Artykuły

Rola małych form

Obserwując na tle ostatnich paru lat żywiołowy niemal pęd aktorów w stronę tzw. małych form teatralnych, można już wyciągnąć pewne wnioski, dotyczące kierunku poszukiwań repertuarowych oraz stylu wykonawczego w owym miniteatrze. Wprawdzie Sceny Jednego Aktora, a coraz częściej także i dwuosobowe spektakle rozmnożyły się w całym kraju, to jednak pionierską rolę na tym polu odegrał Kraków, a ściślej Danuta Michałowska wraz ze swymi adaptacjami teatralnymi prozy i poematów. Dopiero później zjawił się Siemion i Łapicki - pierwszy z ludowymi balladami i słynną "Wieżą malowaną" Babla, drugi - z Brandysowskim "Sposobem bycia" - przekształconym w rodzaj monodramu. Inny typ recitalu aktorsko-wokalnego zaprezentowała Marta Stebnicka (np. w "Tabakierze Króla Jegomości"), a już odmienny charakter przybrały poetyckie montaże Tadeusza Malaka czy Ireny Jun, gdzie więcej nacisku kładli wykonawcy na samo piękno recytacji, mniej zwracając uwagi na dramatyczną konstrukcję opowieści scenicznej. A wreszcie, jako ostatni (dotąd) przedstawiciele jednoosobowego teatru - wystąpili z powodzeniem artystycznym - Halina Gryglaszewska oraz Ryszard Filipski. Gryglaszewska posłużyła się wstrząsającym tekstem, układu Ryszarda Smożewskiego "Eksperyment" - odtwarzając dramat kobiet, więźniarek z Ravensbrück - z ekspresją na granicy psychofizycznej wytrzymałości odbiorcy; Filipski - po felietonach K. T, Toeplitza, stworzył aktorską kreację w "Raporcie z Monachium" Brychta, a niedawno ujawnił kapitalny portret psychiczny zwycięstw i klęski cwaniaka z utworu Stwory "Co jest za tym murem".

Tymczasem - w niewielkim odstępie czasu po wkroczeniu na scenę pierwszych spektakli Teatru Jednego Aktora - można było odnotować następne próby poszukiwań nowych, małych form scenicznych, bardziej zbliżonych do tradycyjnego teatru, gdzie podstawą rozwoju dramatycznej akcji jest dialog. Tu modelem okazały się udramatyzowane listy Shaw a "Kochany kłamca" Kiltego - grane w normalnym repertuarze teatrów krakowskich i warszawskich. Podobną formę dialogu listownego obrała Ewa Otwinowska przy opracowywaniu "Niebezpiecznych związków" Laclosa, a następnie w korespondencji Modrzejewskiej z mężem. Trochę inaczej wyglądała konstrukcja dramatyczna wybranych fragmentów prozy T. Manna. "Niebezpieczne związki" i dialogi Mannowskie wprowadziła interesująco na scenę para aktorska: Halina Kwiatkowska i Marek Walczewski. Listy Modrzejewskiej prezentowali zaś: Zofia Niwińska oraz Kazimierz Witkiewicz.

Ten pobieżny, niepełny rejestr - ograniczony w olbrzymiej większości do krakowskiego środowiska teatralnego - nie rości sobie pretensji do szczegółowych analiz poszczególnych spektakli. Pozwala przecież na pewne uogólnienia. Z jednej strony wykazuje, jak można przysposobić na scenę nawet cale powieści i zamienić je w tekst dramatyczny dla jednego wykonawcy - przez odpowiedni dobór środków interpretacji niescenicznego utworu. Z drugiej strony mamy do czynienia z ambicjami aktorskimi, ostatnio dość wyraźnie ograniczanymi przez współczesne założenia realizacji sztuk, w teatrze, gdzie ręka reżysera trzyma w ryzach temperamenty artystów - tylko w nielicznych przypadkach zezwalając na pełne "wygranie się" aktora, jeśli - naturalnie - mieści się to w ramach koncepcji twórcy przedstawienia.

A więc - tęsknoty aktorskie ta większą swobodą gry, za pokazaniem swego warsztatu artystycznego - oto jeden z biegunów magnesu "małych form". Ale drugi biegun tkwi już w pozaosobistych pobudkach działania scenicznego. Tu należałoby doszukać się inspiracji tematycznych. Publicystyka stała się matką teatru faktu. Potrzeba jej artystycznego przetworzenia na język teatralny - wciągnęła niejako na scenę gatunki literacko-dziennikarskie dotąd całkowicie obce dramaturgii. Najczęściej z zaskakującym efektem ich nowej, wyrazistszej wymowy ideowo-formalnej. W ten sposób powstały monodramy i dialogi polityczno-społeczne oraz społeczno-obyczajowe, niemal na prawach czystej esencji teatralnej. O sukcesie lub porażce decyduje tu zatem indywidualny warsztat artystyczny i, rzecz jasna - dobór pozycji literackiej.

Właśnie ów dobór wyznacza celowość poszukiwań małych form teatralnych. Czy będzie to tylko popis aktorstwa - czy faktyczna potrzeba wyrażenia pewnych prawd - inną niż zazwyczaj na wielkiej scenie, mową teatru? Czy owe prawdy pozwolą odbiorcy wzbogacić jego wyobrażenia o życiu współczesnym, a jednocześnie wyrabiać smak artystyczny i zachęcać do dalszego zbliżenia z teatrem?

Oczywiście, trudno wszystkie dotychczasowe zjawiska z kręgu małych form scenicznych zakwalifikować jednoznacznie do rzędu pierwszej potrzeby społecznej, Ale nie można też upatrywać nawet w tych, zdawałoby się marginesowych próbach ożywienia m. in. starych tekstów klasycznych - wyłącznie ciągot eksperymentatorskich, sztuki dla sztuki.

Bo jednak często w odległych od naszej epokach - możemy poprzez teatralny pomost z literaturą np. obyczajową - odnaleźć współbrzmienia wychowawcze i pouczające. Tak było z "Niebezpiecznymi związkami" - tak jest i z ostatnim przedstawieniem małych form "Listów dwóch młodych mężatek" Balzaka, zręcznie adaptowanych dla miniteatru przez Henryka Voglera, a wykonywanych przez Marię Nowotarską i Romanę Próchnicką (także reżyserkę spektaklu).

Co mówi Balzak o małżeństwie dwóch młodych kobiet? O małżeństwie egoistki żądnej użycia - oraz o małżeństwie kury domowej, - rozczarowanej prozą wspólnego, jałowego życia? Wydaje się, że w naszej dobie - małżeństw szybkich, bez wzajemnego poznawania własnych charakterów - gdy źle skojarzone związki ulegają już niedługo potem rozbiciu - sceniczna lektura Balzaka staje się dziś szczególnie wymowna. Ostrzeżenia przed robieniem fetysza z seksu - albo przed tworzeniem mitu o kuchni i dzieciach, jako osiągnięciu najwyższego szczęścia rodzinnego - są warte zastanowienia. Zwłaszcza, że obie aktorki odsłaniają w spektaklu z artystyczną przekorą owe zwodnicze miraże psychiki kobiecej, gdzie aspiracje bohaterek ograniczają się wyłącznie do "posiadania" męża i pozycji pseudo-społecznej, bez próby pogłębienia własnego życia wewnętrznego - bez wzbogacenia ogólnej i społecznej wiedzy o świecie, bez marzeń o samodzielnych postawach egzystencjalnych. Dwie marionetki - pustawe, choć obdarzone sprycikiem - muszą doznać wreszcie klęski. Ich samotność w końcu przeradza się w rezygnację.

Pozornie jest to tylko obraz minionej epoki. I do tego epoki, trochę nam obcej. A jednak coś tu pobrzmiewa aktualnym tonem. Pomaga zrozumieć dlaczego procesy społecznego rozwoju musiały przekształcać psychikę ludzi i układy ich współżycia. Model Balzakowskiej kobiety oraz pozory ówczesnych zależności (nie tylko klasowych) w stosunkach międzyludzkich - w zestawieniu z socjalizacją, jako symbolem współczesności - zyskuje w scenicznym obrazie "Listów dwóch młodych mężatek" miarę dopełniającej lekcji społeczno-obyczajowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji