Popularna sztuczka
Zadziwiająca jest popularność tej Sztuki. Ma oczywiście referencje broadwayowskie. Grali w niej Kathleen Turner i Gene Hackman. W Rzymie: Monika Vitti i Marcello Mastroiani. U nas widziałem ją w Opolu. Po kraju jeżdżą z nią Barbara Wrzesińska i Daniel Olbrychski. Podobno będzie wystawiona nawet w Starym Teatrze w Krakowie. W sobotę "Listy miłosne" Alberta Ramsdella Gurneya miały swoją premierę w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Wystąpili Ewa Żukowska i Jerzy Zelnik.
Historyjka jest prosta. Oto dwoje ludzi koresponduje ze sobą przez całe życie. W listach opisują swoje losy, ale przede wszystkim w korespondencji realizuje się ich wielka, właściwie nie spełniona miłość. Przyciągają się do siebie chyba tylko przeciwnościami. Melissa pochodzi z zamożnej rodziny, obdarzona jest niebanalną osobowością, nieco ekscentryczną, w tęsknocie za prawdziwymi uczuciami gubi się w swoim życiu. Andy wydaje się być wzorem wszelkich cnót. Choć niebogaty, pracowitością i ambicją zdobywa wysoką życiową pozycję. Robi świetną karierę polityczną, ma szczęśliwą rodzinę. Na krótko rodzi się między Melissą a Andym o wiele spóźniony romans. Uczucie jednak przeszkadza jemu w karierze. Historia kończy się smutno (jak? - nie zdradzę, by nie psuć przyjemności tym, którzy chcieliby sztukę obejrzeć), a morał z niej płynie taki: bardzo trzeba uważać na swoje uczucia, łatwo je bowiem zgubić. Być może należy je również wyrażać wprost, a nie za pośrednictwem listowego papieru. Gurney zręcznie skonstruował swoją sztuczkę. Wiedział kiedy zaprawić ją humorem, a kiedy wydobyć melodramatyczny ton. Dla teatru jest pewnie wymarzona. By wystawić "Listy miłosne" tak, jak w Sali im. Mikołajskiej w Dramatycznym, potrzeba tylko stołu i dwóch krzeseł. Co prawda stół, przy którym siedzą Ewa Żukowska i Jerzy Zelnik jest tak skromny, jakby bohaterowie korespondowali między Kutnem a Łęczycą, a przecież Melissa powiada, że u niej w domu kamerdyner podaje ciasteczka na złotej tacy. Sztuka Gurneya ma ascetyczną formę, przypomina właściwie słuchowisko radiowe. Wszystko w niej zawiera się w słowach. Trudność jej wykonania, a może przez to atrakcyjność, polega na tym, że choć bohaterowie swoje słowa kierują wprost do siebie, to jednak aktorzy na scenie w żaden sposób nie kontaktują się ze sobą. Nawet wzrokiem. Żukowska i Zelnik lekko tylko "ogrywają" kwestie. Tworzą wiarygodne postaci, na ile oczywiście pozwala konwencja sztuki. Żukowska wydobywa delikatnie skomplikowaną uczuciowość Melissy. Zelnik pokazuje niedojrzałość Andy'ego skrytą pod pozorami życiowego sukcesu. Tak grają w Dramatycznym. Kto następny?