Łódź. Urodzaj w kulturze
Ostatnie dni (i nadchodzące) wzbudzają nadzieję w siłę łódzkiego teatru i polskiego kina. Oto, niczym z rogu obfitości, wysypały się filmowe i teatralne premiery.
Na ekrany właśnie wchodzą dwa polskie filmy: "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Marka Koterskiego i duma Łodzi, najlepszy film festiwalu w Gdyni - "Oda do radości" trojga studentów łódzkiej filmówki: Anny Kazejak-Dawid, Macieja Migasa i Jana Komasy.
Na pokazach przedpremierowych prezentowane jest najnowsze dzieło Jana Jakuba Kolskiego - "Jasminum". A "w kolejce" do premiery już czeka "Hi way", komedia Jacka Borusińskiego, zrealizowana w łódzkim studiu Opus Film. Żyć, nie umierać.
Łódzkie sceny również przypuściły atak. Niespełna dwa tygodnie temu mieliśmy premierę pięknego "Snu o jesieni" w reżyserii Pawła Miśkiewicza w "Jaraczu", a już jutro w tym samym teatrze polska prapremiera "Lwa na ulicy" [na zdjęciu], przygotowana przez Mariusza Grzegorzka. Za tydzień w "Powszechnym" zobaczymy premierowe przedstawienie Hrabalowego "Miasteczka, w którym czas się zatrzymał" w reżyserii zdobywającej coraz większą popularność i uznanie Małgorzaty Bogajewskiej.
Nie wypada mówić o klęsce urodzaju, za to chciałoby się pomarzyć, żeby scena polityczna oddała palmę pierwszeństwa scenie teatralnej i nie myliła jednej z drugą. Bywalec sądzi, że rozmaitość tytułów, form, gatunków filmowych i teatralnych (a także innych dziedzin sztuki) w zupełności wystarcza przeciętnemu człowiekowi. I że nie trzeba już fundować mu komedii i dramatów ponad te, które proponują artyści. Bywalec zdaje sobie jednak sprawę, że jest to głos wołającego na puszczy, toteż nie pozostaje mu nic innego, jak wyrazić smutek, że zbliżające się wakacje będą sezonem ogórkowym w teatrze dramatycznym, a nie politycznym. Żyć się odechciewa.
