Artykuły

"Gromiwoja" Arystofanesa

Szczęśliwa epoka Peryklesa, która dała Atenom rozkwit sztuk i wolności myśli, utonęła w krwi wojny peloponeskiej - wojny która prawie trzydzieści lat trzy mała pod bronią miasta Grecji.

Arystofanes, urodzony w zaraniu epoki Peryklesa, jest największym poetą komedii staroattyckiej, czyli - mówiąc językiem współczesnym - komedii politycznej.

Pod wpływem klęski sycylijskiej, która wciągnęła Ateny w nową wojnę z Peloponezyjczykami, Arystofanes stworzył właśnie "Lizystratę" (Lizystrata, znaczy po grecku - rozwiązująca wojsko)czyli "Gromiwoję". Jest bodaj że najoryginalniejszy utwór Arystofanesa. Treść jego stanowi wszechhelleński strajk żon, które zmawiają się wzbronić mężom "tych rzeczy"... dopóki nie zawrą pokoju. Plan Lizystraty osiąga rzeczywiście powodzenie, pokój zostaje zawarty i Atenki wracają w ramiona stęsknionych mężczyzn, równie jak oni stęsknione. Ten przezabawny pomysł, trzeba tu podkreślić, autor wyczerpał do dna pikanterii. Niewyczerpane bogactwo pomysłów, iskrzący się dowcipem dialog, niepohamowana wesołość, strzelają jak race z każdego wiersza poety. Humor Arystofanesa, chociaż rozkiełznany i jurny, nie ma nic ze słodkawej trucizny, kokociej dwuznaczności utworów nowożytnych i współczesnych.

Żywotność komedii Arystofanesa jest zdumiewająca; aktualność utworu (myślę w tej chwili o nurcie satyry politycznej komedii) nie tylko nic nie straciła przez 24 wieki, ale jakby z wiekiem nabrała rumieńców; jej świeżość i celność argumentacji sprawia, że poeta staje się naszym sprzymierzeńcem w walce o pokój, w walce przeciw anomaliom życia politycznego - jakże podobnego wtedy i dziś!

Teatr Powszechny należy pochwalić za pomysł wystawienia "Gromiwoi", która na scenach polskich ma bogatą historię (grana była od roku 1895). Wersja Edmunda Żegoty-Ciąglewicza jest przekładem liczącym lat z górą pięćdziesiąt; pod względem poetyckim i filozoficznym jest niewątpliwie przestarzała, chociaż posiada duże zalety sceniczne i jest żywa, pomysłowa. Niefortunny (w przekładzie) pomysł odróżnienia twardego dialektu doryckiego od miękkiej wymowy Ateńczyków... przez zastosowanie gwary góralskiej, na szczęście, w obecnym przedstawieniu poddano korekcie. Niemniej szkoda, że nie mamy nowego poetyckiego przekładu na takim poziomie, jak na przykład "Żaby" (przekład Sandauera).

Największymi wadami spektaklu w Teatrze Powszechnym są: brak jednolitej linii reżysersko-inscenizacyjnej (skoki od patosu do burleski) i scenografia. Zawiodły zwłaszcza kostiumy kobiece (projekt Zofii Wierchowicz); trudno wprost uwierzyć, że tak oszpecone Atenki (obrzydliwe kolorystycznie trykoty) mogły zdopingować mężów do szybkiego zawarcia pokoju.

Niemniej widowisko jest nader efektowne i ciekawe; szczęśliwym pomysłem jest operowanie pół-chórami, które dowcipnie parodiują pieśni chóru antycznego.

Na czoło wykonawców wysuwa się oczywiście Zofia Rysiówna (Lizystrata); szkoda tylko, że zbyt serio potraktowała swoją rolę, wymagającą przecież dystansu, przymrużenia oka. (Specjalne brawo dajmy jej za czystość dykcji tak rzadką ostatnio na naszych scenach).

Nastrój dionizyjski najszczęśliwiej przeniosły na scenę Elżbieta Wieczorkowska i Teofila Koronkiewicz.

Z mężczyzn najlepsi byli: Wojciech Rajewski (wyborny w mimice i geście) i Czesław Byszewski (Senator).

W sumie spektakl należy zaliczyć (mimo wszystkie braki) do ciekawych premier bieżącego sezonu, a powierzchowne potraktowanie sztuki zapewne wpłynie na jeszcze większe powodzenie. Dobre i to.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji