Artykuły

Zawieszony Sąd Ostateczny

Walka dobra ze złem rozgrywa się w duszy każdego z nas. W libretcie rozgrywa się przede wszystkim w duszy Memlinga, ale obie te siły działają też nieprzerwanie w otaczającym świecie, napierają na siebie - z Pawłem Szkotakiem, przygotowującym w Operze Bałtyckiej premierę opery Krzysztofa Knittla "Sąd Ostateczny", rozmawia Jarosław Zalesiński w Dzienniku Bałtyckim.

Nie znam libretta opery "Sąd Ostateczny", ale czytałem streszczenie scenariusza filmu, na którym libretto jest oparte. Brzmi jak historia z Dana Browna...

- Libretto składa się z dwóch części. Pierwsza opowiada o tym, jak i dlaczego powstał obraz "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga. Libretto zawiera też myśl, że dopóki ten obraz istnieje, dopóty rzeczywisty Sąd Ostateczny będzie zawieszony...

To właśnie brzmi jak z Dana Browna.

- (śmiech) W libretcie pojawiają się wszyscy ważni bohaterowie tej historii, czyli oczywiście sam Hans Memling, kreowany przez Roberta Gierlacha, bankier Portinari, który odgrywa rolę postaci trochę diabelskiej - tę partię śpiewa Jan Jakub Monowid, no i Katarzyna Tanagli, grana przez Annę Mikołajczyk. Ciekawe charaktery i ciekawe relacje pomiędzy nimi.

To pierwsza część. A druga to dzieje samego obrazu?

- I jego podróże. W warstwie faktograficznej rzeczywiście nadają się na niezły thriller historyczny.

Z samym Józefem Wissarionowiczem Stalinem...

- Wszyscy wielcy tego świata chcieli wejść w posiadanie dzieła Memlinga. Od papieża Sykstusa IV, przez cara Piotra I, Napoleona i Adolfa Hitlera. A skończyła się ta historia na skromnym urzędniku PRL. Druga część opery ma mieć trochę lżejszy charakter, tak to przynajmniej chcemy przedstawić. Nie jest to, dodam, historia obrazu, która by opisywała, co na nim się znajduje, choć oczywiście pewne cytaty pojawią się, czy w scenografii Damiana Styrny, czy kostiumach Anny Chadaj. Materiału na sensacyjną historię dzieje "Sądu Ostatecznego" na pewno dostarczają. Ale najważniejsze jest to, co mówi sam obraz.

W dziele Memlinga zawarte są odwieczne pytania o źródła zła, o to, jak dobro i zło istnieją, nie tylko w człowieku, ale i w świecie. Obraz mówi też chyba o tym, jak anielskość i diabelskość się uzupełniają, jak współistnieją i nawzajem się potrzebują.

- Współistnieją i potrzebują? Na obrazie zło jest na jednej szali, a dobro na drugiej... Wydaje mi się jednak, że powinniśmy mówić o współistnieniu dobra i zła. To współistnienie sprawia, że świat utrzymuje się w dynamicznej równowadze.

To myśl reżysera tego przedstawienia?

- Tak odczytuję libretto Mirosława Bujki. Walka dobra ze złem rozgrywa się w duszy każdego z nas. W libretcie rozgrywa się przede wszystkim w duszy Memlinga, ale obie te siły działają też nieprzerwanie w otaczającym świecie, napierają na siebie. To już brzmi jak z "Fausta". Pewnie można by to i tak odczytywać. Centralną postacią w naszym przedstawieniu jest oczywiście sam Memling, przedstawiany jako malarz, ale także jako były żołnierz, człowiek, który zabijał i przeszedł, w jakimś sensie, przez piekło na ziemi. Malowanie jest dla niego próbą powrotu do dobra...

Sztuka może przynieść takie oczyszczenie?

- Myślę, że sztuka może mieć taką moc. Na pewno tworzenie samo z siebie jest nacechowane pozytywnie. Sztuka zawsze jest trochę "ad maiorem Dei gloriam", na większą chwałę Bogu. Tak przez długi czas myśli o swoim obrazie sam Memling. Malując nawet tę prawą część obrazu, piekło, robi to na chwałę Bogu. Dopytam jeszcze o scenografię. Każdy, kto choć raz widział obraz, ma w pamięci nie tylko piekło, ale i Michała Archanioła pośrodku, i szale wagi. Ponieważ rzeczywiście spodziewamy się, iż publiczność ma w pamięci obraz Memlinga, nawiązania do niego nie będą zbyt oczywiste. Wierzymy, że widzowie sami będą wiedzieli, jaka jest symbolika prawej i lewej strony, i że będą pamiętali o złotej kuli, którą będziemy cytować na różne sposoby. To rodzaj gry z obrazem, ale przywołujemy "Sąd Ostateczny" w pełni tylko w jednym momencie. Muzykę skomponował Krzysztof Knittel. Muzyka współczesna, z jej swobodnym metrum, to utrudnienie czy ułatwienie dla kompozytora?

To wzbogacenie. Choć oczywiście także duże wyzwanie. Nie tylko dla reżysera, także dla choreografki Iwony Runowskiej oraz dla tancerzy. Różnorodność metrum, różnorodność samej muzyki, wykorzystywanych przez kompozytora stylizacji muzycznych...

Sam kompozytor deklaruje, że język muzyczny jego partytury nie będzie przesadnie awangardowy.

- To prawda. W niektórych momentach możemy nawet powiedzieć, że słyszymy muzykę filmową, choć oczywiście w innych momentach kojarzyć ją będziemy z tak zwaną muzyką współczesną. Raz zabrzmi jak gdyby pieśń ludowa. Na dodatek w drugiej części rozgrywa się bezustanna wędrówka z miejsca na miejsce. Ta druga część, tak naprawdę, dzieje się w piekle, do którego trafiają wszyscy ci, którzy mieli nieczyste sumienie, od władców tego świata poczynając, na maluczkich kończąc. Piekło jest miejscem scalającym całą podróż obrazu. To według mnie niezwykle interesujące dzieło, bardzo barwne. Wiele jest tu ciekawych rytmicznie fragmentów, pojawia się także warstwa elektroniczna, bo oprócz orkiestry i chóru będzie około czterdziestu "interwencji" elektronicznych. To wszystko razem przez cały czas gęsto się przeplata.

Pańskie przedstawienie także będzie "ad maiorem Dei gloriam"?

- Mogę powiedzieć tyle, że przedstawienie zawiera moralitetowe wątki. Możemy myśleć o Memlingu jako o moralitetowym Everymanie, o którego duszę walczą żywioły dobra i zła. Myślę, że nasza realizacja w dużej mierze opowiada też o świecie, w jakim dzisiaj żyjemy. Zło i dobro są dzisiaj chyba raczej wymieszane, a nie klarownie rozdzielone. Zło i dobro są wymieszane, a zła jest dużo. W tym kontekście nasz spektakl to także historia pewnej pokusy. Tej pokusie uległ właśnie Memling. Malarz został wykorzystany do tego, by stworzyć dzieło, które ma prawdziwy Sąd Ostateczny zawiesić...

Ta filozoficzna opowieść jakiego ma adresata?

- Chciałbym, żeby ta realizacja była interesująca nie tylko dla smakoszy opery, ale także dla publiczności, która może rzadziej do teatru operowego zagląda. Dlatego właśnie staramy się o to, by warstwa wizualna uzupełniła warstwę muzyczną o ciekawe konteksty. Marzę, by opera stała się dzisiaj miejscem tak samo atrakcyjnym, jak teatr dramatyczny. A może nawet kino.

Nawet kino??? (śmiech)

- Tak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji