Artykuły

Opera czy dziura w ziemi?

Czego Białystok potrzebuje najbardziej? Hipermarketu, gładkich, wyasfaltowanych dróg, a może opery? Nie warto zadawać takich pytań. Jeżeli pojawił się pomysł budowy opery, należy go konsekwentnie realizować. Tylko z głową - pisze Tomasz Rożek w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Białostoccy urzędnicy mają poważny kłopot z przyrównaniem swoich sił do zamiarów. Urzędnicza siła bywa czasem potężna, czasem wygrywa z najtrudniejszymi przeciwnościami. Innymi słowy - jak się chce, można wszystko. W ten sposób z niczego powstała Gdynia, tak się rozwija Poznań, Wrocław, Łódź. Przykłady pozytywnej aktywności urzędników można mnożyć bez liku. Wszędzie tam, gdzie jest wizja i pieniądze, sukces osiąga się szybciutko.

Finanse bardzo niedokładne

Ale w Białymstoku wizji rozwoju miasta generalnie nigdy nie było, a nasi urzędnicy nie walczyli jak lwy o pieniądze na inwestycje z Unii Europejskiej. Więc kiedy w 2004 roku pojawił się pomysł najpierw na teatr muzyczny, a później na operę, wszystkich oszołomiła wizja. Dyrektor filharmonii Marcin Nałęcz-Niesiołowski to rzutki, młody menedżer, który z wielką wprawą poprowadził naszych filharmoników do międzynarodowych sukcesów i z równie wielkim poświęceniem zmodernizował nie do poznania główną salę filharmonii. Dzięki niemu Białystok stał się przynajmniej muzyczną wizytówką regionu. Komuś takiemu się ufa. Naturalne, że dyrektor nie chciał spocząć na laurach i począł namawiać wszystkich wpływowych - od ministra kultury zaczynając, na marszałku województwa i prezydencie miasta kończąc, do wybudowania w Białymstoku opery z prawdziwego zdarzenia. Nałęcz od początku liczył na pieniądze z Unii Europejskiej. Rzecz oczywista - inwestycja jest priorytetowa, społecznie ważna, Bruksela sypnie groszem.

W 2005 roku rozstrzygnięto prestiżowy konkurs na projekt Europejskiego Centrum Muzyki i Sztuki (opera, istniejący teatr lalek plus multipleks) przy ul. Kalinowskiego i zaczęto konkretniej rozmawiać o finansach. Zwycięski projekt prof. Marka Budzyńskiego zachwycał architektów i onieśmielał krytyków - porośnięta bluszczem sala opery z kolumnadą, zegarem słonecznym, piękną sceną letnią i nowoczesnym kinem. Potem nasuwało się podstawowe pytanie: ile to wszystko będzie kosztowało?

Marszałek Janusz Krzyżewski, inwestor przedsięwzięcia, rzucił bardzo ogólną kwotę około 70 milionów złotych - 80 procent ma sfinansować Unia Europejska, resztę samorząd województwa i minister kultury. Co zrobić, że diabeł tkwi w szczegółach i wyskoczył już w chwili, kiedy marszałek rozmawiał z ministrem o sfinansowaniu dokumentacji projektowej opery. Przykład z maja 2005 r.: minister kultury Waldemar Dąbrowski poinformował marszałka, że nie wyda w tym roku 9 mln zł na dokumentację techniczną do projektu opery. Marszałek obniżył więc poprzeczkę do sześciu milionów - z czego milion miał pójść na zrobienie projektów - wykonawczego i budowlanego.

Im dalej w las, tym więcej drzew

Prezydent Ryszard Tur nigdy nie zraził się problemami finansowymi marszałka. W ostatnich dniach grudnia 2005 roku wydał pozwolenie na budowę opery. Załatwianie pozwolenia zajęło Turowi 30 dni. Takie tempo w magistracie często się nie zdarza - zwykle urzędnicy przyczepiają się do szczególików w projekcie, każą inwestorowi bez końca poprawiać dokumentację. Tu było inaczej, bo inwestycja operowa to nie budowa kanalizacji czy kiosku z gazetami.

Ale w decyzji prezydenta nie ma słowa o budowie parkingów (według miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego przy takiej inwestycji powinno być 20 miejsc na każde 100 osób, przebywających w budynku, co daje w sumie 270 miejsc) i ani słowa o remoncie ulic dojazdowych do opery, głównie Kijowskiej i Młynowej, będących dziś w fatalnym stanie. Bóg wie, kto miałby sfinansować budowę parkingów - minister, marszałek, Nałęcz-Niesiołowski, a może firma Helios, która chce przy operze zbudować kino wielosalowe? Nie wiadomo.

- Helios obiecywał jedynie kilka lat temu, że dołoży 4 mln zł do przebudowy układu komunikacyjnego w okolicach Kalinowskiego, ale w tym magistracie nie można dowiedzieć się konkretów - narzeka radny Krzysztof Bil-Jaruzelski z klubu SLD-UP-SdPl.

Sęk w tym, że konkretów nie ma i nie było. Dyrektor generalna Urzędu Marszałkowskiego Halina Rutkowska wyznała w marcu, że tak naprawdę nie wiadomo, jak duży parking przy operze jest potrzebny i nie wiadomo, ile miejsc ma być na powierzchni, a ile pod ziemią. Ale marszałek parkingami zamierza się martwić w dopiero w drugim etapie inwestycji, czyli pomiędzy 2007 a 2009 rokiem. Według jego ambitnych planów do końca 2007 r. mają stanąć gołe ściany opery i właśnie wtedy w końcu będzie można spokojnie pomyśleć o parkingach. A przebudowa dróg - Kalinowskiego, Młynowej i Kijowskiej? To już zmartwienie miasta.

- Chcemy z pieniędzy unijnych sfinansować część remontu ulic Kalinowskiego, Wyszyńskiego, Mazowieckiej i Kijowskiej - zapowiada wiceprezydent Marian Blecharczyk i przyznaje, że nie rozmawiał jeszcze z firmą Helios na temat ich udziału w inwestycji. - Do 2013 roku chcemy zakończyć przebudowę całego układu komunikacyjnego - łącznie będzie to kosztowało 27 milionów złotych, z czego 85 procent pochodzić ma z pieniędzy unijnych.

Problem archeologiczny

Magistrat, tak jak marszałek, wydaje pieniądze, których jeszcze nie ma. Póki co pewne jest pięć milionów i ani złotówki więcej. A to wystarczy na wykopanie dołów i być może postawienie małego murku. W przyszłym roku Bruksela ma wesprzeć inwestycję przy Kalinowskiego kwotą ok. 10 mln zł, ale gwarancji, że pieniędzy będzie tyle, nie daje nikt.

Tymczasem potrzeba 70, może 100, a może nawet 200 milionów. Nikt szczegółowo nie wycenił tak potężnej inwestycji. Dyrektor filharmonii musi jeszcze znaleźć około 1 mln zł (w połowie roku filharmonia staje się inwestorem), żeby zapłacić magistratowi pierwszą ratę za użytkowanie gruntu pod operą. A co z zapłatą następnych rat i czy Nałęcz-Niesiołowski wygrzebie ze swojego budżetu kolejne złocisze?

Dyrektor liczy na hojne dofinansowywanie filharmonii przez ministra kultury.

- Około 20 milionów złotych ma kosztować pierwszy etap budowy opery, który chcemy zakończyć do końca 2007 roku. Oczywiście może się okazać, że wystarczy mniejsza kwota, to się wszystko jeszcze okaże - ocenia Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Jest optymistą. - Proszę nie zapominać, że inwestycja wpisana jest przez ministra kultury i marszałka województwa w wieloletnim planie inwestycyjnym na lata 2007-2013.

Wpis nie oznacza, że budowa nie stanie z braku funduszy. Pozwolenie na budowę jest prawomocne, koparki i buldożery mają wyjechać na plac budowy już na przełomie czerwca i lipca. Do końca maja marszałek wyłoni wykonawcę pierwszego etapu opery i zaczną się regularne roboty. No chyba, że... archeolodzy natrafią przy Kalinowskiego na kości z dawnego cmentarza prawosławnego. W środę zaczęły się tam regularne wykopaliska, po tym, jak "Gazeta" ujawniła, że teren usiany jest ludzkimi szczątkami. Tego prezydent też nie przewidział, wydając pozwolenie na budowę. Jeżeli archeolodzy natkną się na kości, to muszą je ekshumować i godnie pochować. A co będzie, jak archeolodzy wszystkiego z ziemi nie wybiorą i na kości natrafią robotnicy? Inwestycja stanie nawet na kilka miesięcy.

Dziura ze ścianą - czarny sen, a może rzeczywistość

To wszystko wzięli pod uwagę miejscy radni i kilka tygodni temu nakazali prokuraturze zbadanie zgodności z prawem prezydenckiego pozwolenia na budowę. Jednym z inicjatorów wniosku do prokuratury jest radny Bil-Jaruzelski.

- To pozwolenie nam się nie podoba, bo jest tu mnóstwo niedociągnięć. Poza finansami, parkingami, dojazdami i szczątkami z cmentarza jest jeszcze problem amfiteatru. Plan zagospodarowania tego terenu przewiduje, że amfiteatr ma być zachowany, a w pozwoleniu na budowę przeznacza się go do likwidacji - dziwi się Bil-Jaruzelski. - Ma go zastąpić scena letnia na 600 miejsc.

Marszałek tym razem się ugiął. Zamierza lada dzień porozmawiać z projektantami na temat powiększenia sceny letniej o ponad tysiąc miejsc. To w sumie dla całej inwestycji nie jest aż tak istotne, ale uświadamia nam, że prezydent z marszałkiem w przypadku opery gotowi są złamać obowiązujące ustalenia. I to jeszcze można byłoby to przeboleć, gdyby marszałek miał poza wizją także pieniądze na budowę opery.

Już jutro do Białegostoku przyjedzie minister kultury Kazimierz Ujazdowski i wmuruje przy ul. Kalinowskiego kamień węgielny. Będą fajerwerki i pompa. Marszałek Krzyżewski rozpoczęcie budowy opery zaliczy do swoich sukcesów. Czy kiedy w październiku odejdzie on i może prezydent, to po sukcesie pozostanie dziura w ziemi? Oby nie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji