Suche liście
Kiedy tylko zrobi się ciemno od razu na widzów wali się łoskot muzyki wypełniający cały teatr, a na czarnej scenie "...wstaje Dziewa, hełm z kitą na jej karku, prawicą włócznia, tarcz jej lewa; jej pierwszy głos i rola" - Pallas Atene - ogromna jak kukła Patera Schumanna, śpiewa i wykrzykuje pierwszy monolog "Nocy listopadowej", wtórują jej dwie Nike, które potem znikną po bokach proscenium zabudowanych z jednej strony przez zwalone na stos rekwizyty romantycznego teatrum, z drugiej - przez niedbale namalowany posąg Sobieskiego z Agrykoli otoczony bezlistnymi gałęziami. Muzyka Koniecznego tworzy cały ten śpiewany wstęp do spaktaklu, zamienia go w jakąś piękną, groźną, patetyczną i drażniącą operę. Ale za chwilę muzyka przygasa, a w głębi sceny otwierają się drzwi do jasno oświetlonej sali, gdzie rzędami, w żółtych rabatach siedzą podchorążowie; jakby nagle w tym wypełnionym muzyką i ożywionymi alegoriami teatrze ukazał się kadr z filmu o Powstaniu Listopadowym. Poderwani przez Wysockiego podchorążowie wkładają płaszcze i lederwerki, biorą karabiny i najeżony bagnetami oddział wychodzi w noc, na Belweder. Tak będzie przez całe przedstawienie - przez cały ten ciąg "scen dramatycznych", gdzie Wajda do maksimum wykorzystał wszystkie prawdziwe teatralne - widowiskowe możliwości zawarte w tekście Wyspiańskiego. Scena raz jest tu Parkiem Łazienkowskim, gdzie ożywione posągi gadają z powstańcami, a Demeter żegna odchodzącą w zimową śmierć-sen Korę, raz salonem belwederskim, raz pobojowiskiem, z którego Charon odwozi dusze poległych do Hadesu, raz ulicą warszawską, gdzie lud rozprawia się ze zdrajcami. To znowu jest tym świetnym teatrem w teatrze, gdzie na przedstawieniu "Fausta" Nike Napoleonidów gra w karty o sławę i śmierć z Chłopickim, a Kudlicz śpiewa kuplety. Albo też otwierają się w głębi drzwi do zastawionego księgami mieszkania Lelewela, gdzie wpada zziajany Bronikowski i usiłuje namówić go do czynu i gdzie zaraz potem ukazuje się lekki i piękny jak posąg Hermes prowadzący duszę zmarłego ojca Lelewela ku krainie zmarłych.
Wajda doskonale zrozumiał, że ten poemat, w którym nawet didaskalia zostały napisane wierszem, jest świetnym materiałem teatralnym, że trzeba tylko umieć przetłumaczyć tę niezwykłą erupcję emocji i fantazji, ten jeszcze jeden wspaniały polski dziwotwór dramatyczny na język ruchu, światła i muzyki. Zachował pustą scenę jako plac do gry, czasem tylko otwierając w niej realistyczne okienka. Po wiele razy oddał pierwsze miejsce muzyce Koniecznego i nieznośne w lekturze sceny "alegoryczne" zamienił w operę. Jednocześnie powiązał wszystko stałym motywem przechodzących przez scenę, z bagnetami na Karabinach, podchorążych. Nadał całości szybki rytm, którego montażowa precyzja tylko chwilami rwie się poprzez zmiany dekoracji. Ale te zmiany dekoracji dotyczą scen może w tym przedstawieniu najważniejszych.
To sceny, gdzie pojawia się książę Konstanty. Pasjonująca od lat historyków postać satrapy, który ponoć zakochał się w Polce i w Polsce, jest przecież w tekście Wyspiańskiego najważniejsza. Nie Wysocki, nie Lelewel, nie Chłopicki, ale jedynie księżna Joanna, to stała partnerka i antagonistka Konstantego. W planie "alegorycznym" jest nią Pallas Atena.
