Artykuły

KLASYKA POLSKA. DZIEŃ CZWARTY

Istnieje teatralne porzekadło, że "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego jest najlepszym miernikiem zorganizowania zespołu aktorskiego. "Wesele" w reżyserii Rudolfa Zioły pokazuje, że przez sześć lat dyrekcji Maciej Nowak stworzył w Teatrze Wybrzeże najlepszy zespół w Polsce. To są aktorzy gotowi do zadań specjalnych! - o czwartym przedstawieniu Opolskich Konfrontacji Teatralnych Klasyka Polska dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.

Dlatego tym bardziej szkoda, że władze województwa pomorskiego już prawie od roku zadają sobie mnóstwo trudu, by tę sytuację zniszczyć.

Dziwne to "Wesele". Niby stoją instrumenty, ale nikt na nich nie gra, niby jest stół gościnny, ale nikt przy nim nie je. Jedynie czasem ktoś w przelocie przechyli kieliszek wódki. Niby jest mnóstwo krzeseł, ale bohaterowie siadają na nich tylko z rzadka. Wszyscy się snują, jak po katastrofie, która zabiła w nich chęć do życia. Ogólne zniechęcenie, marazm. Nawet rozmowy z pierwszego aktu toczą się od niechcenia, nie mają tego skocznego rytmu, do jakiego przyzwyczajono nas w inscenizacjach tego dramatu.

Zioło pozbył się rodzajowej otoczki, nie ubrał aktorów w te wszystkie pasiaki i wstążeczki, które dziś mogłyby funkcjonować jako skansenowe eksponaty. Jedynie państwo młodzi zarzucili na siebie krakowskie wdzianka. Taki modny design, by było bardziej oldskulowo. Pewnie do ślubu jechali dorożką Akcja nie dzieje się w bronowickiej chacie z portretami Matek Boskich, ale w białej przestrzeni nieokreślonej czasowo ani geograficznie. Postaci dramatu nie są wydumanymi zjawami wyjętymi z mitów, które dziś już niewiele znaczą. Reżyser odnosi się do mitów o wiele nam bliższych. Odwołuje się do pokolenia Kolumbów i pokolenia tektury. Rycerzem Czarnym (Arkadiusz Brykalski) jest tutaj Krzysztof Kamil Baczyński. Jego zderzenie z Poetą (znakomity Piotr Jankowski) daje niespodziewany efekt starcia dwóch wizji sztuki. Dziennikarz (Igor Michalski) zamiast kaduceusza dostaje od Stańczyka (Cezary Rybiński) po prostu długopis. Cóż innego mógłby dostać w czasach, gdy do zmącenia "narodowej kadzi" wystarcza jeden podpis czy notatka. Kojarzy się to także z ogromnym kolorowym długopisem, którym Lech Wałęsa podpisywał Porozumienia Sierpniowe. Nie ma w tym spektaklu również Chochoła. To nie on mąci ludziom w głowach i usypia ich czujność. Oni sami ją usypiają, poprzez brak ideałów i ogólny marazm. Posunięcie, które w pierwszej chwili może się wydać reżyserskim wybrykiem, w gruncie rzeczy jest wielkim odkryciem - chochoł istnieje między ludźmi. To coś, co określa nasz narodowy charakter.

Do tej pory pisałem czego w spektaklu nie ma. Co zatem się ostało z dramatu Wyspiańskiego? Ostał ci się ino sens! Zioło bezkompromisowo pokazuje współczesną Polskę, która w "Weselu" przegląda się jak w lustrze. Przecież w czasie prapremiery w 1901 roku ten utwór odnosił się do bardzo współczesnych zdarzeń. Analizował stan społeczeństwa na dzień dzisiejszy. Podobne cele stawia sobie gdańskie spektakl. Chce językiem Wyspiańskiego mówić o tym, co tu i teraz. Bo nasz charakter narodowy przez tych sto lat się nie zmienił. Podczas chocholego tańca bohaterowie siedzą z założonymi rękoma. Co tu mówić o walce, skoro tym ludziom nawet tańczyć się nie chce! Czekają z założonymi rękami aż kto inny dokona za nich robotę.

O aktorach aż trudno pisać, gdyż należałoby wymienić wszystkich po kolei. Są jak dobrze nastrojone instrumenty, które wspólnie tworzą niesamowity koncert. Nikt nie fałszuje. A zadanie mieli trudne, bo reżyser pociął tekst i wytrącił go z tradycyjnej rytmiki. Warto wspomnieć choćby o dwóch perfekcyjnych rolach, które okazały się najbliższe dzisiejszym czasom. To Czepiec Michała Kowalskiego - chamek, który leci z pięściami na Żyda, a potem wymachuje kosą i Rachela Magdaleny Boć, która domaga się uznania swojej inności, nie chce być odrzucona. To już nie rozpoetyzowana pannica, której majaczy się "ensamble jak z feerii, z bajki". Podobnie jak Czepiec nie jest już tylko krzykaczem, od którego niewiele zależy. Jego sytuacja jest silniejsza niż się zdaje. Czepiec i Rachela to emblematy dzisiejszych polskich demonów, z którymi nie umiemy się rozliczyć. Wręcz przeciwnie - my je ciągle podsycamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji