Artykuły

"Norma" w Warszawie

Niezwykle rzadko omawiamy premiery na innych, aniżeli łódzkich scenach. Jeżeli tym razem czynimy wyjątek, to z uwagi na wyjątkowo uroczysty charakter premiery, oraz na fakt,że warszawska "Norma" miała obsadę niemal identyczną z tą, jaką zdążyli już poznać bywalcy łódzkiego Teatru Wielkiego.

Prawie 150 lat warszawscy melomani musieli czekać na ponowne wystawienie szczytowego arcydzieła włoskiego "bel canto", "NORMY" Belliniego, której prapremiera polska odbyła się na 15 lat przed warszawską premierą "Halki", w r. 1843. Tym razem wytworna publiczność, na czele z prezydentem Wałęsą i elitą operową Polski, gorąco przyjęła premierę w dniu 15 lutego 1992 r.

Reżyseria FEDORY BARBIERI jest tak klasyczna, że na ogół przeszłaby niezauważalnie, gdyby nie dwa odmienne fakty: pomysłowo ustawiona scena zespołowa arcykapłana z druidami na początku opery, oraz pewne "luki reżyserskie" w pozostałych scenach zbiorowych. Dekoracje ANDRZEJA MAJEWSKIEGO, z wyjątkiem ścieśnionej sceny kameralnej u Normy, są - jak zwykle u tego najlepszego polskiego scenografa - tak piękne i tematycznie związane, że chciałoby się je przenieść do jakiegoś gigantycznego muzeum scenograficznego, na wieczne oglądanie. Znakomity młody dyrygent JOSE MARIA FLORENCIO JUNIOR, którego odejścia i Łódź bardzo żałuje, udowodnił swoją klasę dyrygencką i osobowość artystyczną. W uwerturze wyszła cała słodycz muzyki Belliniego. Zachwycały nas pianissima orkiestrowe w scenach zbiorowych i efektowne forte we fragmentach marszowych. Chór pod kierunkiem BOGDANA GOLI śpiewał znakomicie, choć liczebnie był za skromny.

MONIKA CHABROS o wyjątkowo bogatym w alikwoty sopranie lirico-spinto z koloraturą, w doprawdy arcytrudnej partii Normy, wyszła zwycięsko i efektownie. Szkoda tylko, że w odpowiednich miejscach nie zaprezentowała nam proszące się o to piana a w innych zabrakło jej wyrazowej drapieżności, ni czym trudność tej partii polega.

JOANNA CORTES, o której się mówi, że jeszcze tylko na partię Borysa się nie zdecydowała, śpiewała z tak niezwykłą muzykalnością, że może do granic przesady. Była stylowa tak muzycznie, jak i aktorsko. Jednakże dla zachowania kontrastu w obydwu najpiękniejszych z Reńskich duetów w literaturze operowej aż prosi się o Adalgisę z głosem mezzosopranowym.

SYLWESTER KOSTECKI w partii Pollione, to podwójne nieporozumienie w obsadzie. Gatunek jego chropawego głosu tenorowego, dyskwalifikuje go do śpiewania jakiejkolwiek partii "belcanta". Jest to tenor tylko do partii rosyjskich oper, jak Dymitra czy Hermana natomiast ROMUALD TESAROWICZ, jako Oroveso zaprezentował się okazale tak postaciowo, jak i głosowo, prezentując swój potencjalny o pięknej barwie bas, wraz z doskonałą dykcją.

"NORMA" - to na pewno najlepsza z trzech pierwszych pozycji dyrektora Pietrasa w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji