Artykuły

"Klątwa" - dziś nikomu nie straszna

Przeszło tydzień, temu minęła 50 rocznica zgonu Wyspiańskiego. Kraków - to zrozumiałe - uczcił ją najpełniej, obchody, wystawy, inauguracja Roku Wyspiańskiego, jubileuszowe przedstawienie "Wyzwolenia", o którym, już głośno w Polsce (omówimy je w dniach najbliższych). U nas, w Warszawie "honor domu" ratują tylko te teatry: Powszechny wznowieniem "Klątwy", zespół telewizji, niegranymi od lat "Sędziami". Chwaląc jednak inicjatywę i pamięć praskiego teatru. musimy, niemniej zapytać: czy wybór sztuki był szczęśliwy a koncepcja przedstawienia trafna?

"Klątwa" należy do najwcześniejszych dramatycznych prób Wyspiańskiego, kiedy to pisarz uczył się jeszcze widzenia sceny, łamał z oporem słowa. Współcześni poecie wynieśli "Klątwę" na wysokie ołtarze uwielbienia, forma im nie wadziła, a mistyka skojarzona z naturalizmem dogadzała. "Skandaliczność" tematu - ksiądz żyjący w "grzechu" z dziewczyną i mający z nią dzieci, głębokie zacofanie gromady wiejskiej, płodzące zabobony gusła, stos ofiarny i zbrodnię celem przebłagania zagniewanego Boga - te okoliczności ekscytowały opinię, nie mniej niż fakt wyklinania utworu przez sfery klerykalne, powiązane z cenzurą. "Klątwa" długo musiała czekać, nim ją dopuszczono do sceny (dopiero po śmierci Wyspiańskiego): tak obrócono przeciw poecie jego własne słowa, aby "świętości nie szargać".

Lecz "Klątwa" z trudem wytrzymuję próbę czasu. Antyczna forma tragedii losu pod pretekstem tematycznym i sytuacyjnym wsi podtarnowskiej, nie może przesłonić faktu, że ta wieś jest widziana oczyma inteligenta, który pozory bierze za istotę rzeczy, a sprawy proste wikła, zmąca i umistycznia wbrew zdrowemu rozsądkowi chłopa. Skoro zaś przestała nas upajać maniera słowna i stylizacja językowa, skoro okazujemy się odporni na uroki szaty antycznej - pytania o intelektualny sens, intelektualną wagę utworu nabierają niepokojącego znaczenia pytań nieżyczliwych, zmieniających się w oskarżenia. Powstaje poczucie zafałszowania obyczajowego i psychologicznego, które zależność fabuły "Klątwy" i jej korzeni od autentycznego wydarzenia tylko pogłębia. Klęski elementarne nieraz nawiedzały wsie u stóp gór, ludność odnosiła się do nich najczęściej z rezygnacją. I wiadomo, że wielu księży żyło z młodymi gospodyniami, a wieś te ludzką słabość oceniała bardziej podług społecznych kryteriów niż abstrakcyjnych nakazów etycznych. W "Klątwie" mamy aluzje do możliwości konfliktu społecznego pomiędzy księdzem a gromadą. Młoda nosi się hardo i tyranizuje otoczenie. Ksiądz, choć chłopskiego pochodzenia, gardzi "prostymi chamami" - konflikt się zarysowuje, ale zaraz gubi po drodze do czarów, wyroków Losu. Przeznaczenia i innych nie mniej ważących Wielkich Liter.

Co pozostaje? Niezbyt wiele. Nastrój narastającej grozy, od słaniający wielkiego maga sceny, świetna konstrukcja, parę fragmentów ról, no i radość, że złe narowy ustąpiły u poety niebawem - przynajmniej na pewien czas - realistycznemu widzeniu ludzi i zdarzeń. Pozostaje przeto raczej szacowny dokument literatury okresu niż żywe dzieło, które by mogło (choćby najbardziej nowatorsko wystawione) nawiązać kontakt z widownią współczesną.

Czuło się to wyraźnie na scenie Teatru Powszechnego, choć reżyseria zrobiła wiele, by zmniejszyć dystans epoki i smaku literackiego. Bardzo dobrze poradziła sobie Irena Babel ze stylistyczną manierą utworu: nie tyle przez to, że aktorzy wypowiadają tekst, tuszując językowe dziwactwa i że go prozaizują, ile przede wszystkim dlatego, że mówią z opanowaniem, bez egzaltacji i nieznośnej emfazy, że starają się z niemałym powodzeniem patos i pseudogwarę zbliżyć do prostoty.

Z tego punktu widzenia należy szczególnie wyróżnić JULIUSZA ŁUSZCZEWSKIEGO, na którego czyhały największe pokusy; w tak ponętnej dla aktora, skłonnego do gry z pedałem, roli Pustelnika, okazał się Łuszczewski wzorem umiaru i powściągliwości, to znaczy tych zalet, których tak bardzo brak "Klątwie", Przyciszenie, dyskretnie wiedzie rolę Młodej IZABELLA WILCZYŃSKA. Spokój wewnętrzny wobec okropnych nieszczęść, które się czają i nawiedzają, jest również udziałem ZOFII TYMOWSKIEJ, księdzowej matki, która jedna wykazuje zdrowy rozsądek w zrozpaczonej posuchą wsi (może i dlatego, że pochodzi z innych stron). Ludzkim, naturalnym Dzwonnikiem jest JAN KOCHANOWICZ, Sołtysem TADEUSZ BARTOSIK, a Dziewką ZOFIA ANKWICZ. STEFAN RYDEL wyraźnie się męczy w roli Księdza, szkoda, że mu tych męczarni nie oszczędzono. EDMUND KARWAŃSKI nie miał w sobie nic ze stąpającego po ziemi, jurnego Parobka... ale to już zahacza o drugi dominujący akcent przedstawienia, którym jest nieudana próba unowocześnienia stylizacyjnego sztuki.

Wyraża się ona w scenografii, która z opisanej dokładnie przez Wyspiańskiego realistycznej plebanii robi ni to kaplicę ni wejście do jakiegoś tajemniczego budynku z kominem pieca krematoryjnego w górze (jeśli to jakiś symbol, to bardzo mętny). Wyraża się dalej w bajaniu gromady w kolorowe kostiumy niemal, jak z "Mazowsza", a Pustelnika w sznury paciorków, niczym afrykańskiego szamana. W tej sytuacji Chór, złożony z trzech uroczych i bardzo miejskich dziewcząt (Izabella Hrebnicka, Janina Nowicka i Maria Pawłowska) nasuwa myśl o współczesnej, scenie studenckiej - bo ją wiem zresztą o czym, - w każdym razie nie myśl o Wyspiańskim i jego "Klątwie". Umowność góruje w finale, nie ma ani kamieni na wyschniętej glebie z badylami, ani płonącej żagwi, którą by wymachiwała Młoda, scena kamienowania jest bardzo ściszona, ujęta niemal w jakiś obrządek ofiarny. A jednak wrażenie powstaje bardziej secesyjne niż antycznego teatru; i tworzy się jakąś głęboką szczelina pomiędzy zamierzeniem autora i wysiłkiem reżyserii, a sceptyczną reakcją przestraszonego ale nie poruszonego widza. A można było bodaj częściowo uniknąć tego zgrzytu. Gdy na 40 rocznicę śmierci poety grał "Klątwę" Teatr im. Słowackiego, wsiowych ludzi odziano w strój zgrzebny, płócienny, przenoszący okrutną akcję tragedii w jakieś, nieokreślone dokładniej, ale dość- zamierzchłe czasy. To oddalenie właśnie zbliżało. Zagranie "Klątwy" w ramach wsi współczesnej wykazałoby tylko sztuczność, fikcyjność i wątłość intelektualną jej kanwy.

Obawiam się, że próba sceny - próba, rozstrzygająca dla czytelności i żywotności Wyspiańskiego, tak rewelacyjnie korzystna w przypadku "Wyzwolenia" - wykazała, iż miejsce "Klątwy" nie jest pośród żywych. Jej klawisze wydają dźwięki głuche, a ostrza się stępiły jak siła dawnych klątw.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji