Artykuły

Koncert czy akademia?

Nie ośmielając się utożsamiać swego zdania z sądem opinii publicznej w tak wiążącej sprawie, jaką jest ocena dotychczasowych Wieczorów wawelskich - pragnę poprzestać na stwierdzeniu, iż w moim odczuciu dotąd nie spełniły one związanych z nimi nadziei.

W ciągu pięciu lat istnienia tej inicjatywy odbyło się w komnatach królewskich szereg mniej lub bardziej atrakcyjnych koncertów, z których jednak większość z równym lub lepszym, od strony techniczno-akustycznej, rezultatem mogła być realizowana w każdym innym miejscu. Dotąd bowiem dla koncertów wawelskich nie znaleziono takiego modelu, który uzasadniałby wybór dla nich Właśnie tego miejsca, wiązał je z jego specyfiką w sposób jednoznaczny i czynił zjawiskiem artystycznym jedynym, niepowtarzalnym. Co więcej: nie ustrzeżono się niekonsekwencji w urzeczywistnianiu aktualnie obowiązujących założeń, skądinąd dla większości odbiorców zupełnie nieczytelnych. Przypomnijmy je: wykonawcy - najwyższy artyzm i intelekt, program - trudny, unikalny, oparty na autonomii muzyki i słowa lub sztuk pokrewnych (zestawionych na zasadzie "zderzenia", rzadziej - jedności stylistycznej).

Wtorkowy, pierwszy w tym sezonie Wieczór wawelski był założeń tych dostatecznie wyraźnym Wypaczeniem, z tym wszakże zastrzeżeniem, że. uwaga ta nie dotyczy wykonawców, a jedynie profilu repertuarowego. Geniusz Chopina bez wątpienia godzien jest splendorów wawelskich, ale koncerty wawelskie najpewniej nie są miejscem sposobnym dla urządzania akademii "ku czci...". A jakżesz inaczej rozumieć imprezę organizowaną w przededniu rocznicy śmierci kompozytora, w części muzycznej wypełnioną jego utworami - przez laureatkę Konkursu chopinowskiego, w części słownej zaś - teatralizacja tekstów, jakby wiernie podsłuchanych w salonie pani Sand.

Regina Smendzianka grała polonezy Chopina, Maria Nowotarska i Romana Próchnicka wystąpiły we fragmentach inscenizacji prozy H. Balzaka "Listy dwóch młodych mężatek" (spektakl nie nowy, recenzowany na łamach "Dziennika", co zwalnia mnie od podobnej powinności).

Dla R. Smendzianki mamy zawsze słowa najwyższego uznania. Cenimy nie tylko jej talent, ale pracowitość, odpowiedzialność artystyczną, smak muzyczny, pasją pedagogiczną, odkrywczość repertuarową, twórczą żywotność, u podstaw których to zalet leży rzeczywiste umiłowanie sztuki. Cykl polonezów, składający się na recital chopinowski artystka zestawiła w sposób pozwalający prześledzić poszczególne etapy kształtowania tej formy przez kompozytora: od młodzieńczych Polonezów g-moll i gis-moll poprzez mistrzowskie Polonezy cis-moll, e-moll i fis-moll do wieńczącego ten gatunek Poloneza-Fantazji.

Ten sam punkt widzenia przyjęła dla swej interpretacji tej muzyki, z materii wczesnych polonezów wydobywając moment salonowości i naiwnej błyskotliwości, w dojrzałych podkreślając ich dramatyzm, w Polonezie-Fantazji bardzo pięknie prowadząc wątki jego balladowej narracji. Gra R. Smendzienki z koncertu na koncert staje się dojrzalsza i doskonalsza. Rozwiązawszy wszystkie problemy pianistyczne, artystka kształtuje już tylko samą muzykę, a czyni to w duchu najczystszej poetyki chopinowskiej. Jej i jego polonezy są potężnymi poematami o wyrazistej ekspresji i sile emocjonalnego oddziaływania. A wszystko to jest jednocześnie proste, oczywiste i naturalne, apelujące wprost do naszego wyobrażenia o kształcie muzyki Chopina.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji