Artykuły

Wiedźmin dziwnie powściągliwy

"Wiedźmin" Piotra Dziubka wg Andrzej Sapkowskiego w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

To prawda: trudno gdyńskiego "Wiedźmina" nie podziwiać za widowisko, w jakie jego twórcy zamienili prozę Andrzeja Sapkowskiego. To prawdziwy "teatr totalny", w którym wydarzenia dzieją się i na scenie, i wysoko nad nią, i wśród publiczności, i w zapadniach, i nawet w orkiestrowym kanale, który awansował tu do najważniejszego symbolicznego miejsca teatralnego świata, wymyślonego przez Kościelniaka. Dwupoziomowa scenografia stworzona przez Damiana Styrnę, na którą scenograf nakłada jeszcze efektowne wizualizacje, pozwala nam bez zbędnego zachodu przenosić się np. z pałacu królowej Calanthe do Lasu Brokilon i poczuć się tak, jakbyśmy chodzili wśród drzew (mimo iż Styrna nie sięga po technologię 3D).

Jeszcze bardziej udaje się nas zauroczyć autorce kostiumów. Bożena Ślaga, mam wrażenie, świetnie odczytała ducha prozy Sapkowskiego, która polega przecież na nieokiełznanym fantazjowaniu. Owszem, wszystko to zanurzone jest w sosie niby-staropolskiego języka, ale to przecież nie kraina Kajka i Kokoszą, tylko świat, w którym pojawiać się mogą na tych samych prawach i te istniejące, i wymyślane przez Sapkowskiego mitologie. Tak samo mają się sprawy z kostiumami Bożeny Ślagi. Są tu i takie, które udają niby-średniowiecze, jest trochę jak gdyby rodem z komiksów fantasy, ale największa ich część to popis swobodnej i pełnej humoru fantazji.

Najbardziej rozbawiły mnie dwa pomysły, które wyglądały - jeśli to dobrze wyłapałem - na puszczaniu oka do publiczności. Otóż czapka u jednej z postaci dalekiego tła dziwnie przypominała Tiarę Przydziału z "Harrego Pottera", zaś szeroka jak łopata broda u innego z bohaterów - krasnoluda z filmów Petera Jacsona. Tak jakby Ślaga mówiła nam: znam to oczywiście, ale robię po swojemu.

Skoro już jednak przywołane zostały dzieła Rowling i Tolkiena oraz ich kinowe realizacje, pora chyba na wypowiedzenie jednej wątpliwości: czy aby na pewno teatr, który sięga dzisiaj po gatunek fantasy, jest w stanie przelicytować kino w swojej widowiskowości? Czy np. walka Geralta i Braen z wijem, którego w przedstawieniu imituje grupa tancerzy, może nas zemocjonować tak, jak z pewnością zemocjonowałaby w hollywoodzkiej produkcji? Powtórzę: jestem pełen podziwu dla sposobu, w jaki Wojciech Kościelniak wykorzystuje w swoim przedstawieniu wszystkie możliwości teatralnej maszynerii. Ale jednak ta maszyneria ma - w zestawieniu z kinem - swoje oczywiste technologiczne ograniczenia, i spektakl je nam uświadamia.

Teatr na pewno ma tę przewagę nad filmem, że w przedstawieniu spotykamy się z aktorami, a nie z ich celuloidowymi kopiami. Ale - tu druga moja wątpliwość - "Wiedzmin" nie stoi tak aktorstwem, jak najlepsze gdyńskie realizacje Kościelniaka, czyli "Lalka" i "Chłopi", gdzie było co najmniej kilka równorzędnych i wybitnych kreacji. Bardziej przypomina w tym "Złego". W "Wiedźminie" wyrazistymi, "z charakterem" postaciami są komediowy Jaskier Jakuba Badurki oraz temperamentna Yennefer Katarzyny Wojasińskiej. No i oczywiście gwiazdka premiery - Maria Błaszkiewicz w roli Ciri, jedna z dziecięcych, bardzo dobrze się tu sprawdzających, wykonawców. Pozostałe natomiast postaci, nawet jeśli są ciekawie zarysowane, nie mają jednak, mówiąc Sapkowskim, dość mocy, by dostatecznie się uwyraźnić.

Dotyczy to także Geralta? I tak, i nie. Modest Ruciński bardzo dobrze wypada w każdej z partii śpiewanych, natomiast jego dialogowe aktorstwo jest osobliwie beznamiętne. Takie są niby wiedźminy, ale ta dziwna powściągliwość najbardziej mnie w całym przedstawieniu zastanowiła.

W przedpremierowych wywiadach Wojciech Kościelniak mówił, że kodeks wiedźminów przypomina mu kodeks bushido. Powściągliwość gry Rucińskiego miałaby więc przypominać nam samoopanowanie samurajów z filmów Kurosawy? Ciekawa myśl, zwłaszcza gdy dodać do tego, jak inne jest to od całego, otaczającego Geralta z Rivii, świata, pełnego zła, okrucieństwa, chaosu, śmierci.

Wojciech Kościelniak z dziesiątków splątanych wątków, składających się na opowieści o Geralcie, wybrał te, które pozwoliły stworzyć mu efektowne widowisko - i jako widowisko jego "Wiedźmin" spełnia wszelkie oczekiwania. Ale po drugie ułożył z nich przypowieść o potrzebie zasad w świecie bez zasad. Tylko etos pozwala nam wziąć górę nad chaosem. Wydestylować taką myśl z Sapkowskiego... Mam za to dla reżysera więcej podziwu, niż za wszystkie razem wzięte efekty jego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji