Rewizor
"Rewizor" jest z pewnością jedną z najlepszych, bo świetnie skonstruowanych i bardzo śmiesznych komedii, jakie teatry mają do dyspozycji. Mikołaj Gogol (urodzony w 1809 w zubożałym ziemiańskim domu Hohołów-Janowskich, pół Polak, pół Ukrainiec) wcześnie miał okazję poznać stęchły zapaszek snujący się po gabinetach petersburskich urzędników, ponieważ sam zmuszony przez rodzinną sytuację finansową, próbował zająć przyzwoite miejsce na drabinie urzędniczej hierarchii. Wprawdzie często zmieniał posady, a wreszcie zupełnie porzucił karierę w biurokracji państwowej, ale, zebrał przy okazji dużo atrakcyjnego materiału do przyszłej twórczości literackiej, która szybko przyniosła mu uznanie i rozgłos. Pisząc "Rewizora" 26-letni Gogol był już znanym i chwalonym przez krytyków autorem. I ta właśnie genialna sztuka podzieliła jego czytelników na zapalonych entuzjastów i zdecydowanych wrogów. Nic dziwnego. Opis mentalności, systemu wartości i pospolitej głupoty światka horodniczych, radców kolegialnych, wizytatorów i innych przedstawicieli rosyjskiej biurokracji był boleśnie trafny.
Dziś "Rewizor" choć 150-letni, wciąż śmieszy. Najwidoczniej, jeszcze żyją gdzieś niedaleko bohaterowie tej komedii, ciągle aktualne są jej realia. Ale sceniczna atrakcyjność Gogolowskiej sztuki uwarunkowana jest odpowiednią obsadą i reżyserską świadomością niełatwego przedsięwzięcia. "Rewizor" śmieszy naprawdę tylko wtedy, gdy aktorzy balansują na granicy realizmu i groteskowego przerysowania, ale granicy nie przekraczają. Jakże łatwo bowiem zboczyć na zdradzieckie mielizny niesmacznego wodewilu. No i gdy dwie wiodące role, Horodniczego i "rewizora" Chlestakowa są prawidłowo obsadzone.
Chlestakow Zbigniewa Zaniewskiego to nie bezmyślny chłystek i bałamut, któremu los pcha w ręce niezasłużone pieniądze i karesy. Nie jest on także wyrachowanym cwaniakiem, który gra rolę rewizora z upodobaniem, bo ma naturę wydrwigrosza i kombinatora. Nowohucki Chlestakow jest melancholijnym mitomanem. Romantycznym pięknoduchem, któremu zagranie roli rewizora pasuje nie tylko dlatego, że dzięki nieporozumieniu zdobędzie pieniądze umożliwiające wygodny i elegancki powrót do domu rodzinnego. Przede wszystkim rola rewizora łechce jego próżność, osładza gorycz spowodowaną bezskutecznym usiłowaniem zrobienia kariery. To bardzo dobra rola.
W dodatku tak jak Chlestakow pragnie grać rewizora, mało, staje się nim. bo tak skwapliwie wciela się w tę rolę, jak Horodniczy (Ireneusz Kaskiewicz) i jego ekipa potrzebuje aktu ukorzenia się pod karcącą ręką wysokiego rangą funkcjonariusza administracji. Chce schlebiać, poniżać się, przekupywać łapówkami.
Wzajemne stosunki między bohaterami komedii Gogola są naturalne i wypełniają ich (bohaterów) oczekiwania. To właśnie przede wszystkim wydobył z "Rewizora" Mikołaj Grabowski. Jego intencje interpretatorskie są bardzo czytelne dzięki rzetelnej współpracy twórców spektaklu.
Czysto i starannie grają aktorzy pospolite, nieciekawe persony - mieszkańców prowincjonalnego miasteczka, od którego "choćby i trzy dni galopem do najbliższej granicy nie dojedziesz"...
Udana scenografia podkreśla brzydotę "saratowskiej guberni": Zacieki na obskurnych ścianach obecne są wszędzie - w taniej gospodzie, w urzędzie i w salonie Horodniczego...,
Ważną rolę spełnia świetnie wkomponowana w całość muzyka Krzysztofa Suchodolskiego: monotonne, głuche "kapanie" dźwięków opowiada o beznadziejnej jednostajności codziennego dnia Horodniczego i jego bliskich, a gwałtowne, dynamiczne "zrywy" tłumaczą jak ważnym i choć strasznym, to jednak... wytęsknionym incydentem w życiu miasteczka był przyjazd "rewizora"...