Konstantego gra Jan Nowicki, po trosze przeciwko własnym dyspozycjom psychofizycznym, ale może właśnie dlatego gra go, a nie pokazuje. Gra postać, w której, jak tylko u Szekspira i Dostojewskiego, widać tę całą prawdę o człowieku, która w literaturze tylko czasem się przejawia. Miotany strachem i pogardą dla śmierci, ambitny i nędzny zarazem Konstanty góruje nad wszystkimi. Tylko grana przez Budzisz-Krzyżanowską piękna Joanna prowadzi z nim otwartą walkę i odgrywa wspaniały dramat odrazy, lęku, rozterki i erotycznej fascynacji. Otaczający Konstantego oficerowie i dworacy są tylko marionetkami, a Krasiński staje przed nim w pozie napoleońskiego generała, po to, żeby za chwilę zmienić się w szmatę, nazwany zdrajcą przez tego, któremu chce służyć. Wtedy pojawia się wydobyty z lochu kaprysem Konstantego - na chwilę - skuty łańcuchem, okryty łachmanami Łukasiński. Jego krótki monolog jest znowu wspaniałą, przejmującą do szpiku arią wyśpiewaną przeciwko wszystkiemu, co się w tym teatrze dzieje. I on wtedy, dopiero wtedy, wyrasta na głównego bohatera przedstawienia. W nim jest prawda o tej szalonej listopadowej nocy, kiedy bogowie z posągów poprowadzili na śmierć i klęskę studentów i podchorążych. Tej nocy nie spełnionych nadziei, zakończonej w adaptacji Wajdy ostatnim spacerem Konstantego po Łazienkowskim Parku, gdzie depce on i odtrąca butem zeschłe liście:
"Zaczęło się to wieczorem - tak
wczoraj z wieczora
Od czego się zaczęło - i co to się
stało?
Liście spadły, tak drogę zaścieliły
całą.
Liście suche, szit, szit..."
Wajda od dawna planował wystawienie "Nocy listopadowej", od dawna widział w tym poemacie wspaniałe widowisko. Myślał wręcz o telewizyjnym "reportażu"' z Łazienek. Wreszcie jednak znalazł dla swojej wizji kształt teatralny. I trzeba przyznać, że zrobił to doskonale, może tylko nie starczyło mu inwencji na pokazanie do końca niezwykłego teatru w teatrze podczas sceny w "Rozmaitościach", gdzie podział i połączenie zarazem - publiczności "grającej" i "oglądającej" i gdzie taniec satyrów i sceny z "Fausta", i wreszcie dialog Nike z Chłopickim - nie tylko rozbija konwencje sceniczne z czasów Wyspiańskiego, ale do dziś stanowi niesamowitą reżyserską łamigłówkę. Umiał za to powiązać cały nakładający się na siebie system symboli i alegorii, żeby wreszcie dać "Nocy listopadowej" znaczenie najważniejsze; wydobyć to, co jest tam głęboko ukryte - uświadomienie innego zupełnie biegu historii i innego rozstrzygnięcia tego, co się wtedy zaczęło i skończyło, zasypane zeschłymi liśćmi, czegoś, co się nazywa wyzwoleniem narodu i wyzwoleniem człowieka; wydobyć spod warstwy symboli, uraz, coś naprawdę nowego, co Wyspiański mógł tylko, ale i potrafił zarazem - przeczuć, a czego do końca nie wypowiedział.
Zrobił to przedstawienie Wajda ze świetnymi aktorami. Żeby oddać im sprawiedliwość, trzeba by wymienić wszystkich: Jaroszewską (Demeter), Niwińską (Reżyser Teatru Rozmaitości!), Bosak (Pallas Atena), Gronkowskiego (Kuruta), Dymną (Kora, Małgorzata), Ciepielę (Nike Napoleonidów), Dukiet (Nike spod Salaminy), Lubaszenkę (Chłopicki). Trzeba by przepisać cały afisz Starego Teatru.