Artykuły

Leszek Mądzik w Teatrze Wielkim

- Nie tylko robiłem scenografię, ale także inscenizowałem pieśni. Chodziło o to, żeby - w przeciwieństwie do Sceny Plastycznej - stworzyć indywidualną dramaturgię - mówi LESZEK MĄDZIK o pracy nad "Zapiskami tego, który zniknął" Leosa Janaćka i "Sonetami Szekspira" Pawła Mykietyna w Operze Narodowej.

Andrzej Molik: Pierwsze podejście do jednej z najważniejszych scen w kraju skończyło się sukcesem...

Leszek Mądzik: Miałem wiele obaw. Cieszy mnie, że spektakl był dobrze przyjęty. Na premierze czułem wyjątkową życzliwość widowni.

W swojej Scenie Plastycznej uprawia Pan teatr bez słów, spektakle odbywają się w mroku, aktorów często nie widać. W operze musiało być inaczej?

To było dla mnie nowe wyzwanie, chociaż w moich spektaklach równoprawnym budulcem obok plastyki jest muzyka. A tu tradycja, którą zawsze widzieliśmy w operze, solista na scenie. Chciałem to wszystko wtopić w mój pejzaż scenograficzny. Nie tylko robiłem scenografię, ale także inscenizowałem pieśni. Chodziło o to, żeby - w przeciwieństwie do Sceny Plastycznej - stworzyć indywidualną dramaturgię. I udało się. Bardzo się ucieszyłem, kiedy solista z Wiednia, męski sopran Arno Rauning, zaakceptował pomysł, żeby go ubrać w suknię, która była sztywna jak gorset - ograniczała ruch, wyznaczała jego gesty. W Teatrze Wielkim w ogóle zgodzili się, że mogę robić, co chcę.

Jak będzie Pan wspominał debiut w Teatrze Wielkim?

Dodał mi skrzydeł. Chciałbym coś tam jeszcze zrobić, może za rok, dwa. Tamtejsze pracownie są w stanie zrobić wszystko, co się tylko wymyśli. Jest zatem wyzwanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji