Artykuły

Jest źle. I lepiej nie będzie

"K." Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Stanisław Godlewski w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Ten, kto spodziewał się skandalu, ostrzejszego "Ucha prezesa", srogo się zawiedzie na "K." w Teatrze Polskim. A jednak Strzępka z Demirskim stawiają kilka ciekawych i nieoczywistych diagnoz.

Wszystko wychodzi z krzyku, gniewu, szału i frustracji. Dosłownie. Na scenie stoi wielka, łysa głowa, której twarz wykrzywiona jest w potwornym grymasie - oczy ze wściekłości przypominają szparki, usta szeroko rozpostarte, zęby obnażone. To właśnie z tego gardła będzie wychodzić większość postaci w "K.". Bo Monika Strzępka i Paweł Demirski nie zrobili spektaklu o współczesnych politykach - raczej o fantazmatach na ich temat, o narracjach i figurach. Taki trop podsuwa zresztą Robert Krasowski w swojej książce "Czas Kaczyńskiego. Polityka jako wieczny konflikt", która stała się inspiracją dla twórców przedstawienia. Krasowski analizuje politykę po 1989 roku w sposób literacki, tworząc atrakcyjną narrację, próbując analizować zachowania polityków psychologicznie, jednocześnie cynicznie oceniając ich działania i słowa. Pełno w tych książkach sentencjonalnych bon motów, które zresztą często padają w spektaklu. I trudno się nie zgodzić z diagnozą, jaką wypowiada Kaczyński (Marcin Czarnik) do Tuska (Jacek Poniedziałek), że "pomylili poparcie elit ze społecznym poparciem". Jednak "K." to nie kabaret, który na bieżąco komentuje działania rządu. Strzępka i Demirski próbują zrobić coś większego - pokazać, gdzie obecnie jesteśmy, wskazać na przyczyny i prognozować ewentualne rozwiązania. To political fiction - ze wszelkimi cechami gatunku.

W niedalekiej przyszłości

Demirski wybrał świetny motyw przewodni, który doskonale organizuje akcję sceniczną: wybory parlamentarne w 2019 rku. Noc "galopujących sondaży" - walka toczy się pomiędzy PiS, PO a Partią Clownów (w tej roli Jakub Papuga jako połączenie wszystkich błaznów, jakie w polskiej polityce występowały, a wdzierały się do niej kontrowersją i kontestacją bez żadnego realnego programu). Co chwila zmieniają się wyniki wyborów, na Wiejskiej zaczynają się demonstracje. Takie ustawienie akcji dramatycznej pozwala przyjrzeć się bohaterom w różnych sytuacjach, przewidzieć możliwe scenariusze, zobaczyć, jak może wyglądać rzeczywistość w niedalekiej przyszłości.

Mamy zatem K. i Donalda, niby zaciekłych wrogów, a jednak proponujących to samo. To zresztą diagnoza Krasowskiego: jedyne, co różniło Kaczyńskiego od Tuska, to metody działania, jeżeli chodzi o poglądy - są bardzo podobni. Jeden pasożytuje na drugim, wokół wojny między nimi rozpięta jest polska polityka. Tej sytuacji ma już dość Powiatowa (Barbara Prokopowicz) - wcielenie histerii z powodu sytuacji w naszym kraju (chyba wszyscy znamy ten stan). Ona wie, że wina leży po obu stronach, ma już dość tkwienia w tej wiecznej alternatywie, jest gotowa na najbardziej radykalne kroki, ale pozostaje kompletnie nieskuteczna. Bo, jak mówi K., co niby zmienią kolejne petycje? Kolejne demonstracje? Nawet kolejne samospalenia?

Dosyć ma również przedstawicielka najmłodszego pokolenia, urodzonego już w wolnej Polsce, czyli Anonymous (Monika Roszko), która nie ma pojęcia, jak to się dzieje, że od 25 lat tkwimy w tym samym klinczu z tymi samymi ludźmi i co gorsza, ta paranoja się pogłębia. Ta postać, choć napisana w najbardziej powierzchowny sposób, jest chyba najbardziej ciekawa i nieodgadniona. Początkowo dogaduje się z Clownami, bo wiadomo - młodzi lubią mieć bekę w internecie z polityków kretynów. Teoretycznie, jako domniemana hakerka (Anonymous przywołane zostaje nieprzypadkowo) mogłaby być jednym z silniejszych graczy w tej społeczno-politycznej rozgrywce, jednak decyduje się na eskapizm, bo wie, że nic się nie uda, nie ma szansy na zmianę.

Kim jest K.?

Ani Donald, ani K. zbyt wielkiej zmiany nie chcą. Donald w brawurowym wykonaniu Jacka Poniedziałka to cyniczny wyrachowany agresor i histeryk obdarzony dużym wdziękiem. K. również histeryzuje i rzuca się w szaleńczych oskarżeniach, ale wali prosto z mostu. On marzy o tym, by urządzić świat po swojemu, by wreszcie zapanował porządek, by raz na zawsze skończyć z idiotyzmami rządu i niesprawiedliwością w Polsce. By wreszcie nasza racja ostatecznie wygrała i zapanowała. I właśnie po wypowiedzeniu swojego credo K. zwraca się do widzów z pytaniem, czy to przypadkiem nie jego oblicze widzą w lustrze każdego ranka. Czy nie każdy z nas jest Kaczyńskim (Literka K. nie musi odnosić się jedynie do "Procesu" Kafki, lecz także do Każdego z nas)? Warto o tym pomyśleć, chociaż przez chwilę. Tym bardziej, że Tusk i Kaczyński są bardzo do siebie podobni, a poza Partią Clownów alternatywy nie ma. Gdzieś co jakiś czas przebiega ekshumowane truchło Unii Wolności (brawurowa Joanna Drozda), która przegina się w dystynkcjach, aspiracjach i powtarzaniu, że no cóż "głupi byliśmy i nie bardzo mądrzy jesteśmy", ale jeszcze dawne idee można jakoś wskrzesić. Być może faktycznie jesteśmy tacy jak nasza polityka.

W istocie jednak twórcy prognozują kilka alternatyw dla kraju, którym nie bardzo dają wybrzmieć ze sceny. Wariant najbardziej prawdopodobny - nic się nie zmieni. Dalej będziemy w klinczu alternatywy. Inna opcja - Majdan na ulicach Warszawy, trudno powiedzieć jakiej wielkości. W wersji bardziej maksymalnej - wojna domowa, bo być może inaczej nie da się oczyścić atmosfery. Kolejna prognoza: gdzieś na piersi Kaczyńskiego rośnie nowy agresor, tutaj w postaci Jastrzębia Prezesów (Piotr Kaźmierczak), który cierpliwie znosił upokorzenia od starszych polityków, uczył się uważnie ich metod i gdy przyjdzie czas, zaatakuje, nie bawiąc się już w dyplomacje, tylko wprowadzając terror. Opcji bardziej optymistycznych nie ma, żaden nowy zbawiciel na scenie politycznej się nie pojawi, nie zanosi się też na jakieś rozwiązanie z zewnątrz (polityki zagranicznej w tym spektaklu zresztą w ogóle nie ma). W gruncie rzeczy patrzymy na katastrofę i nie wiadomo, co robić - bo jak jednocześnie stawiać skuteczny opór i uniknąć manipulacji?

Najmocniejsze strony

"K." jest bardzo mocnym i ciekawym spektaklem, trzeba jeszcze kilku przebiegów, żeby w pełni wybrzmiał. Niektóre sceny gubią rytm, są nieco za długie, zbyt mało wyraziste. Ale aktorzy grają świetnie - wszyscy.

Marcin Czarnik i Jacek Poniedziałek jako główni antagoniści wnoszą świeżą energię i pokazują swoich bohaterów bez popadania w karykaturę. Barbara Krasińska jako Matka Prezesów potrafi jednocześnie być rozpaczliwa, oszalała i cyniczna - wspaniała rola, szkoda, że nie ma jej więcej na scenie. Barbara Prokopowicz gra wcielenie frustracji i histerii, ale udaje jej się uniknąć stereotypów i pokazać niejednoznaczność postawy swojej bohaterki. Jakub Papuga wciela się w skończonego idiotę, grubiańskiego i do reszty skretyniałego - wychodzi mu to świetnie. I można by tak pisać o wszystkich aktorach, bo Strzępka wykorzystała ich najmocniejsze strony, jednocześnie wzbogacając o nowe środki wyrazu.

Scenografia Arka Ślesińskiego jest prosta i znacząca (ciekawe są szczególnie projekcje wideo, w których informacje o wyborach parlamentarnych przetykane są wstawkami z horroru, co jeszcze bardziej wzmacnia "trupią" atmosferę spektaklu), a muzyka Tomasza Sierajewskiego mocna, głośna i gniewna. Naprawdę warto to zobaczyć. Choć to nie będzie przyjemny wieczór.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji