też już programu "Zakładka", robi to Wojtek Engelking.

Dla takiej konserwatystki jak pani Gombrowicz pisarz to kto?

- Bardzo ważny autor, bez którego nie wyobrażam sobie kanonu lektur szkolnych. Chcemy przypomnieć spektakle Teatru Telewizji zrealizowane kiedyś na podstawie "Trans-Atlantyku" i "Kosmosu". Proszę zwrócić uwagę choćby na to, jak Gombrowicza interpretuje środowisko krakowskich "Pressji". Bo czym jest pytanie o formę? Stoi za nim intuicja konserwatywna.

Ale to jest autor kwestionujący model polskości, który wybija dziś z nową mocą.

- W tę dyskusję mnie pani nie wciągnie. Ale może to dobrze, że ktoś od czasu do czasu podważa dany model polskości, tak samo jak kultura lewicowa i teatr krytyczny zadają pytanie o pewien porządek i wspólnotę - bo nie doprowadza to do jej rozbicia, tylko do nowego zdefiniowania. Co jest nam wszystkim potrzebne.

Zaprosiłaby pani Natalię Przybysz, twarz "czarnego protestu", kobiecego sprzeciwu wobec planów całkowitego zakazu aborcji?

- Była w "Tygodniku Kulturalnym" jakiś czas temu.

I prezes Kurski się na to zgodził? Przecież po "Klątwie" w reżyserii Olivera Frljicia ogłosił, że aktorka Julia Wyszyńska nie będzie już zatrudniana w produkcjach TVP. Wygląda na to, że ma pani dużo wolności jako dyrektor.

- Natalia Przybysz nie przyszła do nas jako osoba, która dokonała aborcji, tylko jako artystka. Poza tym prezes, tak jak pani redaktor naczelny, ma prawo do kształtowania linii programowej medium, którym kieruje, i doboru tematu oraz ludzi, którzy się tym zajmują. Na pewno w TVP Kultura nie ma na nikogo zapisu. Mam nadzieję, że w "Wyborczej" też nie macie takich zapisów.

A kiedy ostatnio pokazywaliście "Idę", zdobywczynię Oscara?

- W styczniu. Do końca tego roku jej nie pokażemy, bo nie widzę konieczności tak szybkiej powtórki, ale jest zaplanowana na styczeń przyszłego roku. Kiedy "Ida" zyska status filmu klasycznego, z pewnością będzie emitowana częściej.

W kwietniu zeszłego roku odwołano odcinek "Pegaza", którego gościem miał być reżyser Przemysław Wojcieszek i twórcy sztuki "Hymn narodowy" z Legnicy. Była pani redaktorem merytorycznym. Sama zdecydowała pani o zakazaniu emisji?

- Nie, to była autonomiczna decyzja Mateusza Matyszkowicza. Chodziło o wymowę spektaklu i sytuację, w której znalazł się wtedy zespół "Pegaza". Dostaliśmy od Jacka Głomba, dyrektora Teatru Modrzejewskiej w Legnicy, link do tego spektaklu po godz. 1 w nocy. Spektakl był bardzo długi, a nagranie rozmowy wyznaczone na godz. 9 rano. Po obejrzeniu spektaklu, który nami wstrząsnął, nie było już możliwości odwołania spotkania. Matyszkowicz zdecydował więc, że nagranie nie wejdzie na antenę. Zresztą rozmowa nie dotknęła sedna sprawy, bo prowadzący nie mieli możliwości przygotowania się.

Tam padają słowa: "Był raz karakan, wstrętny gość, po trupach szedł po władzę". To o to chodziło?

- Nie, o aktora onanizującego się przy atrapie tupolewa przy słowach "pull up, pull up". To było bardzo ostre przedstawienie.

Ale dla widzów dorosłych i myślących samodzielnie. Mam prawo wyboru. Jeśli coś mi się nie podoba, wyłączam, a nie życzę sobie, aby urzędnik decydował: ja pani tego nie pokażę.

- Ale to nie była decyzja polityczna. Ja po prostu nie chciałabym promować takiej sztuki. Media publiczne, dostępne w telewizji naziemnej, powinny szanować uczucia swoich widzów i ich nie obrażać. To nie jest wyłącznie mój osobisty pogląd, również wymóg prawa. Mówi o tym art. 18 obowiązującej Ustawy o radiofonii i telewizji [Pkt 1. brzmi: "Audycje lub inne przekazy nie mogą propagować działań sprzecznych z prawem, z polską racją stanu oraz postaw i poglądów sprzecznych z moralnością i dobrem społecznym, w szczególności nie mogą zawierać treści nawołujących do nienawiści lub dyskryminujących ze względu na rasę, niepełnosprawność, płeć, wyznanie lub narodowość". Pkt 2. "Audycje lub inne przekazy powinny szanować przekonania religijne odbiorców, a zwłaszcza chrześcijański system wartości"]. Chodziło o pamięć ofiar katastrofy smoleńskiej, a więc było to coś bardziej skomplikowanego niż rzekoma decyzja polityczna o cenzurze z powodu prowokacji artystycznej.

Uważa pani, że takie spektakle jak "Hymn narodowy" czy "Klątwa" robią ludzie bez sumienia?

- Nie, absolutnie nie. Nie byłam na "Klątwie", bo po recenzjach uznałam, że szkoda mi czasu, a jest tyle ważnych spektakli do obejrzenia. Wyobrażam sobie jednak dobrą dyskusję o "Klątwie" i taka odbyła się jakiś czas temu w "Tygodniku Kulturalnym". Nie powinniśmy natomiast promować spektaklu obrażającego uczucia religijne wielu grup.

Dlaczego pani zdaniem wciąż wybuchają nowe protesty przeciwko PiS? KOD, "czarny protest", protest aktorów Teatru Polskiego we Wrocławiu, milczący sprzeciw aktorów Starego Teatru. W lipcu - tysiące ludzi na ulicach w obronie niezawisłości sądów. Wspomniana Kultura Niepodległa, protesty po zwolnieniu Magdaleny Sroki z PISF itd.

- A nie ma pani wrażenia, że w Polsce po 1989 r. było tak, że twórcy sami mówili, że powinno być więcej państwa w kulturze, że potrzebne jest silne Ministerstwo Kultury, które jako mecenas ma wpływ na instytucje i ich finansowanie? Teraz, gdy ministerstwo jest bardziej obecne w kulturze, współprowadzi wiele instytucji samorządowych, robi się wielka wrzawa, że to źle. Czegoś tu nie rozumiem.

Co do Kultury Niepodległej to oni się akurat nie pozycjonują jako ruch polityczny, tylko apolityczny i ponadpolityczny. Gdyby tak było, byłabym szczęśliwa, ale np. były minister kultury Bogdan Zdrojewski pytany przed naszą kamerą o to, czy to jest ruch, który doprowadzi do jakiegoś przełomu, odpowiedział, że byłoby to możliwe dopiero wtedy, jeśli paliwem tego ruchu stanie się polityka. I to mi się to już nie podoba.

Dlaczego?

- Bo wolałabym rozmawiać i znaleźć przestrzeń, w której - jak to określił Jarosław Marek Rymkiewicz - te dwie Polski mogą się spotkać.

O jakiej zgodzie mówimy, skoro minister kultury wycofał dotację dla festiwalu Malta w Poznaniu, bo część programu ułożył Oliver Frljić, a potem dla festiwalu Dialog we Wrocławiu, dlatego że miała tam być grana "Klątwa", i to na zasadach komercyjnych, a nie za publiczne pieniądze. Czy Ministerstwo Kultury jest od tego, żeby cenzurować i dzielić artystów na słusznych i niesłusznych?

- Nie będę komentować decyzji ministerstwa. Jasne, że nie jest od tego, żeby cenzurować sztukę. Ale poprzez swoich ekspertów ma prawo decydować, na co przeznaczy pieniądze. Pewne dzieła są dobre, inne gorsze, coś jest piękne, coś jest brzydkie. W kulturę wpisane jest ocenianie i ministerstwo musi podejmować takie trudne decyzje. Cenzura polega na zabranianiu publicznego pokazywania spektaklu, a w tym przypadku nie mieliśmy z niczym takim do czynienia. Brak wsparcia ze strony ministerstwa nie jest cenzurą, lecz świadomym wyborem.

Wyobraźmy sobie taką sytuację: prezes Kurski zaingeruje w pani antenę, w pani przekonaniu niesłusznie - co wtedy pani zrobi? Czy jest dla pani jakaś granica merytoryczna, której nie może nikt przekroczyć, nawet prezes TVP?

- Każdy dyrektor anteny podlega prezesowi zarządu, który odpowiada za całość TVP. Znam dotychczasowe relacje między zarządem a TVP Kultura i nie sądzę, by doszło do takiej sytuacji. Proszę zauważyć, że TVP Kultura przez ostatnie półtora roku wymykała się wszelkim prostym klasyfikacjom politycznym. Tak będzie też pod moim kierownictwem.

Chcę prosić o kredyt zaufania wszystkich twórców kultury. Razem możemy tworzyć antenę nieoczywistą, w której spotkają się zwaśnione strony, jak np. we wspomnianej dyskusji o Kulturze Niepodległej w "Pegazie". Nie zmarnujmy tej szansy.

Nie boję się też, że Ministerstwo Kultury poprzez swoje instytucje wstrzyma współpracę z TVP Kultura. Mamy bardzo ambitne plany. I nadzieję, że kwestia finansowania mediów publicznych w najbliższym czasie się wyjaśni, a my nadal będziemy współpracować z Filmoteką Narodową - Instytutem Audiowizualnym.

Jaka jest oglądalność TVP Kultura?

- 0,46 proc. w skali roku. Od dłuższego czasu utrzymujemy się na tym samym poziomie.

Czy nie jest pani zawiedziona tym, że rząd zatrzymał się z projektem uszczelnienia abonamentu?

- Przecież we wrześniu Sejm przyjął ustawę rekompensującą mediom publicznym straty spowodowane zwolnieniami z opłat abonamentowych. Co kilka tygodni czytam w prasie doniesienia o nowych propozycjach dotyczących ustawy finansującej media publiczne. Temat jest na tapecie.

Czy TVP Kultura skorzysta na tym, że rząd przeznaczył dodatkowy miliard na media publiczne?

- Czekam na ostateczne decyzje. Rok 2017 pod względem finansowym był jednym z najlepszych w historii TVP Kultura. Liczę na to, że od stycznia nie będzie gorzej.

Według rządowych pomysłów wszyscy będziemy musieli płacić za media publiczne, nawet ci, którzy nie oglądają telewizji. Dlaczego mam płacić za usługę, z której nie korzystam?

- Podatki też płacą wszyscy, na służbę zdrowia składają się też nawet najzdrowsi obywatele.

Bo w każdej chwili ktoś może złamać nogę.

- Jeśli oferta TVP będzie ciekawa, to na pewno pani włączy telewizor i na tym skorzysta. Ale żeby zbudować jakąś ofertę, musi istnieć finansowanie. Jeśli to będzie stała, drobna opłata, np. przy rozliczeniu podatkowym, to chyba nie będzie tak źle, prawda? W każdym rozwiniętym państwem europejskim istnieje system finansowania mediów publicznych na poziomie o wiele bardziej zaawansowanym niż w Polsce. Im bardziej rozwinięty jest dany kraj, tym silniejsza jest pozycja jego mediów publicznych.

Dlaczego mam płacić za "Wiadomości" TVP, chociaż nie lubię kłamstwa i dezinformacji?

- To pani opinia. Kieruję TVP Kultura i na niej się skupiam. "Wiadomości" podlegają pod Telewizyjną Agencję Informacyjną. A finansowanie, o którym rozmawiamy, tylko w niewielkim stopniu wzmocni "Wiadomości". Płacąc abonament, wesprze pani produkcje związane z kulturą.

Zapowiedziała pani zaraz po nominacji, że ramówka jest już gotowa i idzie pani tą samą drogą co pani poprzednik. Nic od siebie pani nie dorzuci?

- To będzie ewolucja. Ramówka zimowa, na styczeń i luty, zwykle była powtórkowa. W przyszłym roku zaproponujemy premierowy cykl o polskim performansie, 10 odcinków. Jak wspomniałam, chciałabym rejestrować więcej koncertów. Jestem po rozmowach z Filipem Berkowiczem, dyrektorem artystycznym festiwalu Actus Humanus w Gdańsku (13-17 grudnia). Kupiliśmy "Matę Hari", nowy spektakl holenderski o tancerce szpiegu - pokażemy go w grudniu w niedzielnym paśmie operowo-baletowym. Myślę też o sześcio- lub ośmioodcinkowym serialu o balecie, fabularyzowanym dokumencie o tancerzach i ich życiu codziennym.

Chciałabym, żeby TVP Kultura przeznaczała więcej pieniędzy na rejestrację koncertów, spektakli i oper, nawet kosztem publicystyki. Produkcje filmowe to jest sól telewizji. A archiwum TVP, które zastaliśmy, jest pod tym względem bardzo ubogie, nawet nie miałam pojęcia o tym, jak bardzo.

Ale czy to jest potrzebne teraz, gdy technologia jest tak rozwinięta, że instytucje kultury same rejestrują swoje spektakle?

- To prawda. Świetnie by było, gdyby TVP stała się koproducentem takich spektakli i mogła je emitować. W tej chwili za wysokie są koszty licencji. Taniej jest kupić zagraniczną produkcję i pokazać ją u nas. Dlatego cieszę się, że TVP Kultura zarejestrowała kantatę sceniczną Stanisława Moniuszki "Widma" w reżyserii Pawła Passiniego, "Krakowiaków i górali" w reżyserii Barbary Wiśniewskiej w Operze Wrocławskiej i wspaniały "Karnawał zwierząt" z choreografią Anny Hop.

Gdy na niedawnym spotkaniu Europejskiej Unii Nadawców w Pradze dystrybutorzy z Euroarts i C Major Entertainment dowiedzieli się o naszych nowych rejestracjach, zapowiedzieli, że jeśli będą to rzeczy o wysokiej wartości artystycznej, włączą je do swoich katalogów. Jeśli tak się stanie, będę spełniona. Bo martwi mnie, że u dystrybutorów zagranicznych nie ma polskich spektakli.

Słabością TVP Kultura jest brak własnych produkcji dokumentalnych czy fabularnych.

- To wynika ze słabego finansowania. Mogę zdradzić, że zaczęliśmy zdjęcia do nowego serialu "Blok" w reżyserii Tomasza Knittla - pokaże kulturotwórczą rolę blokowisk, ich wpływ na sztuki wizualne, muzykę, film czy literaturę. Jedną z bohaterek będzie np. Salcia Hałas, która dostała Nagrodę Literacką Gdynia za powieść o gdańskim falowcu "Pieczeń dla Amfy". Premiera już na wiosnę. Włączamy się też w wartościowe koprodukcje, jak "Książę i dybuk" Piotra Rosołowskiego i Elwiry Niewiery. To film o przedwojennym reżyserze Michale Waszyńskim, nagrodzony ostatnio w Wenecji.

Jeśli chodzi o filmy zagraniczne, to korzystacie wciąż z zakupów poprzedniej ekipy redakcji filmowej, których licencja kończy się ok. 2019 r.

- Tak, niektóre kończą się nawet później. Ale my też złożyliśmy wiele zamówień. Zakupy licencyjne to długotrwałe procesy skutkujące wieloletnimi zobowiązaniami. Czekamy na finalizację umów ze Studiem Filmowym "Kadr" na pakiet blisko 40 tytułów.

Stare kino jest dobre, ale ostatnio też powstało w Polsce wiele świetnych filmów.

- Jako TVP często jesteśmy koproducentem nowego polskiego kina. Pokażemy "Córki dancingu" Agnieszki Smoczyńskiej. A także głośnego "Lewiatana" Andrieja Zwiagincewa i pierwszy raz w historii telewizji odrestaurowane wersje przedwojennych filmów jidysz. Mamy również w planach przeglądy kina klasycznego, pokażemy np. cykl filmów Francois Truffauta. To klasyka, ale gdzie pani może zobaczyć takie kino? Żadna inna antena tego nie pokaże. Mamy pasmo kina środkowoeuropejskiego "Na wschód od Hollywood" i klasyczny "Wieczór kinomana". Mamy bogatą ofertę dokumentalną: filmy o sztuce, muzyce, o wrażliwości społecznej i o wojnie. Będą też np. portrety Iannisa Xenakisa i Leonarda Cohena, jeden z najlepszych dokumentów muzycznych ostatnich lat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji