Artykuły

Diabelski charakter

- Odnoszę wrażenie, że nigdy nie wybiłem się w sposób istotny, choć recenzje często miałem niezłe. Nie mam o to pretensji do losu. W filmie też przecież sporo grałem, a dopiero w ostatnich latach narobiło się trochę wrzawy wokół mojej osoby - mówi MARIAN DZIĘDZIEL, aktor Teatru im. Słowackiego w Krakowie.

Kiedy na egzaminie do krakowskiej PWST recytował "Stepy akermańskie" komisja usłyszała: "Wpłynołech na suchego przestwór oceanu.../ Jadymy, nikt nie woło". Wszyscy pokładali się ze śmiechu. Po egzaminie prof. Roman Stankiewicz powiedział: "Przyjmiemy pana pod warunkiem, że w ciągu pół roku nauczy się pan porządnie mówić po polsku". A rzecz miała miejsce 37 lat temu, gdy Marian Dziędziel, rodowity Ślązak, zdecydował o wyborze zawodu aktora. Od tej pory zagrał w niemal pięćdziesięciu filmach i serialach, a także dziesiątki ról teatralnych. A jednak smak prawdziwej kariery poznał dopiero przed kilkoma laty. Jego szczególnym osiągnięciem była rola Wojnara w filmie "Wesele" Wojciecha Smarzowskiego, za którą został obsypany prestiżowymi nagrodami. W teatrze też odniósł sukces, gdyż otrzymał festiwalową nagrodę za rolę Roberta w spektaklu "Życie w teatrze".

Marian Dziędziel pochodzi z tradycyjnej śląskiej rodziny. Jego ojciec był górnikiem rozmiłowanym w literaturze i teatrze. To dzięki niemu pan Marian poznał smak twórczości literackiej i poszedł w "komedianty". - Ojciec przyłożył rękę do mojej decyzji, a na pewno nie przeszkadzał w jej podjęciu. Z gwarą też szybko sobie poradziłem, bo zgodnie z danym słowem w pół roku nauczyłem się poprawnego akcentu i literackiego języka. Ale do dziś, gdy przyjeżdżam w rodzinne strony, zaczynam mówić gwarą, której po powrocie przez kilka dni "oduczam się". Pamiętam swój przyjazd po egzaminie do domu. Ojciec stał na podwórku i woła do matki: "Waleska, Maryś się dostał". "Kaj się dostał?" - spytał brat matki, przysłuchujący się rozmowie. "Za aktora" - usłyszał i natychmiast odpowiedział: " Waleska, miałaś go dać za farorza, a dałaś za kurwiorza". Istotnie, był taki pomysł w rodzinie, bym poszedł na farorza, czyli na księdza. Jak widać komedianci cieszyli się nie najlepszą sławą.

Po ukończeniu PWST Marian Dziędziel rozpoczął pracę w Teatrze im. J. Słowackiego, któremu wierny jest do dziś. Zadebiutował rolą Stanisława w "Złotej czaszce" Słowackiego w reżyserii Jerzego Golińskiego. - W tej sztuce po raz pierwszy spotkałem się na scenie z wielką Zofią Jaroszewską, moim pedagogiem prof. Tadeuszem Burnatowiczem i całą plejadą ówczesnych gwiazd. A Jerzy Goliński, z którym później wielokrotnie pracowałem, dał nam, młodym, wielką szkołę teatru i rzemiosła. Opiekował się nami, początkującymi aktorami, jak prawdziwy ojciec i profesor. Był bardzo wymagający. Jemu właśnie bardzo dużo zawdzięczam, bo wiedział, co i jak uruchomić w młodym adepcie sztuki. Ostrą wyćwikę dostałem też w "Księdzu Marku", mimo iż grałem epizod. Katował mnie, nie odpuszczał ani przez moment i wtedy właśnie zrozumiałem, na czym polega praca aktora. Golo, bo tak o nim zawsze mówimy, znany jest z dosadnego języka. Kiedyś, między próbami, spotkałem go przed teatrem. Palił kolejnego papierosa i mówi do mnie: "Ty pieprzony efebie". Zbaraniałem, a Golo na to: "Charakter diabła, a gęba jak dupcia niemowlęcia. Nic na niej nie ma". No więc zacząłem pracować nad "zdobyciem twarzy". Dobrze, że nie skończyło się jak w anegdocie Bergmana, który mówił: "Kiedy aktor dorobi się twarzy, traci pamięć".

Marian Dziędziel ma w swoim dorobku role zagrane w spektaklach znaczących reżyserów, m.in. Bronisława Dąbrowskiego, Krystyny Skuszanki, Jerzego Krasowskiego, Macieja Prusa, Tadeusza Bradeckiego, a ostatnio Barbary Sass. Za istotny przełom w swojej pracy uważa rolę w "Metafizyce dwugłowego cielęcia" Witkacego w reżyserii Golińskiego. - Witkacy stawia przed aktorem wysoką poprzeczkę, konieczność grania formą i umiejętność transformacji. Golo również dołożył swoje i dzięki temu pamiętam tę pracę do dziś. To były lata mojej współpracy z kabaretem, z Piwnicą pod Baranami, lata młodzieńczych szaleństw. Niejedno człowiek przeżył i niejeden grzech popełnił. Nigdy nie ukrywałem, że nic, co ludzkie, nie było mi obce.

Za kolejne istotne doświadczenia aktorskie, które miały ważny wpływ na rozwój artystyczny, Marian Dziędziel uważa te zdobyte przy pracy nad rolą Nosa w "Weselu" Wyspiańskiego w reżyserii Mikołaja Grabowskiego, czy Ojca w "Weselu" Canettiego zrealizowanym przez Bogdana Hussakowskiego - przed laty dyrektora krakowskiej sceny. - Mikołaj to mój kolega ze szkoły teatralnej, który był też moim dyrektorem. A Bogdan? To wspaniały reżyser, dyrektor, a przede wszystkim człowiek. Jak mało kto potrafił pięknie formułować zdania i myśli. Za jego dyrekcji grałem dużo i w bardzo zróżnicowanym repertuarze: w komedii, farsie i dramacie. Najczęściej zdarzały mi się role charakterystyczne

- Hamlet, Kordian czy Konrad nigdy mi nie grozili, bo charakter nie ten i nie te predyspozycje. Ostatnio znów zdarzają mi się różnorodne role: Don Adriano de Armado w "Straconych zachodach miłości", Patrycjan w "Kaliguli", Iwołgin w "Idiocie", Kaczołow w "Bułhakowie", Sorin w "Mewie" czy Robert w "Życiu w teatrze". Odnoszę jednak wrażenie, że nigdy nie wybiłem się w sposób istotny, choć recenzje często miałem niezłe. To zapewne moja wina i nie mam o to pretensji do losu. W filmie też przecież sporo grałem, a dopiero w ostatnich latach narobiło się trochę wrzawy wokół mojej osoby. I prawdę powiedziawszy, nie wiem, dlaczego. Mimo nagród, wyróżnień wiem jedno: nadal nic nie wiem. I to jest fascynujące w tej pracy, że do każdej roli przystępuję jak biała, niezapisana kartka. Każdorazowo wszystko zaczynam od początku. Niektórzy mówią, że mam dobrze opanowany warsztat. Pewnie tak jest, ale roli nie załatwia się tylko warsztatem. Trzeba mieć jeszcze w sobie to "coś", którego nie można się nauczyć. To się ma albo nie. Czy ja mam? Nie wiem. Pewnie tak, skoro przetrwałem w jednym teatrze tyle zmian i tylu dyrektorów.

Właśnie owo "coś", czyli m.in. prawda, wyrazistość, siła, które pan Marian ma w sobie, spowodowały, że obsadzali go w swoich filmach tacy reżyserzy, jak m.in: Kazimierz Kutz, Wanda Jakubowska, Laco Adamik, Jan Kidawa, Maciej Wojtyszko, Henryk Kluba czy Krzysztof Zanussi. Ale były to często role drugoplanowe, których pan Marian jest mistrzem. Istotny przełom w karierze aktora nastąpił w połowie lat 90., gdy w "Grach ulicznych" Krzysztofa Krauzego przejmująco zagrał Kunę, byłego pracownika SB. - Jak chyba nigdy dotąd byłem pochłonięty przygotowaniami do tego filmu, studiowałem materiały na temat mojego bohatera. Ten film pociągnął za sobą kolejne propozycje. Wojtek Smarzowski, który robił reportaż z tego planu, zaproponował mi Wojnara w " Weselu ". Jak się później dowiedziałem, ta postać była pisana z myślą o mnie. Z kolei Łukasz Kośmicki, operator "Gier" i współautor scenariusza do filmu "Sezon na leszcza", polecił mnie Bogusiowi Lindzie, reżyserowi. Z Wojtkiem Smarzowskim spotkałem się wielokrotnie w pracy: na planie "Małżowiny", w "Kuracji" zrealizowanej przez niego w Teatrze Telewizji, aż przyszła rola Wojnara. Po niej zaproponował mi gościnne występy w "Kraksie" Dürrenmatta, którą przed rokiem zrealizował w Starym Teatrze.

Aktor zagrał też znakomicie Ferka, pszczelarza, w głośnym i nagrodzonym "Moim Nikiforze" Krauzego oraz w "Komorniku" Feliksa Falka - równie nagradzanym. Ale bez wątpienia jego największym sukcesem stała się postać Wojnara, która przyniosła aktorowi nagrodę jury XXIX Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni, oraz Orła - Polską Nagrodę Filmową za najlepszą pierwszoplanową rolę męską. - Zagrałem dość parszywego faceta żyjącego w równie parszywym świecie. Jednak starałem się bronić mojego bohatera przed karykaturą. Pokazać w nim też ludzkie cechy, jego słabość, nawet próbowałem, by wzbudzał litość u widzów. Przecież aktorstwo polega głównie na tym, że w czarnych charakterach, których grałem niemało, szuka się jasnych stron i na odwrót. Dogrzebywanie się takich sprzeczności w człowieku jest najbardziej fascynujące podczas budowania roli. Suma doświadczeń i obserwacji zebranych podczas wykonywania nawet najmniejszych zadań, ale we współpracy z takimi reżyserami jak Kutz, Polański - zagrałem epizod w jego "Pianiście", Konic - zadebiutowałem w jego telewizyjnej "Stawce większej niż życie" - składa się na bogactwo kolejnej roli. Oczywiście pod warunkiem, że człowiek wciąż chce się uczyć czegoś nowego.

Czy po sukcesie "Wesela" rozdzwoniły się do Pana telefony z kolejnymi propozycjami? Nie przesadzałbym z tym sukcesem. Mam satysfakcję, że udało się nam wszystkim, a nagrody sprawiły mi wiele radości. Największą frajdą była możliwość spotkania się w tak fantastycznej ekipie twórców. A telefony? Nie narzekam, dzwonią, ale nie bez przerwy. Cieszę się, że ostatnio mam szczęście grać w filmach opartych na dobrych scenariuszach. Lubię kamerę, nie rozprasza mnie - wręcz przeciwnie - skupia. Niedawno zdarzyła mi się dość osobliwa rola, gram ducha, postać powracającą z zaświatów, w filmowych " Opowieściach galicyjskich " wg prozy Andrzeja Stasiuka i w reżyserii Darka Jabłońskiego. Jak widać przyszedł czas na metafizykę. A to poważna sprawa.

Marian Dziędziel twierdzi, że nie jest aktorem trudnym w pracy, choć dość upartym. Jeśli wie, że ma rację, stara się do niej wszystkich przekonać. Czasem spokojnie, a czasem trochę nerwowo. Na pytanie, czy odnajduje w sobie cechy utrudniające uprawianie zawodu aktora, odpowiada przewrotnie: Wszystko mi przeszkadza, bo jestem butny, zarozumiały, mało stanowczy, leniwy i nieprofesjonalny. Mam w sobie wszystkie dobre i złe cechy dojrzałego faceta. Ale wielu reżyserów chce je ze mnie wydobywać. Nawet moją melancholię i łagodność baranka. A ta dopada mnie najczęściej wtedy, gdy chodzę po lesie. Mam ulubiony domek na Podhalu, gdzie jeżdżę z rodziną od wielu lat. Wokół jest piękny las, -często wychodzę na grzyby, maliny, gdzieś przy siądę, trochę pośpiewam. Tam spotykam się sam ze sobą, wyciszam, rozmyślam. Takie spotkania też mi są potrzebne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji