Artykuły

"Punkt przecięcia"

Gdybym miał określić w jednym zdaniu swój stosunek do sztuki Paula Claudela "Punkt przecięcia", po wiedziałbym chyba tak: - Jest w równym stopniu irytująca, jak urokliwa.

IRYTUJĄCA nadmiarem modnego w epoce pisarza pięknosłowia, zawikłaniami, niejasnościami dialogu, metafizyką miłości, przywodzącą na myśl Przybyszewskiego. Urokliwa w całym swym niezwykłym, pełnym napięcia klimacie, w rozedrganym, pełnym zaskoczeń przebiegu akcji i równie nieszablonowym dialogu, w śmiałości poetyckich skojarzeń, w intelektualnej grze wreszcie, inspirującej, zmuszającej do współdziałania.

Historycy literatury zestawiają nazwisko Claudela z największymi nazwiskami w dziedzinie dramatopisarstwa wszystkich epok. Gdybym miał wskazać na pokrewieństwa, wymieniłbym Conrada (człowiek ze wszystkimi swymi konfliktami i problemami, na tle natury, która problemów tych nie unicestwia, lecz je pogłębia), lub Joyce'em.

Wielokondygnacyjne utwory Joyce'a pełne są symboliki, wszystko tam obdarzone jest przez autora zaszyfrowanymi, ukrytymi znaczeniami. Ale można nie wgłębiać się we wszystkie te nadmiernie skomplikowane (jak w traktatach średniowiecznych mistyków) znaczenia, odbierając utwór w jego warstwie poetyckiej, a przewód myślowy odzierając z kabalistycznej, pokrętnej symboliki. Czy jest to trud opłacalny? W stosunku do utworów rangi "Ulyssesa" - a również i "Punktu przecięcia" - na pewno tak.

- Jaki klucz reżyserski byłby najwłaściwszy w stosunku do tej zawikłanej, pisanej w niezwykłej konwencji (wpływy teatru Dalekiego Wschodu) sztuki? Piotr Paradowski - wydaje mi się - w pierwszym rzędzie starał się oddać klimat "Punktu przecięcia" i to mu się w całej pełni udało. Od pierwszych scen zostajemy wciągnięci w krąg teatru dużego formatu. Scena jest planetą, wydaną na palące promienie wszechobecnego Słońca, "wielkiego żółtego zwierzęcia". Po środku wypukłego oceanu - w kosmicznej wręcz pustce - czworo ludzi rozgrywa swe losy. W takiej scenerii i w takim klimacie mógłby rozgrywać się dramat wielkich, ogólnoludzkich problemów.

Ale też na zapowiedziach się kończy. Po kilku scenach akcja sztuki (w swej zewnętrznej, fabularnej warstwie) zaczyna kojarzyć się z filmowym melodramatem o pięknej Angelice i jej mężczyznach.

Spektakl "Punkt przecięcia" odznacza się innym jeszcze - tym razem "in plus" - uderzającym podobieństwem: do teatru Witkacego. I w rysunku postaci ("demoniczna", a jednocześnie "biedna" Yse, "mocny człowiek" Almaryk, "juiser" De Ciz) i w prowadzeniu dialogu, w problematyce i egzotycznej, niezwykłej scenerii.

I w tym podobieństwie chyba można by szukać (choć nie jest to jedyna ewentualność) inscenizacyjnego klucza. Po pełnej patosu rozmowie z Yse - Mesa omawia z De Cizem warunki jego pracy. Mówi trzeźwo, rzeczowo, w innym, niż poprzednio tonie innym językiem. Podobnie Yse w kilku scenach sztuki. Czyżby więc kompromitowanie trzeźwością - patosu, lub raczej - uczucia, szukającego dla swego wyrażenia słów pustych i patetycznych? Chyba raczej pokazanie, że i jedno i drugie może w nas współistnieć. Dobrze pokazał Paradowski to przechodzenie od patosu wielkich słów do trzeźwej rzeczowości.

W swej reżyserii jest Paradowski wierny - zbyt wierny - didaskaliom autora. I tę wierność opłaca. Każe aktorom "przeżywać" tam, gdzie wskazany byłby inny styl gry, nie kusi się o własne rozwiązania inscenizacyjne, ufnie przejmuje od Claudela jego symboliczną "japońszczyznę" w sytuacyjnych układach (choćby końcowe sceny sztuki), zamiast bazować na tekście. Nie stara się obrać sztuki z mistycznych symbolizmów i pozostawić teatr poetycki, nade wszystko zaś - teatr intelektualny. Jest tu również możność wyraźniejszego pokazania "kolonialnego", a również i w jakimi stopniu "katastroficznego" aspektu sztuki.

Niezdecydowana reżyseria odbiła się i na grze aktorów, choć w zakreślonym przez inscenizatora kręgu wywiązali się dobrze ze swych zadań. Halina Winiarska jako Yse znakomicie panowała nad rolą, dała pokaz rzetelnego rzemiosła aktorskiego, mniej pewnie czując się (czemu się wcale nie dziwię) w konwencji japońskiego teatru "No". Pyszny Andrzej Szalawski jako ucharakteryzowany na Hemmingwaya Almaryk, awanturnik i kolonialny konkwistador - przekonywający, "odproblemiony" De Ciz Jerzego Kiszkisa, złożony jak gdyby z wielu postaci Mesa Edwarda Ożany. Ożana sumiennie przygotował swoją rolę i miał w niej doskonałe momenty - powinien jednak wyeliminować ze swej gry elementy czysto fizycznego napięcia, forsownego natężenia, na rzecz większej swobody, większego wewnętrznego rozluźnienia.

Syntetyczna, "unistyczna" scenografia Franciszka Starowieyskiego - przeciwstawiająca się w szczegółach propozycjom autora, dała rzecz ważniejszą: współtworzyła niezwykły klimat, w jakim toczy się akcja "Punktu przecięcia", zdominowana stale obecnym, oślepiającym Słońcem. Bo "wielkie żółte zwierzę" Słońce - relacja: człowiek - Kosmos - jest chyba głównym, choć nie uwidocznionym w programie, bohaterem sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji