Artykuły

Lech Ordon. Pożegnanie

Warszawski Klubu Wielkopolan EKA żegna wielkiego polskiego aktora i rodowitego poznaniaka Lecha Ordona. Członka Seniora naszego Klubu.

Lech, bo tak do niego się zwracaliśmy na jego wyraźne żądanie, był dla nas poznaniaków mieszkających w Warszawie człowiekiem przedwojennego Poznania. Opowiadał o Poznaniu swojej młodości z zapałem i czułością. Podawał nam dawne nazwy ulic, sklepów, miejsc. Wspominał ludzi. Ale czasami w jego pogodnym, cudownym, ciepłym głosie pojawiała pewna chropowatość. To był ton także zawstydzenia tamtym Poznaniem. Opisywał wtedy skrajny nacjonalizm, endecką agresję wobec Żydów, która wtedy w okresie jego młodości w Poznaniu triumfowała.

Lech był z pokolenia ludzi, którzy doświadczyli wojny. Pamięć o wojnie nosił w sobie. Nie mógł zapomnieć i wielokrotnie, niepytany, opowiadał nam, że jako młody chłopak był świadkiem wieszania przez SS-manów żydowskich robotników na szubienicy na stadionie Warty w Poznaniu. Ten obraz go prześladował. Nosił go pod powiekami. Nie mógł się od niego uwolnić. Czuł potrzebę, aby o tym mówić. Jako przestrogę przed ludzkim okrucieństwem. Bo jako aktor, człowiek o większej niż powszechna wrażliwości, badał zło i dobro ludzi do głębi, na próbach w teatrze, w dyskusjach o wielkiej literaturze, w sztukach największych autorów. Ale było to też jego próbą ocalenia pamięci o anonimowych, pomordowanych ludziach, o poznańskich Żydach. Bo Lech był człowiekiem niesłychanie dobrym i wrażliwym. I bardzo życzliwym ludziom.

Po wojnie przeniósł się do Warszawy. Ożenił się ze swoją ukochaną Magdą. Byli wspaniałym, kochającym się małżeństwem. Do jej śmierci wspólnie bywali na naszych spotkaniach. Bardzo, bardzo przeżył jej odejście. Dyskretnie, z dystansem, uśmiechem, ale i odrobiną goryczy powiedział mi po jej śmierci, że rodzina jego żony nigdy potrafiła zaakceptować tego, że związała się z... aktorem!

My poznaniacy od lat 90. próbowaliśmy się odnaleźć w Warszawie. I odnaleźć się nawzajem w Warszawskim Klubie Wielkopolan EKA. Aby dodawać sobie otuchy. Lech bardzo szybko znalazł się w naszym gronie. A jako jeden z poznaniaków z najdłuższym stażem w Warszawie, ze swoją pozycją wielkiego aktora, pozwolił nam poczuć się raźniej. Bo zawsze w Warszawie przyznawał się do swoich poznańskich korzeni.

O tym, jak wielkim był aktorem, powiedziano i napisano już wiele. Żal jednak, że nikt nie wykorzystał ani w filmie, ani w teatrze jego unikalnej umiejętności - mówienia z poznańskim akcentem, poznańską gwarą. Tego nie można się nauczyć. W tej gwarze, w tej intonacji trzeba się wychować. Niestety miasto Poznań, tak jak w przypadku wielu innych wielkich ludzi z Poznania, to zupełnie zlekceważyło. Tylko dzięki niezwykłemu oddaniu Hanny Wawrowskiej udało nakręcić się w Poznaniu materiał filmowy. Lech Ordon oprowadza w nim po swoim Poznaniu. Miejmy nadzieję, że w końcu miasto Poznań pomoże w dokończeniu tego filmu i będziemy mogli zobaczyć Lecha Ordona.

Widzowie kochali go. A my, którym przydarzyło się to szczęście, że mogliśmy z nim bywać, rozmawiać, wypić piwo, zapamiętamy jego ciepło i dobro. Był duszą na klubowych spotkaniach opłatkowych EKI w Warszawie. Intonował swoim wspaniałym głosem kolędy, szczególnie jego ukochaną: "Oj Maluśki, Maluśki". Recytował dla nas wielką polską poezję, boją kochał. Napełniał nas poznaniaków w Warszawie dumą jako wybitny Poznański Krajan.

Żegnamy Ciebie Lechu. I nie żegnamy ciebie Lechu. Bo jesteś i pozostaniesz w naszych sercach - warszawskich poznaniaków.

Oby poznańscy poznaniacy potrafili oddać należny hołd wielkiemu synowi tego miasta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji