Liryczny i żarliwy Kordian
"Kordian", dramat Juliusza Słowackiego, jaki może wywoływać dzisiaj rezonans, skoro heroiczny i męczeński ton romantycznej tradycji słabo współgra z realiami naszego życia? Wydaje się, że dzisiaj trzeba i można pokazać poprzez to dzieło ducha naszych przodków.
Marcel Kochańczyk, twórca najnowszej inscenizacji "Kordiana", w Teatrze im. J. Osterwy, znalazł - jak się zdaje - formułę najbardziej odpowiednią, ustalając trafną proporcję między frapującą widowiskowością a zaangażowaniem w odwieczne ideały ludzkie, takie jak namiętności, żądza wielkości, zapalczywe, gwałtowne uczucie.
Reżyser, otaczając się grupą wytrawnych fachowców (a mam na myśli scenografa, twórcę muzyki i choreografa), uplastycznił tylko niektóre sceny tego klasycznego dramatu. Zwłaszcza scenografia Pawła Dobrzyckiego jest na tyle przemyślana, że nie rozprasza uwagi widza, lecz - tak jak muzyka Marcina Błażewicza - stanowi tło do akcji.
Bryluje na scenie, rzecz jasna, Kordian, wieczny młody buntownik, zderzony z tradycją i szukający harmonii świata. Szuka na próżno. Nie znajduje bowiem nawet w miłości. Negatywne odczucia budzi w nim też obraz społeczeństwa i polityki. W rezultacie pozostaje tragicznie samotny z dręczącymi go dylematami życia i śmierci.
Zaletę spektaklu stanowi jego zwartość. Kolejne obrazy - m.in. dzięki zastosowaniu po raz pierwszy sceny obrotowej - płynnie po sobie następują. Słynny monolog na Mont Blanc rozegrany zostaje w ten sposób, że Kordian staje na podnośniku, unosi się w górę, by pełnym grozy i zwątpienia głosem zawołać: "Ludy! Winkelried ożył! Polska Winkelriedem narodów!".
Pomysłowość i zapobiegliwość reżysera przejawia się i w tym, że nie widząc w zespole lubelskiego Teatru im. J. Osterwy aktora, który mógłby udźwignąć rolę Kordiana, zaangażował młodego, 25-letniego Marka Włodarczyka z warszawskiego Teatru Prezentacji (to w niedzielę, bowiem w sobotę wcielił się w tę postać Maciej Konopiński, absolwent krakowskiej szkoły teatralnej). Marek Włodarczyk okazał się Kordianem lirycznym, żarliwym, gorzkim i gdzie trzeba - stoickim i wyniosłym. Niezwykle mocno zarysowana jest rozmowa Cara z Wielkim Księciem Konstantym. Pierwszego gra Cezary Karpiński, drugiego - Paweł Sanakiewicz. Obaj stworzyli bardzo udane postacie, co mogą sobie poczytywać za osobisty sukces.
Laura Grażyny Lubeckiej wydaje się zbyt mało przebiegła jak na doświadczoną kobietę. Natomiast Jolancie Rychłowskiej jako Wioletcie udało się ostre skontrastowanie beztroskiego dziewczęcia z chciwą nierządnicą. Mniej przekonująco, jakby należało oczekiwać, zagrał papieża Włodzimierz Wiszniewski. Natomiast dobrze sobie poradził Piotr Wysocki z rolą Prezesa temperującego bojowe zapały Kordiana.
W spektaklu jest całe mnóstwo aktorów, że nie sposób wymienić wszystkich. Można jedynie rzec, iż wszyscy przyczynili się do udanej realizacji. Bo, rzeczywiście premiera "Kordiana" okazała się sukcesem lubelskiego zespołu aktorskiego i realizatorów.