Artykuły

Każda rola jest wyzwaniem

- Ze mną zwykle było tak, że albo grałam główne role, albo nie grałam nic. A najważniejsza rola to ta, nad którą w danym momencie pracuję. To mnie pochłania bez reszty - mówi MAJA BAREŁKOWSKA, aktorka Teatru Ludowego w Kakowie.

Ostatnie dwa sezony były dla Pani szczególnie szczęśliwe i dzięki temu coraz częściej możemy Panią oglądać na scenach Teatru Ludowego...

- To prawda, minione lata były dla mnie dość tłuste i praktycznie nie schodziłam ze sceny. Ale też kilka sztuk, w których grałam, nie ma już na afiszu. Obecnie można mnie oglądać w "Ryszardzie III" w inscenizacji Jerzego Stuhra, w "Apokalipsie homara" wyreżyserowanej przez Włodka Nurkowskiego i w Teatrze STU, gdzie od dziesięciu lat gram gościnnie w "Wariacie i zakonnicy". Ponieważ czas biegnie, więc już nie siostrę Annę, ale przeskoczyłam do roli nieco starszej bohaterki - siostry Barbary. Sądzę, że "dożywocie" mam w tej postaci zagwarantowane. Związana też jestem z Teatrem "Rafael", z którym współpracujemy wraz z mężem, Piotrem Cyrwusem. Przed rokiem przygotowaliśmy tam spektakl "Kobieta mężna" o Beretcie Molly, w którym grałam postać tytułową. Mamy kolejne plany, tak więc na brak pracy nie mogę narzekać.

W ciągu dwudziestu lat spędzonych w zawodzie zagrała Pani trzydzieści głównych ról, po drodze były filmy, seriale - ma Pani poczucie zrealizowania dotychczasowych artystycznych marzeń?

- Wciąż odnoszę wrażenie, że cały czas bardzo intensywnie uczestniczę w życiu artystycznym, wciąż próbuję, sporo gram, a gdy sięgam po spis swoich ról, to zajmują one zaledwie kilkanaście linijek. Ze mną zwykle było tak, że albo grałam główne role, albo nie grałam nic. Każda z nich zawsze stanowiła wielkie wyzwanie, bo praca w teatrze jest dla mnie czymś radosnym i fascynującym, daje mi dużo szczęścia. A najważniejsza rola to ta, nad którą w danym momencie pracuję. To mnie pochłania bez reszty.

Porozmawiajmy zatem o "Bajzlu", sztuce, której premierę z Pani udziałem zobaczymy w maju, w Teatrze Ludowym. O czym ten współczesny tekst traktuje?

- Autorem sztuki jest Krzysztof Czeczot, 26-letni aktor ze Szczecina, a spektakl reżyseruje również młody człowiek - Piotr Jędrzejas. To interesujący tekst o ludzkich zmaganiach w dążeniu do szczęścia i zmiany świata na lepszy. Dotyka polskich problemów, jak bezrobocie, ale też uniwersalnych, gdyż mówi o relacjach w rodzinie, między małżonkami i ich dziećmi, o dojrzewaniu do odpowiedzialności i samodzielności. I co ważne, ta sztuka opowiada o człowieku z miłością, pokazuje jego słabości, ale z szacunkiem i zrozumieniem. Role napisane są "mięsiście", a ja gram matkę dorosłych dzieci, której pod wpływem dramatycznych zdarzeń zmienia się całe życie. Tego typu roli, wymagającej również intensywnej pracy nad formą ciała, jeszcze nie grałam, więc jest się z czym zmagać.

Rolę matki z powodzeniem pełni Pani w życiu prywatnym, wychowując trójkę dzieci. Czy łatwo pogodzić obowiązki aktorki i matki zwłaszcza że Pani mąż, Piotr Cyrwus, zajęty jest od lat na planie serialu "Klan"?

- To prawda, Piotr bywa gościem w domu, ale zawsze jakimś cudem udawało nam się godzić obowiązki rodzinne i zawodowe. Choć nie ukrywam, że dwójka aktorów i trójka dzieci w domu to niełatwy orzech do zgryzienia. Dziś dzieci są już dorosłe i oboje z mężem uznaliśmy, że tak dużo dla nich zrobiliśmy, iż pora, by nieco wyzwolić się z tej rodzicielskiej nadopiekuńczości. To mi pozwoliło intensywniej pracować w teatrze, skończyłam też drugie studia - europeistykę. Nigdy nie czułam się uciemiężoną matką, wręcz przeciwnie, sprawy wychowawcze sprawiają mi wielką przyjemność. Zawsze pilnowaliśmy z mężem tego, by nasze zawody nie kolidowały z wychowywaniem dzieci, z tworzeniem spokojnej, stabilnej i szczęśliwej rodziny.

A gdzie Państwo spędzą nadchodzące święta?

- Pochodzę z Poznania, mąż z Podhala, więc staramy się dzielić świąteczny czas pomiędzy naszymi rodzinami. Te święta spędzimy u mojej mamy. Przyjedzie również nasz syn z Londynu, po dwumiesięcznej rozłące. Co prawda Piotr będzie musiał jeszcze w Wielki Piątek wyskoczyć na plan serialu, ale może sobie na to pozwolić, bo podczas przygotowań do świąt wielkanocnych nie wpuszczamy go do kuchni. On się "wyżywa" w Boże Narodzenie, gotując góralskie przysmaki.

Czy świąteczne potrawy w poznańskich domach różnią się od krakowskich smakołyków?

- Na poznańskim stole obowiązkowo musi się znaleźć biała kiełbasa - najlepsza jest w Poznaniu - i gotowana w wodzie babka piaskowa. To są nasze specjalności. Ale nie tylko kulinariom poświęcamy czas. Od Wielkiego Czwartku uczestniczymy zawsze w uroczystościach kościelnych i obowiązkowo odwiedzamy kościół oo. Dominikanów, gdzie braliśmy ślub. Wyciszenie, refleksja są nam potrzebne, by w odpowiedni sposób wejść w te święta. A że są one dla mnie przede wszystkim świętami nadziei, to życzę jej również wszystkim Czytelnikom "Dziennika Polskiego".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji